Raira (3084 - 4330) roboczo nazywana Rairą I Bolejącą.
Wielka i wspaniała królowa na zadupiu tartarskim, wcale nie jakos daleko od piekła. Syzyfowe prace i tak dalej, dalej. Im głębiej wejść w mitologię grecką, tym więcej zgrabnych odnośników znajdę. Och, jak tragiczny to los, och, jak bardzo.
Na niej i z nią uczyłam się gry. Na początku - choć pewnie nikt już nie pamięta - Raira potykała się o byle co, zapominała, przekręcała, myliła (technicznie była nogą, lewą nogą)... Potem wzięłam się za naukę TRU RP z podejściem: "nie chcę chichoczącej królewny-dziwki, chcę pomnik sprawiedliwości, chcę boginię pracy, chcę świętą Joannę!"... Na ile talenty mi pozwoliły, na tyle mi to wychodziło. A moje talenty są smutnie małe, dlatego przestało wychodzić. Ostatnie jej lata to znów seria zapomnień, pomyleń, błędów. Moje własne i prywatne roztargnienie, chaotyczność i lenistwo wzięły górę. I dziwiłam się, jakim cudem znalazłam w sobie jakiekolwiek pokłady ambicji.
No i nie będę ukrywać, że partnerów do gry zabrakło. Nie wiem ludzie, naprawdę nie wiem ludzie, po co Wam te trollowe postaci. Po co zawracacie komuś głowę. Spędzałam sporo czasu, by miasto jako miasto ekonomicznie było wydolne, ale żadną matką ani Magdą Gessler nigdy nie chciałam dla nikogo być. I kiedy widziałam znowu "nakarm mnie, ubierz mnie, wytrzyj mnie, zgadnij co chcę i daj mi to", bardziej "ambitne"(?) "ile kosztuje kościany nóż~pyta~" to jakby mi w łeb celowano z armaty. A kiedy z akcji rozciągniętej w czasie wychodził ciąg "chcę pomóc->bardzo chcę pomóc->ile kosztuje statek?->powinnaś być mi wdzięczna, że chciałem pomóc, ale to twoja wina, że się rozmyśliłem z dnia na dzień" - to z dziesięciu armat. Żałowałam każdej minuty gry, a przecież grałam niemało.
Ale, co by nie było, prawie miesiąc po uśmierceniu pozbyłam się całkowicie wszelkiej złej emocji i z nostalgią wspominam wiele rzeczy. I chciałabym podziękować wszystkim, z którymi się dobrze grało. Większość lubianych przez Rairę postaci powinna wiedzieć o jej skrytej pod grubą warstwą papieru ściernego sympatii. Oczywiście bolesnymi błędami usiane było jej tartarskie życie, dlatego nie jest to takie proste... I myślę, że najbardziej przeprosić trzeba pana Toma Ash Ara (R-ka była w nim zakochana, jak pięknie wychodziło jej okazywanie tego, prawda?), pana Oblanda (wyszło inaczej, niż naprawdę chciałam), pana Linna (to już zupełnie była tragedia) i panią Gem.
A całą resztę naprawdę lubiłam. Trzymajcie się i powodzenia!
