Odeszli... [*]

Ogólna pozapostaciowa dyskusja pomiędzy graczami Cantr II.

Moderators: Public Relations Department, Players Department

AUTO
Posts: 755
Joined: Mon Feb 06, 2006 9:19 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby AUTO » Sat May 08, 2010 4:25 pm

Waclaw I wrote:Witam wszystkich Cantryjczyków :)

Nie sądziłem, że będę wypowiadał się na tym forum, a już na pewno nie w tym temacie. Tak, to mój pierwszy post (przepraszam za nieprzedstawienie się w wątku dla nowych :wink: )


No to mamy pozytyw tego co się stało :lol:

Dziękuję Ci za odgrywanie Wacnega. Bardzo lubiłem tą postać, trochę się z moją postacią znała i moja postać liczyła, że losy Wacnega potoczą się inaczej. Pozdrowienia z Aldurei :D
User avatar
Sayuri
Posts: 224
Joined: Fri Mar 30, 2007 3:36 pm
Location: czarny domek

Re: Odeszli... [*]

Postby Sayuri » Sat May 08, 2010 6:50 pm

Arvense z rodu Bojvingów.

Niby już wyżej wspomniany, ale brakuje mi tu jakiegoś rozpaczliwego posta jednej z pozostawionych w bólu jego wielbicielek.

A z pozycji gracza - jak dla mnie najsumienniej i szczerze odgrywana postać jaką przyszło poznać w zielonym świecie. Zbyt szybko odebrana przyjemność obcowania z nim i resztą Bojvingów pewnie nie tylko mi, ale i innym przyczyni się do przejścia w tryb "dzień dobry, zaraz kończę projekt i zaczynam nowy".

Varga, Orm, Dismund, Sigrida, Reika, Roena.. Na pewno o wielu zapomniałam.

Ot, tak na krótko.
Image
User avatar
abigail
Posts: 61
Joined: Sun Oct 21, 2007 11:01 pm
Location: Wroclaw

Re: Odeszli... [*]

Postby abigail » Sat May 08, 2010 7:51 pm

No dobrze... to i ja coś skrobnę.


Po raz drugi już dziękuję za możliwość grania z Bojvingami, a ponieważ nie ma już kogo zabijać, to chyba ostatni.

Ogromne, ogromne dzięki za Arvense, Sigridę, Dismunda, Roenę... i wszystkich Bojvingów bojmholskich.
Wacławie, dzięki za Wacnega. Miło się zapowiadało, prawda? :wink: .

I całym sercem popieram Sayuri. Gdzie cały zastęp płaczek? Ja płakać nie będę (już chyba starczy, do diaska?), ale czołem o podłogę bić mogę... szacuneczek.

Pozdrawiam, a razem ze mną blade cienie Vargi i Kurenai.
... bo wypadek to bardzo dziwna rzecz. Nigdy go nie ma, dopóki się nie wydarzy - Kubuś Puchatek
Waclaw I
Posts: 65
Joined: Sat May 08, 2010 2:45 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby Waclaw I » Sat May 08, 2010 9:04 pm

Płaczki się znajdą. Od Arvensa żadna nie mogła przecie przejść obojętnie :roll:

Dziękuję jeszcze raz za Kurenai. Muszę przyznać, że przy Twoich opisach to zostawałem daleko z tyłu. Miło, miło. Liczyłem na dalsze rozwijanie fabuły w tą stronę (widać los chciał inaczej :wink: ). Jeśli mogę, to prosiłbym o streszczenie życia Kurenai. Sam napiszę nekrolog Wacneg(o/a) (tak, zostałem bardzo mile zaskoczony pm z prośbą o to) Tylko trochę później.

Podziękowania za ciepłe przyjęcie na forum (każdy chyba ma na początku tremę :) )
User avatar
Aravat
Posts: 415
Joined: Tue Jun 27, 2006 9:26 pm
Location: Ennis, Ireland

Re: Odeszli... [*]

Postby Aravat » Sat May 08, 2010 10:34 pm

Ja również dziękuję wymienionym wyżej postaciom za wspólną grę. Mam nadzieję, że gracze nie żywią urazy do graczy prowadzących łowców za to co się stało. Czasami scenariusz gry układa się inaczej niż to gracz założył sobie wcześniej... Mam nadzieję, że w miejsce postaci, które straciliście stworzycie nowe, równie ciekawe postaci. Choć niekoniecznie muszą one być Bojvingami 8)
Wszystko nalezy robic w sposob tak prosty jak to tylko mozliwe i ani troche prosciej....
User avatar
Koralat
Posts: 268
Joined: Thu Jul 10, 2008 12:14 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby Koralat » Sat May 08, 2010 11:11 pm

No to ja wymienię wszystkich...
Dziękuję za grę graczom od: Arvense (och Ty babiarzu ;) ), Dismunda ( dobrze wiesz za co ), Sigridy, Wacnega, Kurenai ( szkoda, że nie doczekałam kolejnej Siostry ), Roeny, Tili (szkoda, że bardziej spała...) i Reiki ( :) ).

Wolałabym dołączyć teraz do tych wspaniałych postaci imię mojej... "życie" chciało inaczej...
There's a light at each end of this tunnel,
You shout 'cause you're just as far in as you'll ever be out
And these mistakes you've made, you'll just make them again
If you only try turning around.
User avatar
Nefertete
Posts: 89
Joined: Sun Aug 23, 2009 7:36 am

Re: Odeszli... [*]

Postby Nefertete » Sun May 09, 2010 7:07 am

Dzięki Wacławie za Wacnega, moim zdaniem była to ważna i co istotniejsze dobrze odgrywana postać.
Moja Roena również poczuła magię przyciągania Arvense i z pewnością umieściłabym ją w gronie najwierniejszych fanek-płaczek ;) Nie łatwo mi było pogodzić się ze stratą mojego wątku fabularnego z Arvense bo było coraz ciekawiej i zabawniej 8)
Ostatecznie jakoś dałam radę, mam sporo rozwiniętych postaci które w jakiś sposób mogą zapełnić tą lukę, chociaż nie będą tym samym co obcowanie z największym babiarzem w zielonym świecie ;)
User avatar
abigail
Posts: 61
Joined: Sun Oct 21, 2007 11:01 pm
Location: Wroclaw

Re: Odeszli... [*]

Postby abigail » Sun May 09, 2010 10:13 am

Wacławie, z niecierpliwością czekam na nekrolog Wacnega, choć jako gracz wiem o jego życiu całkiem sporo ;-).

Kurenai przebudziła się w Lothanel i dość szybko zaprzyjaźniła się z inną młodziutką dziewczyną, Vinegrettą. Z czasem ich zażyłość pogłębiła się bardzo, postanowiły opuścić razem senną osadę i szukać szczęścia w jakimś dużym, gwarnym mieście, gdzie mogłyby zapracować na własny statek i wyruszyć w wymarzoną podróż. Wybór padł na Eden, co mi się średnio podobało, jako, że miałam tam inną postać, ale większego miasta na E nie ma, więc jako gracz się przemogłam, wmawiając sobie, że to tylko "na trochę". Do Edenu podrzucił nas swoim statkiem uwiedziony przez Vinegrettę Boreusz. Tam byłyśmy świadkami obławy na Tantala i wizyty Bojvingów, którzy przypłynęli po niego. Pracowałyśmy sobie spokojnie, knując w międzyczasie pomysł kradzieży statku Boreusza i zabicie tegoż już na pełnym morzu. Pomysł nie wypalił, bo amant sam się ulotnił pewnego dnia bez słowa. Bojowa Vin od razu zaczęła podrywać innego pana, tym razem starszego i statecznego, którego imienia szczerze nie pamiętam. Obiecał nam swój statek, w zamian za pomoc w organizowaniu wyprawy w okolice Barkin Creek i założeniu tam osady. Miał dość pływania i chciał osiąść właśnie tam, ofiarowując nam swoją jednostkę. Jakiś czas potem Vinegretta zasnęła na amen, moja też jakoś traciła zapał, ale pan dotrzymał słowa i zapakował nas obie na statek. Kurenai, wietrząc sukces, obudziła się w samą porę, właśnie dopływaliśmy do Barkin Creek. Vinegretta dalej spała, ale miałam nadzieję, że jak już zdobędziemy ten cholerny statek i ruszymy, tylko we dwie, w świat, to się obudzi. Tymczasem Kurenai i nasz dobroczyńca pracowali nad założeniem jego wymarzonej osady, zeszło im ze dwa lata, po czym odebrała od niego klucz do szabrownika i mniejszych jednostek. Od tej chwili należały do niej i Vin. Urocza moja towarzyszka była uprzejma zejść z tego zielonego łez padołu dwa dni po naszym triumfie, a rozgoryczona Kurenai zapadła w sen, pływając bez celu czas dłuższy. Trwała w tym otępieniu do chwili kiedy zadokował do jej statku młody chłopak. Nazywał się Kaved Aratardo i była przekonana, że jest piratem. Szybko się okazało, że nie miała racji, od tej chwili pływali razem jakieś dwa lata, do chwili gdy na horyzoncie ukazała się latarnia Bojholmu, a Kaved wyraził entuzjastyczną chęć odwiedzenia tejże osady, twierdząc, że opowiadał mu o niej jego tatuś (sic!). Obojętniejąca na wszystko Kurenai nie wyraziła sprzeciwu, a dobiwszy do brzegu nawet się ożywiła, by po kilku dniach dać się porwać zachwytowi nad ludem zamieszkującym tę ziemię i tradycją, której tak hołdował. Od tej pory dążyła do tego by stać się jedną z nich, poznawała ich coraz lepiej i czuła, że nie potrafiłaby już żyć nigdzie indziej. Pojawiło się subtelne uczucie między nią a Wacnegiem, podlewane sosem życzliwych docinków Arvense. Podczas wizyty w Fortholmie uczucie owo może nie tyle wybuchło, co rozjarzyło się obiecująco. Potem wyczekiwany powrót do domu i pierwsze niewesołe wieści. Kilka dni później ostatnie cudowne ognisko. Roena siedząca na kolanach Arvense, przytulona do niego jak dziecko, rozmowa o urodzie nóg Kurenai, spiryt, nieodłączny kapelusz Wacnega i ciepła noc, zapadająca nad wesołą grupką.

Nie zdążyła zostać Bojvingą, choć w duszy była nią od dawna. W żadnym też razie nie była kochanicą Arvense! :twisted:

Fajnie było :)

Zdaje się, że popłynęłam na fali wspomnień. Nie trzeba czytać wszystkiego :P

Dziękuję za słowa uznania, Wacławie. Ja wcale nie uważam, byś zostawał w tyle, bardzo dobrze mi się z Tobą grało :) .
... bo wypadek to bardzo dziwna rzecz. Nigdy go nie ma, dopóki się nie wydarzy - Kubuś Puchatek
User avatar
tehanu
Posts: 872
Joined: Thu Sep 21, 2006 9:00 pm
Location: 3city

Re: Odeszli... [*]

Postby tehanu » Sun May 09, 2010 12:31 pm

Maciek z Dom Boiran [']
podziękowania dla gracza za miłe chwile, dawno temu w cantr.
Skończył się Zaczarowany Las.
Waclaw I
Posts: 65
Joined: Sat May 08, 2010 2:45 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby Waclaw I » Sun May 09, 2010 2:12 pm

abigail wrote:Wacławie, z niecierpliwością czekam na nekrolog Wacnega, choć jako gracz wiem o jego życiu całkiem sporo ;-).


Wacneg miał to szczęście obcować z Twoimi dwiema postaciami, więc na pewno wiesz sporo, ale czy wszystko? :roll:

No to zaczynamy *siadł wygodnie na kamiennej ławie i poprawił kapelusz zasłaniający mu oczy*

Wacneg przebudził się w Bojholmie (niestety nie przypomnę sobie daty). Po zapoznaniu się z Bojvingami, którzy przyjęli go bardzo ciepło, zaczął pracować w Domu Zjednoczenia. Thing zbliżał się coraz większymi krokami, a wtedy jeszcze pełen wigoru, wesoły chłopak podjął najważniejszą decyzję w swoim życiu. Wstąpienie do Rodu Bojvingów, rodziny, w której każdy dla każdego jest bratem/siostrą, której siłą jest jedność i honor...Było to spełnienie jego marzeń. Wreszcie miał o kogo się troszczyć i komu się wyżalać. Wacneg zmienił się diametralnie po niefortunnej akcji porwania pewnej kobiety z Vlotryan. (swoją drogą...Bardziej wnerwiającej postaci chyba nie dane było mu słyszeć :twisted: ) Uniknął śmierci tylko dzięki temu, że schował się wtedy w kajucie większej jednostki. Wtrącony do vlotryańskiego aresztu razem z Eggarem, przesiedział tam dwa lata, długo zastanawiając się nad tym, co najlepszego uczynił. Zabrano mu wtedy topór, a nawet łopatę. Z braku innego zajęcia, nieustannie przykręcał i odkręcał kółko od taczki (przez co nabrał do niej senstymentu). Po wyjściu z więzienia został zrównany z błotem przez światłych i prawych mieszkańców miasta szeptów. Nie przejął się tym jednak. Po odbyciu kary coś w nim pękło. Nie pomagały tłumaczenia, że to nie była jego wina, że był młody i głupi. Nie mógł sobie wybaczyć śmierci dwóch kompanów; Thorvalda i Dronira, którzy wtedy stracili życie. Bojviński spiryt, którego trzy łyki z początku powalały biedaka, coraz częściej gościł w jego gardle. Pobyt w Archburgu na Aldurei pozwolił mu trochę odżyć. Starał się sprawiać wrażenie zadowolonego i uśmiechniętego, mimo gnębiących go co noc wspomnień. Po niespodziewanej śmierci Eggara, jego przyjaciela, z którym spędził kawał czasu, załamał się kompletnie. Przestał dobrze sypiać, częściowo zamknął się w sobie. Jego oczy straciły głębie, a zaczerwienione białka coraz bardziej rzucały się wszystkim w oczy, dlatego też zasłaniał je swoim trzcinianym kapeluszem. Po jakimś czasie do Bojholmu zawitali Kurenai i Kaved Aratardo. Wacneg mimo wszystko był aktywny i ochoczo zaczynał rozmowy, szukając w nich pocieszenia. Zainteresował się Kurenai, ale nie uważał, ażeby jakikolwiek związek był dla niego. Bał się straty kolejnej bliskiej osoby tak bardzo, że nie miał odwagi podjąć ryzyka. Do zmiany podejścia do "sprawy" przekonał go znany wszystkim upierdliwy, miły staruszek Arvense :wink: (Jestem pewien, że maczał palce w wysłaniu nas jednym statkiem do Fortholmu).

Wacneg w Fortholmie spędził najpiękniejsze chwile swojego krótkiego, aczkolwiek pełnego cierpień życia. Sympatia, jaką darzył Kurenai powoli przeistaczała się w coś o wiele poważniejszego. Wszystkie te ogniska i zabawy na plaży, okładanie się drewniakami (ekhem, najczęściej) Przywróciły w nim chęć do życia. Mimo to stale pił coraz więcej, popadając w lekki alkoholizm. Nie przejmował się tym jednak, w końcu każdy Bojving lubi sobie popić.

Zginął w obronie swoich najbliższych, oddając jeden strzał z kuszy, samemu ginąc pod gradem celnych ciosów toporów i mieczy (chyba nawet z kuszy dostał). Nie zdążył powiedzieć swojej wybrance tego, czego obawiał się najbardziej - Zakochał się w niej, tym samym częściowo sprowadzając na nią śmierć.

Pisał pamiętnik, który raczej wyglądał jak szybkie wpisy co ważniejszych wydarzeń. (ktoś wie, co się z nim stało?)

Bardzo miło mi słyszeć, że Wacneg był dobrze odgrywany. Nie wiem tylko, czy zdołam przeskoczyć tą poprzeczkę innymi postaciami. Bojving daje bardzo duże pole do Rpowego popisu, którego na pewno nie wykorzystałem nawet w połowie.

Pozdrawiam.
User avatar
Aravat
Posts: 415
Joined: Tue Jun 27, 2006 9:26 pm
Location: Ennis, Ireland

Re: Odeszli... [*]

Postby Aravat » Sun May 09, 2010 2:26 pm

Waclaw I wrote:Pisał pamiętnik, który raczej wyglądał jak szybkie wpisy co ważniejszych wydarzeń. (ktoś wie, co się z nim stało?)

Ja wiem co się z nim stało.
Wszystko nalezy robic w sposob tak prosty jak to tylko mozliwe i ani troche prosciej....
User avatar
Nefertete
Posts: 89
Joined: Sun Aug 23, 2009 7:36 am

Re: Odeszli... [*]

Postby Nefertete » Sun May 09, 2010 2:47 pm

Waclaw I wrote:Pisał pamiętnik, który raczej wyglądał jak szybkie wpisy co ważniejszych wydarzeń. (ktoś wie, co się z nim stało?)



Znam ten ból. Roena też pisała pamiętnik, swoją drogą był to jeden z moich największych projektów wśród moich postaci jakie chciałam napisać. Żałuję, że go nie dokończyła i nie ujrzał on światła dziennego. Pewnie wpadł w łapska piratów i będzie użyty po czynności wypróżniania jak któremuś z nich się zachce ;)
Waclaw I
Posts: 65
Joined: Sat May 08, 2010 2:45 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby Waclaw I » Sun May 09, 2010 2:50 pm

Yhm...Może nie będzie aż tak źle :D

Mój był jeszcze edytowalny, ale mam nadzieję, że nikomu nie chciało się zrobić na złość i skasować zawartość :?
User avatar
Aravat
Posts: 415
Joined: Tue Jun 27, 2006 9:26 pm
Location: Ennis, Ireland

Re: Odeszli... [*]

Postby Aravat » Sun May 09, 2010 3:00 pm

Waclaw I wrote:Yhm...Może nie będzie aż tak źle :D
Mój był jeszcze edytowalny, ale mam nadzieję, że nikomu nie chciało się zrobić na złość i skasować zawartość :?

Jaki lepiej użyć po czynności wypróżniania się, edytowalny czy też nie edytowalny? :roll: A na poważnie to co niby miałby aktualny właściciel zrobić z tym pamiętnikiem? Przecież jego ani grzeje ani ziębi to, co miał do powiedzenia jego autor...Wrzuci zapewne do kosza i o nim zapomni.
Wszystko nalezy robic w sposob tak prosty jak to tylko mozliwe i ani troche prosciej....
User avatar
Mia
Posts: 51
Joined: Mon Jan 04, 2010 7:52 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby Mia » Sun May 09, 2010 3:32 pm

Waclaw I wrote:Jego oczy straciły głębie, a zaczerwienione białka coraz bardziej rzucały się wszystkim w oczy, dlatego też zasłaniał je swoim trzcinianym kapeluszem.


Ja gdzieś takie widziałam.. W tamtym wypadku należą/należały do pewnego zdrajcy :evil: :x :|
Nie ma słowa, które nie byłoby Tobą.

Return to “Ogólne dyskusje”

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 1 guest