Odeszli... [*]
Moderators: Public Relations Department, Players Department
-
- Posts: 724
- Joined: Fri Jan 26, 2007 12:36 pm
- Location: poland
- cald dashew
- Posts: 930
- Joined: Tue Aug 29, 2006 9:23 pm
- Location: Idioglosia
Echo wrote:Odchodzą postaci i jak nam smutno... Czasami zastanawiam się, czy odejście kogoś, kto nie znaczył wiele w moim życiu nie bywa przypadkiem mniej bolesne, niż cantryjska śmierć bliskiej mej postaci..?
...I wtedy zastanawiam się, czym nas stworzono i jakimi..?
a co nas obchodzi śmierć osoby ktorej nie znaliśmy? Nic, i czy to źle ze nas nie obchodzi? Oczywiście że nie źle, jakby nas tak śmierć każdej osoby obchodziła to bysmy.. na zawał padli zaraz.. Na świecie co sekunde ktoś umiera, a co ile umiera postac w cantrze?

- Mars
- Posts: 852
- Joined: Sat Apr 28, 2007 2:44 pm
- Location: Poland
Echo wrote:Odchodzą postaci i jak nam smutno... Czasami zastanawiam się, czy odejście kogoś, kto nie znaczył wiele w moim życiu nie bywa przypadkiem mniej bolesne, niż cantryjska śmierć bliskiej mej postaci..?
...I wtedy zastanawiam się, czym nas stworzono i jakimi..?
To ludzkie jest się przywiązywać, grunt to mieć nad tym kontrolę aby od tego nie zwariować czy sobie nie zaszkodzić

*mocno przytula Eszko*
-
- Posts: 270
- Joined: Sun Feb 19, 2006 10:23 am
Sekundus Kordus (1517-2442)
Nie będe opisywał szczegółowo, bo weny jakoś nie mam.
Urodził się w Wybrzeżu Valerii. Po pewnym czasie został tam strażnikiem. Po wielu latach życia w WV, gdy miasto zaczęlo podupadać a Księżna zasnęła na dłuugi czas zaciągnął się do załogi Łowców Piratów pod dowództwem Edka. Głównym jego celem było dorwać Laurę, o której słyszał, że napadła na Port Moriad. Długo pływał z Edkiem, potem z Ideą, gdy pierwszy kapitan umarł. Po długich u wybrzeży wyspy D* duża wieloosobowa ekipa łowców dorwała statek Laury i odprowadziła ją do Vlotryan. Po jej śmierci postanowił odejść z załogi i wrócić do domu, do Wybrzeża Valerii. Los nie pozwolił. Umarł z Głodu.
Strasznie mi wstyd, że zapomniałem go nakarmić. Wydawało mi się, że dałem mu coś do jedzenia a tu kolejnego dnia znów ten komunikat "głodujesz". za późno już było ;/
Nie wymieniam konkretnie osób, którym dziękuję za współpracę, bo byłoby ich bardzo dużo. Dziękuję generalnie wszystkim, którzy sprawili, że Sekundus był postacią ciekawą. Chyba najboleśniejsza spośród śmierci moich cantryjczyków.
Nie będe opisywał szczegółowo, bo weny jakoś nie mam.
Urodził się w Wybrzeżu Valerii. Po pewnym czasie został tam strażnikiem. Po wielu latach życia w WV, gdy miasto zaczęlo podupadać a Księżna zasnęła na dłuugi czas zaciągnął się do załogi Łowców Piratów pod dowództwem Edka. Głównym jego celem było dorwać Laurę, o której słyszał, że napadła na Port Moriad. Długo pływał z Edkiem, potem z Ideą, gdy pierwszy kapitan umarł. Po długich u wybrzeży wyspy D* duża wieloosobowa ekipa łowców dorwała statek Laury i odprowadziła ją do Vlotryan. Po jej śmierci postanowił odejść z załogi i wrócić do domu, do Wybrzeża Valerii. Los nie pozwolił. Umarł z Głodu.
Strasznie mi wstyd, że zapomniałem go nakarmić. Wydawało mi się, że dałem mu coś do jedzenia a tu kolejnego dnia znów ten komunikat "głodujesz". za późno już było ;/
Nie wymieniam konkretnie osób, którym dziękuję za współpracę, bo byłoby ich bardzo dużo. Dziękuję generalnie wszystkim, którzy sprawili, że Sekundus był postacią ciekawą. Chyba najboleśniejsza spośród śmierci moich cantryjczyków.
Last edited by Legalus on Sun Nov 16, 2008 10:29 pm, edited 2 times in total.
Lepiej spłonąć niż dać się rozwiać przez wiatr...
- Tetro
- Posts: 522
- Joined: Thu Jun 07, 2007 10:54 am
- Location: Baal
Piotr Ciesla Zmarł na smierc glodowa.... Smieszna sprawa gdyz zawsze smialem sie z ludzi ktorzy zapomnieli nakarmic swoich podopiecznych. Ale z drugiej strony, nie mialem dostepu do internetu. Gdy dowiedzialem sie ze postaci umarla, poczulem sie zle... Ale nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo. W styczniu bede mial corke, wiec bede mial zajecie
Chcialem podziekowac wszystkim, z ktorymi udalo mi sie spotkac w grze. Mianowicie mieszkanca Vlotryan gdzie spedzilem cale zycie... Ni byl dla mnie jak ojciec (Nie zmieniaj sie!), Borgi za to iz byla najwspanialsza dama w Cantrze (dzekuje za nauke handlu
), Marttinie poprostu bylas wspaniala(przepraszam za Olejek....
), Svarogovi, Dariusowi, Tych ktorych pominolem a wiem ze jest ich wielu, niektorzy wciaz zyja niektorzy odeszli... Moze tu zakoncze bo ciezko mi dalej pisac.
Chcialbym aby ktos napisal mi kilka slow co bylo po mojej smierci:)
P.S
Zostala mi jedna postac ktora przetrwala...

Chcialem podziekowac wszystkim, z ktorymi udalo mi sie spotkac w grze. Mianowicie mieszkanca Vlotryan gdzie spedzilem cale zycie... Ni byl dla mnie jak ojciec (Nie zmieniaj sie!), Borgi za to iz byla najwspanialsza dama w Cantrze (dzekuje za nauke handlu


Chcialbym aby ktos napisal mi kilka slow co bylo po mojej smierci:)
P.S
Zostala mi jedna postac ktora przetrwala...
?
- Luke
- Posts: 410
- Joined: Sun Sep 16, 2007 10:05 pm
- Location: Wroclaw, Poland
Sprawa nie była wcale śmieszna. Napiszę kilka słów, ale nie na PM, tylko tu w wątku.Tetro wrote:Piotr Ciesla Zmarł na smierc glodowa.... Smieszna sprawa
Piotr chyba prowadził jakieś intensywne naprawy narzędzi albo wytwarzanie części, bo mu się przeładował plecak sprzętem do tego stopnia, że nie dało się tam wcisnąć ani grama pożywienia. A wiele osób próbowało go nakarmić, licząc na jakiś cud. Zresztą pewnie to wiesz, jeżeli odebrałeś logi sprzed śmierci. Kiedy już wyglądał na umierającego, przeniesiono go w bezpieczne miejsce (żeby ważne klucze, notatki, itd. nie rozsypały się).
Zmarł wśród przyjaciół, Vlotryan straciło premiera. Ta, która była z nim związana, zmarła tuż po nim, niestety. Mówią, że jej serce pękło.
Królestwo Vlotryan dość długo premiera nie miało, król pełnił wszystkie obowiązki (czasem zastanawiam się, skąd miał na to wszystko siły). Później premier został wybrany, możesz więc uciszyć zasłużone wyrzuty sumienia i poczucie winy wobec mieszkańców.
Na pocieszenie, chociaż marne to pocieszenie, powiem, że choroba i kilkudniowa agonia Piotra były głośnym wydarzeniem w stolicy. Gdyby miał miejsce na jedzenie, na pewno nie pozwolono by mu umrzeć, bo zapadł w tę swoją śpiączkę nagle, w środku aktywności.
Mimo wszystko uważam, że to lepszy los niż ten, jaki spotkał inną postać we Vlotryan. Postać chyba bardziej i szerzej znaną w świecie. A umarła również z głodu. Tylko wydaje mi się, że tej postaci po prostu zapomniano nakarmić. A może już nikt nie uważał się za jej przyjaciela. Nie wiem.
Ty uważaj! Córki szybko rosną i nagle okazuje się, że też już grają w Cantra, ani się obejrzysz. Ja tak mam teraz.Tetro wrote:W styczniu bede mial corke, wiec bede mial zajecie

[*]...
- Izabela
- Posts: 184
- Joined: Sat Oct 22, 2005 3:32 pm
- Location: Portugal
Sally Dax
Głupia i niezawiniona śmierć na obcym lądzie. Zaciągnęli po prostu do pomieszczenia i zabili; Holendrzy chyba. Szkoda, bo to takie bezsensowne.
Bardzo proszę gracza postacią F., który pływał z Sally, aby się do mnie odezwał na PM; ciekawa jestem, czy F. udało ujść z życiem, czy też spotkał go taki sam los jak S.
Przy okazji dzięki za wspólną grę, fajnie się razem pływało : )
Głupia i niezawiniona śmierć na obcym lądzie. Zaciągnęli po prostu do pomieszczenia i zabili; Holendrzy chyba. Szkoda, bo to takie bezsensowne.
Bardzo proszę gracza postacią F., który pływał z Sally, aby się do mnie odezwał na PM; ciekawa jestem, czy F. udało ujść z życiem, czy też spotkał go taki sam los jak S.
Przy okazji dzięki za wspólną grę, fajnie się razem pływało : )
I'm not anti-social; I'm just not user friendly.
- NiKnight
- Posts: 791
- Joined: Thu Jun 23, 2005 8:32 pm
- rem
- Posts: 208
- Joined: Fri Dec 01, 2006 9:27 pm
- Location: Gdańsk
Izabela wrote:Sally Dax
Głupia i niezawiniona śmierć na obcym lądzie. Zaciągnęli po prostu do pomieszczenia i zabili; Holendrzy chyba. Szkoda, bo to takie bezsensowne.
Holendrzy zrobili to samo z moja postacią (Nok) zwiedzającą tamten teren, tylko dlatego, ze nie potrafili sie z nią dogadać, a próbowała na wszelkie sposoby. Chyba sie bardzo boją

rem
Somewhere over the rainbow, blue birds fly, and the dreams that you dreamed of dreams really do come true...
- cald dashew
- Posts: 930
- Joined: Tue Aug 29, 2006 9:23 pm
- Location: Idioglosia
- Sopel_1
- Posts: 770
- Joined: Thu Nov 13, 2008 5:12 pm
- Location: Kostrzyn nad Odrą / Kraków - Poland
- w.w.g.d.w
- Posts: 1356
- Joined: Sun Oct 02, 2005 4:46 pm
- Sopel_1
- Posts: 770
- Joined: Thu Nov 13, 2008 5:12 pm
- Location: Kostrzyn nad Odrą / Kraków - Poland
-
- Posts: 168
- Joined: Fri Sep 01, 2006 8:06 am
- Location: Polska
Wyrwisław
2175 - 2473
Zmarł przeżywszy lat 34.
Jedna z moich najlepszych postaci, a na pewno najlepsza na nowym koncie. Dzięki jej śmierci zacząłem się poważnie zastanawiać, czy chce mi się w to w ogóle dalej grać. Tylko dla niej odwlekałem krzyż, pozostałe nie są już nawet w połowie tak dobre... Tyle ode mnie, teraz życiorys:
Urodził się na wyspie Fu, w miejscowości Port Gallagher w czasie wizyty czwórki Bojvingów. Jako że poczuli się oni odpowiedzialni za newspawna, po kilkudniowym pobycie w porcie zabrali go ze sobą w rejs powrotny do domu. Tam zaczął poznawać Bojvińskie obyczaje, dostał od nich porządne ubranie, żywność, obietnicę przyjęcia do ich grona. Niestety, pewnego dnia zapadł w kilkudniową śpiączkę, po której przebudził się w jakimś magazynie, w nieznanym sobie mieście. Po jego dawnych towarzyszach nie było śladu, odpłynęli, pozbywając się zbędnego balastu.
Pojawił się za to lokalny przywódca, tytułujący się królem niejaki A*. Kazał on odpracować żywność, leki i opiekę, co Wyrwisław z chęcią uczynił (jako że nie miał w sumie nic innego do roboty). Potem dostał propozycję pracy, bodajże za żelazo. W międzyczasie trochę awansował, był kandydatem na pretora stolicy, dostał służbowe mieszkanie. Mimo to harował przez wiele dni, między innymi składając samochód dla A*. Gdy ten był gotowy, król zapragnął go przetestować i udał się w siną dal. Wtedy w młodym Wyrwisławie narodził się rewolucjonista, nawołujący do obalenia dotychczasowego ustroju i władcy, który wisiał mu już sporą dniówkę w żelazie. Niestety, nie znalazł posłuchu wśród współobywateli, założył więc projekt Pomnika Wolności, pokrzyczał, rozdał rewolucyjne ulotki i uciekł do sąsiedniej osady. Tam nie zgasł jego rewolucyjny zapał, udało mu się wykrzyczeć w radio, co myśli o swym dawnym przełożonym. Ponadto zasiał strach wśród mieszkańców wioski, jakoby król szykował się do podboju ich miejscowości. Spowodowało to ogólną panikę i mobilizację, a przedstawiciel osady wyjechał, by sprawę wyjaśnić. Wtedy to Wyrwisław wiedział, że musi szybko uciekać. Zwiał więc na sąsiednią plażę, będącą nawiasem mówiąc prowincją A*. Tam pokłócił się z zarządcą, który również nie podzielał jego rewolucyjnego zapału i odszedł na południe. W czasie, gdy zbierał ziemniaki na dalszą podróż, dopadła go na motocyklu agentka króla, żądając, by pod karą śmierci natychmiast wrócił. Z pewnymi oporami zaczął więc wracać. Oczywiście perspektywa kamieniołomu nie uśmiechała mu się zbytnio, więc cały czas kombinował, jak by tu uciec. Gdy dotarli na poprzednio wzmiankowaną plażę, gdzie obok zarządcy był teraz także jego pomocnik, dostał polecenie, by czekać na przyjazd agentki z samochodem. Gdy jej powrót przedłużał się, postanowił pójść do stolicy pieszo, licząc, że uda mu się w ten sposób uzyskać wolność. Nie mylił się. Co prawda gonił go jeden z mieszkańców plaży, ale po zadaniu 80% ran wycofał się, a młody rewolucjonista wpadł do stolicy, wykrzyczał królowi, odczytującemu mu wyrok, że zawiązuje pokój i najzwyczajniej w świecie uciekł pieszo z 80% ran
Tamci rzecz jasna gonili go samochodem, ale wykorzystał sprytnie fakt, że w docelowej osadzie jedna z dróg była ścieżką i podążył nią ku wolności. Potem dla zmyłki oddalił się jeszcze o dwie leśne osady, aż trafił w pobliże Zatoki Urodzaju, do pewnej przemiłej osady...
Tu zaczyna się trzecia część życia Wyrwisława. W nowej wiosce wyleczył się i podkarmił. Oczywiście nie porzucił marzeń o rewolucji i zemście, poza tym doszło trzecie, o którym wspominał już w czasie ucieczki od króla - chciał na starość, po dokonaniu zamachu stanu powrócić do Bojvingów, być jak oni niezłomnym żeglarzem
Tymczasem jednak w nowym domu zarobił na tarczę i kuszę, by mieć czym zrealizować swój szatański plan zemsty. Chciał, wykorzystując maksymalnie mechanikę gry, mścić się dokując i oddokowując od plaży tratwą, po każdej takiej operacji zadając ciosy wszystkim zwolennikom króla A*. Poza tym nie cierpiał też owego zarządcy, który zwymyślał go i zadał swego czasu 80% ran. W zasadzie chyba do niego żywił najbardziej osobistą urazę i to od niego chciał zacząć swoje okrutne dzieło. Śmiać mi się chciało, gdy Wyrwisław, pracując w pewnym budynku, usłyszał przez radio pierwszy komunikat z nowego nadajnika w dawnej stolicy, gdzie oprócz powitania i reklamy królestwa był też list gończy właśnie na niego. Dodam, że działo się to w kilka lat po wspomnianej ucieczce. Musiał więc solidnie zaleźć królowi za skórę
Minęło wiele, prawie 10 lat, odkąd Wyrwisław trafił do nowej miejscowości. Miał już wszystko - zapas leków i żywności, broń i tarczę. Po drodze narąbał w lesie drew na tratwę i wtedy zaczęły się kłopoty. W kolejnej osadzie skończyło się jedzenie i musiał nakopać nowego. Niestety, drapieżne gepardy nie pozwoliły mu na to, zadając 60% obrażeń. W międzyczasie, od przejeżdżających przyjaciół dowiedział się, że kolejna wioska, do której zamierzał się udać po azyl przed dzikimi zwierzętami, jest już kolonią króla A*. Postanowił jednak zaryzykować i prawie się udało. Na miejscu znalazł bowiem życzliwych ludzi, także z czasów, gdy mieszkali w stolicy, którzy pomagali mu się leczyć. Niestety, wszystko popsuł pewien trep, który przypłynął pewnego dnia nie wiadomo skąd i odczytawszy krótki wyrok śmierci od króla, zadał dwa celne ataki. Faktem jest, że miałem wtedy mało czasu na grę i trochę zapomniałem o postaciach, więc nie mogłem się bronić. W tym czasie dostałem dwa ataki szablą i Wyrwisław zmarł. Nie dane mu było dokończyć dzieła rewolucji ani zobaczyć raz jeszcze ojczystej ziemi Bojvingów. Wszystko zniszczyły dwa głupie machnięcia szablą i krótki wyrok, bez czasu na obronę.
Niedługo dopiszę tu kolejne, mniej już ciekawe życiorysy moich pozostałych zmarłych postaci. A Wyrwisława to mi naprawdę szkoda...
2175 - 2473
Zmarł przeżywszy lat 34.
Jedna z moich najlepszych postaci, a na pewno najlepsza na nowym koncie. Dzięki jej śmierci zacząłem się poważnie zastanawiać, czy chce mi się w to w ogóle dalej grać. Tylko dla niej odwlekałem krzyż, pozostałe nie są już nawet w połowie tak dobre... Tyle ode mnie, teraz życiorys:
Urodził się na wyspie Fu, w miejscowości Port Gallagher w czasie wizyty czwórki Bojvingów. Jako że poczuli się oni odpowiedzialni za newspawna, po kilkudniowym pobycie w porcie zabrali go ze sobą w rejs powrotny do domu. Tam zaczął poznawać Bojvińskie obyczaje, dostał od nich porządne ubranie, żywność, obietnicę przyjęcia do ich grona. Niestety, pewnego dnia zapadł w kilkudniową śpiączkę, po której przebudził się w jakimś magazynie, w nieznanym sobie mieście. Po jego dawnych towarzyszach nie było śladu, odpłynęli, pozbywając się zbędnego balastu.
Pojawił się za to lokalny przywódca, tytułujący się królem niejaki A*. Kazał on odpracować żywność, leki i opiekę, co Wyrwisław z chęcią uczynił (jako że nie miał w sumie nic innego do roboty). Potem dostał propozycję pracy, bodajże za żelazo. W międzyczasie trochę awansował, był kandydatem na pretora stolicy, dostał służbowe mieszkanie. Mimo to harował przez wiele dni, między innymi składając samochód dla A*. Gdy ten był gotowy, król zapragnął go przetestować i udał się w siną dal. Wtedy w młodym Wyrwisławie narodził się rewolucjonista, nawołujący do obalenia dotychczasowego ustroju i władcy, który wisiał mu już sporą dniówkę w żelazie. Niestety, nie znalazł posłuchu wśród współobywateli, założył więc projekt Pomnika Wolności, pokrzyczał, rozdał rewolucyjne ulotki i uciekł do sąsiedniej osady. Tam nie zgasł jego rewolucyjny zapał, udało mu się wykrzyczeć w radio, co myśli o swym dawnym przełożonym. Ponadto zasiał strach wśród mieszkańców wioski, jakoby król szykował się do podboju ich miejscowości. Spowodowało to ogólną panikę i mobilizację, a przedstawiciel osady wyjechał, by sprawę wyjaśnić. Wtedy to Wyrwisław wiedział, że musi szybko uciekać. Zwiał więc na sąsiednią plażę, będącą nawiasem mówiąc prowincją A*. Tam pokłócił się z zarządcą, który również nie podzielał jego rewolucyjnego zapału i odszedł na południe. W czasie, gdy zbierał ziemniaki na dalszą podróż, dopadła go na motocyklu agentka króla, żądając, by pod karą śmierci natychmiast wrócił. Z pewnymi oporami zaczął więc wracać. Oczywiście perspektywa kamieniołomu nie uśmiechała mu się zbytnio, więc cały czas kombinował, jak by tu uciec. Gdy dotarli na poprzednio wzmiankowaną plażę, gdzie obok zarządcy był teraz także jego pomocnik, dostał polecenie, by czekać na przyjazd agentki z samochodem. Gdy jej powrót przedłużał się, postanowił pójść do stolicy pieszo, licząc, że uda mu się w ten sposób uzyskać wolność. Nie mylił się. Co prawda gonił go jeden z mieszkańców plaży, ale po zadaniu 80% ran wycofał się, a młody rewolucjonista wpadł do stolicy, wykrzyczał królowi, odczytującemu mu wyrok, że zawiązuje pokój i najzwyczajniej w świecie uciekł pieszo z 80% ran

Tu zaczyna się trzecia część życia Wyrwisława. W nowej wiosce wyleczył się i podkarmił. Oczywiście nie porzucił marzeń o rewolucji i zemście, poza tym doszło trzecie, o którym wspominał już w czasie ucieczki od króla - chciał na starość, po dokonaniu zamachu stanu powrócić do Bojvingów, być jak oni niezłomnym żeglarzem


Minęło wiele, prawie 10 lat, odkąd Wyrwisław trafił do nowej miejscowości. Miał już wszystko - zapas leków i żywności, broń i tarczę. Po drodze narąbał w lesie drew na tratwę i wtedy zaczęły się kłopoty. W kolejnej osadzie skończyło się jedzenie i musiał nakopać nowego. Niestety, drapieżne gepardy nie pozwoliły mu na to, zadając 60% obrażeń. W międzyczasie, od przejeżdżających przyjaciół dowiedział się, że kolejna wioska, do której zamierzał się udać po azyl przed dzikimi zwierzętami, jest już kolonią króla A*. Postanowił jednak zaryzykować i prawie się udało. Na miejscu znalazł bowiem życzliwych ludzi, także z czasów, gdy mieszkali w stolicy, którzy pomagali mu się leczyć. Niestety, wszystko popsuł pewien trep, który przypłynął pewnego dnia nie wiadomo skąd i odczytawszy krótki wyrok śmierci od króla, zadał dwa celne ataki. Faktem jest, że miałem wtedy mało czasu na grę i trochę zapomniałem o postaciach, więc nie mogłem się bronić. W tym czasie dostałem dwa ataki szablą i Wyrwisław zmarł. Nie dane mu było dokończyć dzieła rewolucji ani zobaczyć raz jeszcze ojczystej ziemi Bojvingów. Wszystko zniszczyły dwa głupie machnięcia szablą i krótki wyrok, bez czasu na obronę.
Niedługo dopiszę tu kolejne, mniej już ciekawe życiorysy moich pozostałych zmarłych postaci. A Wyrwisława to mi naprawdę szkoda...
- Luke
- Posts: 410
- Joined: Sun Sep 16, 2007 10:05 pm
- Location: Wroclaw, Poland
I Ty to mówisz, Besteer? A tak niedawno pisałeś tekst,który miał zachęcać i przyciągać nowych graczy... No i co się takiego stało, że zacząłeś myśleć o krzyżu?Besteer wrote:Dzięki jej śmierci zacząłem się poważnie zastanawiać, czy chce mi się w to w ogóle dalej grać. Tylko dla niej odwlekałem krzyż

Rozumiem, że postaci szkoda, ale przecież sam piszesz, że prowadził bardzo ryzykowne życie i miał od lat wyrok od (skądinąd nieźle pogiętego) pewnego króla. Żył chłopak odważnie i rewolucyjnie, to go w końcu stuknęli. Czy naprawdę inne postacie nie są warte tego, żeby grać? Ja mam jeszcze z osiem, i chyba każdej jednej byłoby mi szkoda skazać na ukrzyżowanie. A też nie wszystkie żyją z rozmachem. Kilka z nich to wręcz odludki, wcale niepodobne do tych najaktywniejszych. A mimo to ich życie też jest cenne, też ma swoje uroki, oni także przeżywają radości i chwile smutku czy strachu o życie. Też mają oddanych przyjaciół. Twoje postacie też na pewno mają dla kogo żyć.
Znam sytuację, że komuś Zamordy zamordowały najważniejszą, albo jedną z dwóch najważniejszych i najlepszych postaci. Postać lubianą i znaną w wielu miastach naszej strefy. A jednak ten ktoś gra nadal.
Życzę więc sił i optymizmu. Choć faktycznie rewolucjonisty szkoda.
[*]...
Who is online
Users browsing this forum: Google [Bot] and 1 guest