Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
Moderators: Public Relations Department, Players Department
- poziomek90
- Posts: 487
- Joined: Mon Jul 18, 2011 6:38 am
- Location: podkarpacie
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
Życie w Kannabi? Ahahaha?
Racja jest jak dupa. Każdy ma swoją... / Reason is like ass. Everybody have their.
Józef Piłsudski
Józef Piłsudski
- kaloryfer
- Posts: 370
- Joined: Fri May 21, 2010 9:44 am
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
znowu tam sennie?
- Rusalka
- Posts: 1509
- Joined: Sun Mar 05, 2006 6:12 pm
- Location: Gdansk, Poland
- Contact:
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
Ehh, zaglądam na forum raz czy swa razy w miesiącu aby sprawdzić czy coś się dzieje w kwestii niszczenia budynków itp. z nadzieją, że w końcu zostanie to wprowadzone.
Wcześniej nie widzę sensu wracać do Cantra.
Wcześniej nie widzę sensu wracać do Cantra.
Artur wrote:ja chce miec fabryke i czarnuchow w niej a nie dom z ogrodkiem kurna i nie zycze sobie zeby mnie ktos pouczal o graniu w cantr qrka
- Mars
- Posts: 852
- Joined: Sat Apr 28, 2007 2:44 pm
- Location: Poland
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
Rusalka wrote:Wcześniej nie widzę sensu wracać do Cantra.
Ostatnio wzięło mnie na wspominki:
Andrzej urodził się na którejś z plaż wyspy V. Oprócz niego było tam jeszcze niecałe dziesięć osób. Kilkoro z nich odzywało się przynajmniej raz dziennie. Na początku nie wiedział co robić i gdzie ma się podziać, ale zaczął łowić rękoma ryby. Okazało się, że ma do tego niezły dryg, i w nagrodę otrzymał od pewnej kobiety harpun - całość ryb jej od teraz oddawał, ale w zamian otrzymywał solone. Gdy uzbierał ich kilogram lub dwa, postanowił zwrócić narzędzie i wyruszyć w podróż. Pożegnał się ładnie z mieszkańcami, i poszedł na pierwszą lepszą ścieżkę (tylko takie były w okolicy). Trafił do podobnej osady, ale gdzieś w lesie. Andrzej wokoło zauważył więcej, niż to co widział na plaży - kilka budynków z drewna, dwa wózki rowerowe. Niektórzy ludzie chodzili ubrani w konopne spodnie, czasem trafiała się nawet tunika. Z bogactw do zbierania, drewno i coś jeszcze. Miejsca wydobywcze - prawie wszystkie zajęte. I surowe prawo. Jeśli jakieś miejsce było wolne, od uzbieranego surowca trzeba płacić podatek. Ponieważ osada była zbyt tłoczna i miejsca do zbierania nie chciały się zwolnić, Andrzej poszedł kilka osad dalej. W zasadzie wszędzie trafiał na obraz dość podobny - osady dość żywe, z reguły samo się rządzące, gdzie z trudem dostać można było się do miejsca wydobywczego (i zawsze te 50% podatku ...). Często widywał kupców na wózkach rowerowych, a nawet pieszych, którzy szukali wapienia lub hematytu, albo węgla, czy te surowce na handel sami oferowali. Kilka osób rozmawiało o wyprawach na pobliskie wyspy, o planach podróży w głąb ich lądu. Jeden zbierał drewno na sloopa nie wiedząc jeszcze skąd zdobędzie żelazo, drugi ścinał drewno (rękoma!) na długą łodź. Świat był dziewiczy, tajemniczy, ale w każdym miejscu byli jacyś ludzie.
Andrzej zaczął wtedy coraz bardziej interesować się światem - jak jest duży, co jest dalej? Znalazł jedną mapę całej wyspy, a na innej mapie zarysy pobliskich wysp. Ale ani on sam nie wiedział, co jest w ich głębi, jak są duże, ile ich jest, jakie jeszcze są miasta i osady, ani nikt z napotkanych ludzi nie mógł mu tego powiedzieć. Po kilku wędrówkach zatrzymał się w pewnej osadzie chyba z jedwabiem, która jako jedyna była jeszcze dość słabo zaludniona i miejsc wydobywczych wystarczało z rezerwą. Miał talent do zbierania kokonów. Było tam jeszcze kilka innych zazwyczaj śpiących osób, czasami aktywnych. Osadę co jakiś czas odwiedzał kupiec na rowerze - oferował ryż, kamień, jakieś drobne surowce, za kokony. Czasami przyjeżdżał inny kupiec, na wózku rowerowym albo na rikszy. Taki pojazd to był wtedy szczyt marzeń. Nawet noszenie drewnianej tarczy przy sobie czy kościanej dzidy wyróżniało właściciela z tłumu, bo... bosych i gołych 20 latków było co niemiara, i wcale nie były to śpiące golemy bez imion. Gdy widziało się 30-40 latka albo latkę, z kompletnym ubraniem i narzędziami, od razu było widać, że to osobistość bardzo ważna i bogata. Osada Andrzeja szybko weszła w kontakty z dużym miastem. Za dostawy kokonów i inne zobowiązania, otrzymali żelazo na zamek do właśnie budowanego drewnianego budynku. To był pierwszy raz, gdy Andrzej zobaczył taki metal na oczy. Dostali też trochę piachu i łopatę na ulepszanie dróg - ze ścieżek mieli zrobić piaszczyste. Jedna z kobiet została też "namiestnikiem", a ponieważ okazała się być wcześniej dość aktywna, to wszyscy ją w tej roli uznali, włącznie z Andrzejem. Osada bardzo się mu podobała - był traktowany przyjaźnie, nikt nie przeganiał go nawet gdy zbierał kokony i sprzedawał sam dla siebie. W podzięce chciał się zaangażować. Zaczął budować drogę. Później z innym 20 latkiem postanowili założyć mały zakład krawiecki - zbudowali budynek, kupili żelazo na zamek. To była niesamowita "podnieta" dla Andrzeja, że zaczynają robić coś, o czym może być głośno w okolicy, i dokąd chętnie będą przybywać kupcy. Może uda się zdobyć dla siebie dobre ubrania, jakieś przedmioty? Może zbuduje się albo kupi wózek rowerowy? Może będą się wyróżniać, staną się ważniejsi... Andrzej wyprawił się zatem pieszo do dużego miasta, sprzedać kokony uzbierane przez kilka osób. Tam pierwszy raz w życiu na oczy zobaczył samochód silnikowy, będący dopiero w budowie. Był też motocykl crossowy. Znalazł kilka ciekawych map, między innymi pobliska wyspa pokazana w całości, a wybrzeża sąsiadujących odkryte bardziej w głąb. Na plaży stało kilka przybitych slupów i wiele długich łodzi (jak zauważył, niemal podstawowy środek transportu, a naraz przypływało w takiej czasami nawet i po kilka osób). Większych statków wtedy nie widział. O czymś takim jak radio również nie słyszał, bo tego nie było. Do swojej osady wrócił z cennymi materiałami - prawie kilogram żelaza, trochę kamienia, wszystko co potrzebne na zbudowanie maszyn do szycia ubrań. Coś się niezwykłego zaczynało, wszyscy wokół tryskali energią oraz aktywnością, każdy chciał się wzbogacić nie tylko osobiście, ale i angażować w rozwój firmy/osady. Wszystko było wtedy takie inne, a jakieś fajne...
- paskud
- Posts: 77
- Joined: Mon Oct 29, 2012 9:53 am
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
o w mordeczkę 

“Truth is stranger than fiction, but it is because Fiction is obliged to stick to possibilities; Truth isn't.”
- Mark Twain
- Mark Twain
- kaloryfer
- Posts: 370
- Joined: Fri May 21, 2010 9:44 am
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
kiedyś cukier był słodszy, a kilogram cięższy
teraz też jest fajnie
teraz też jest fajnie
- Greek
- Programming Dept. Member/Translator-Polish
- Posts: 4726
- Joined: Mon Feb 13, 2006 5:41 pm
- Location: Kraków, Poland
- Contact:
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
Kiedyś marchewek jadło się 40 gramów. 

‘Never! Run before you walk! Fly before you crawl! Keep moving forward! You think we should try to get a decent mail service in the city. I think we should try to send letters anywhere in the world! Because if we fail, I’d rather fail really hugely’
- marshall
- Posts: 358
- Joined: Sun Jan 15, 2006 3:28 pm
- Location: Silesia Superior
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
Kiedyś jak się miało młot kowalski to można było siać terror w okolicy.
\m/,
- Buka
- Posts: 357
- Joined: Mon Mar 19, 2012 2:13 pm
- Location: Śląsk
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
A jeszcze całkiem niedawno naprawiane narzędzia wisiały lekko w niebycie.
NDS
- Rusalka
- Posts: 1509
- Joined: Sun Mar 05, 2006 6:12 pm
- Location: Gdansk, Poland
- Contact:
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
Teraz świat w wielu miejscach przypomina raczej scenerie posapokaliptyczne...
Artur wrote:ja chce miec fabryke i czarnuchow w niej a nie dom z ogrodkiem kurna i nie zycze sobie zeby mnie ktos pouczal o graniu w cantr qrka
- Frankoniusz
- Posts: 161
- Joined: Thu Jun 24, 2010 2:28 pm
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
U nas, gdzie praktycznie w każdej lokacji panuje surowe prawo budowania nowych budynków to jeszcze nie wygląda tak źle. Angielska strefa to pogrom. 60 budynków/pojazdów i nikogo w pobliżu. To dopiero postapo.
-
- Posts: 57
- Joined: Thu Nov 05, 2009 11:30 am
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
A mnie irytuje fakt, że praktycznie nie da się założyć samotnie nowej osady od zera (mówię tu o wyspach typu fic, V, D, E) . Bo po co ktokolwiek chciałby tam zamieszkać (o ile się pojawi/ przyjdzie) skoro dwie, trzy, cztery osady dalej jest taki kolos jak Vlotryan, Eden czy Fortholm. A postacie jakimś magicznym sposobem wiedzą gdzie pójść, aby trafić do osady, gdzie na powitanie dostają tarczę, ubranie oraz prace przy której będą mogły wegetować bez odzywania aż się graczowi znudzi gra i X ...
- kaloryfer
- Posts: 370
- Joined: Fri May 21, 2010 9:44 am
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
małe osady mają to do siebie, że zarządca często jest w nich władcą absolutnym i po prostu wyzyskiwaczem
nie każdemu to się spodoba - w dużym mieście łatwiej znaleźć coś dla siebie
nie każdemu to się spodoba - w dużym mieście łatwiej znaleźć coś dla siebie
- Mars
- Posts: 852
- Joined: Sat Apr 28, 2007 2:44 pm
- Location: Poland
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
jantar44 wrote:A mnie irytuje fakt, że praktycznie nie da się założyć samotnie nowej osady od zera (mówię tu o wyspach typu fic, V, D, E)
Nie wiem co masz na myśli mówiąc "od zera", ale gdyby to co napisałeś było prawdą, to poza miastami-molochami nie byłoby innych osad. A istnieją. Racja, że wiele z nich nie została założona wczoraj, ale sam czasami napotykam na wioski złożone z kilku 20 i 30 latków, którzy się tam zebrali i coś gospodarzą. Faktycznie natomiast nie jest to łatwe. Wszystko dlatego, że miasta-molochy przyciągają młodych. Łatwiejsze z tego powodu wydaje sie mi już zakładanie osady od podstaw np. na Fu, co znam trochę z własnego doświadczenia (do najbliższego miasta jest 20-30 dni drogi pieszo, więc z "mojej" oazy niechętnie odchodzą, bo w około są same pustelnie albo podobnej wielkości osady). Prowadzenie nawet małej wioski wymaga jednak chyba ogromnej energii i zaangazowania od założyciela, i dobrze jest mieć kilka innych zaprzyjaznionych osob na start. Inaczej jest na pewno ciężko.
-
- Posts: 110
- Joined: Tue May 14, 2013 7:27 pm
Re: Stekania starych marud, czyli narzekania cantryjskie
No ale prowadzenie niektórych wiosek to przesada, u mnie jest 10 osób (z czego 1 wyjechała pomagać przy budowie autostrad, a 5 śpi) A ja i pozostała 3-ka raczej się dużo nie odzywamy, bo nawet jeśli coś powiemy to nikt nie odpisze, Po prostu w takich miejscach wieje nudą, i nie długo się z tamtąd wyrwę (oby). No po prostu to nie daje zabawy, wejść raz na 5 dni i wrzucić pracę, może trochę przesadzam bo moją wiochę porównuję z Vlo w którym mieszka mój brat
No ale czytając wasze posty to u mnie nie jest tak źle pod względem władzy, ktoś coś potrzebuje to władczyni na ogół coś daje + 0 podatków
No ale czytając wasze posty to u mnie nie jest tak źle pod względem władzy, ktoś coś potrzebuje to władczyni na ogół coś daje + 0 podatków
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 1 guest