Czemu nie, podam kilka.
K*** - wyschnięty i niewyużywany, nudny, cholernie ciotowaty. Z przeszłością nie wartą złamanego grosza, murzyni sobie. I tak wylądował między młotem o kowadłem. Niedługo zdechnie.
R*** - bolejąca i niezbędna, zajmuje mi kurrrrrde całe dnie! Chciałabym, żeby niedługo zdechła, ale sprzeczna miłość do niej ciągle mnie tu trzyma.
V*** - zdarzyło mu się wszystko, co nie powinno mu się zdarzyć. Nie umiem już nim grać, ale mam wyrzuty sumienia. To jedyna moja postać, która znalazła w cantr przyjaciela, brata duszy. Tak mnie to wszystko zdziwiło, zachwyciło i zasmuciło jednocześnie, że boję się zrobić cokolwiek, by ta bańka mydlana nie pękła. I śpi, rujnując wszystko.
P*** - miała samotniczyć i pisać bajki. Niestety zadokowała do złego statku i wszyscy ją ignorują. Życie jest tragiczne. Na pewno zdechnie, spróbujcie dokarmić to wyjdzie z niej zwierze.
VV*** - ukradła boski statek i ogólnie ma wszystko, co można by mieć (szasta truskawkami), ale nie ma po co żyć. Niedługo zdechnie, ale nie wiem jeszcze jak. Ktoś może spodziewać się wiadomości.
M*** - w sumie fajnie się nią gra, ale ludzie są za delikatni. W świecie, gdzie co drugie morderstwo dokonywane jest poprzez poszatkowanie wielkim toporem ludzie ciągle oburzają się za sarkastyczny żart. Niestety na sytuacji, w której się znalazła może się wyłożyć jak długa. Wtedy zdechnie.
Ta już nie żyje, więc zdradze całe imię.
Vena More z Farinhaim (zmarła 3550) - jej duch tkwi w kilku późniejszych moich postaciach. W miejscu, gdzie żyła nie miała szansy na nic, a pod koniec życia straciła głowę. To był taki chocholi taniec, taka rozpacz. Mam nadzieję, że znaleziono ją martwą do teraz, wiem, że przez całkiem spory czas nikt nie wpadł na pomysł by sprawdzić.
To taka czarna wersja mojego cantr. Wiele moich postaci kończy malowniczym samobójstwem. Mam tendencję do gardzenia nimi. Pozdrawiam fajnych ziomków i facetów, którzy nie podrywają.
