Ja sam z kolegami często w teatrze "bawiliśmy się" wpadaliśmy za kulisy do składu z rekwizytami i rzucaliśmy w siebie głazami "ze sklejki" itd. W końcu tak podpadliśmy, że dostało nam się za czyjeś kawały. Ktoś w windzie rozpylił gaz (na pewno nie my bo byliśmy w garderobach) i wychowawczyni przyszła nas opieprzyć :/
Pamiętam też, że chciałem przyszpanować zegarkiem. Wtedy był w modzie zegarek z kalkulatorem (taki z szesnastoma przyciskami). Miałem plastikowy, kumple nabijali się, że mają lepsze bo metalowe. Na co ja: ale mój jest wodoszczelny a wasze nie. To kazali mi udowodnić, włożyłem pod bieżącą wodę i... zegarek zgasł, zalał się
Innym razem dzwoniliśmy do MPK z pytaniami: "chce pan kupić łosia?", "przepraszam, ja z ogłoszenia, w sprawie łosia"... najlepszą kwestię miał jednak brat:
- dzień dobry, chciałbym zgłosić awarie tramwaju
- dzień dobry, proszę powiedzieć gdzie
- na skrzyżowaniu zachodniej z limanowskiego
- już wysyłamy pomoc, a wie pan co się stało
- tak, łoś stanął na torach
Znów zdarzenie z tej samej szkoły:
Po pięciu minutach wyleciałem z lekcji języka francuskiego za wygłupianie się, stojąc za drzwiami musiałem oczywiście wytłumaczyć się każdemu przechodzącemu nauczycielowi. Po około trzydziestu minutach wychodzi facetka od francuskiego i pyta się czy mi przeszło. Ja na to, że nie. Wróciła do klasy sama
Zresztą z lekcji praktycznie trzy razy w tygodniu wylatywałem, głównie z lekcji zawodowych.
Teraz jak tak patrzę z perspektywy czasu to nie chciałbym mieć takiego ucznia w swojej klasie
PS. O złamanych rowerach pisać nie będę, bo szkoda klawiatury
PS. Wiem, że temat raczej niezbyt ambitny


