Wrzucam tekst kursywą. Czekam też na wasze opinnie. Tekst zostanie opublikowany przez postać Matixa Pisarza i wszelkie prawa autorskie są dla niego zastrzeżone. I dla mnie oczywiście...
Księga jest oprawiona w ludzką skórę. Wizerunek na okładce przedstawiający czaszkę jest wykonany z żelaza. Księga ma mocne okucia. Napis na księdze głosi "Moria Księga Chaosu, druga strona śmierci". Sprawia wrażenie tajemniczej, gdy ją jednak otwierasz z rozczarowaniem stwierdzasz, że tylko niektóre kartki nadają się do czytania. Większość kartek jest zniszczona, a z bogatej ilości ilustracji przetrwało tylko kilka. Duża część kartek jest zaplamiona krwią, błotem. Kilka kartek jest nadpalonych. Pismo kilku innych jest nieczytelne.
Otwierasz księgę i czytasz.
"Czas mijał, a ja szedłem. Okolice się zmieniały, wokoło jednak tętniło życie. Słońce przestało być takie uciążliwe. Powoli przyroda ochładzała się. Znikły wszelkie popioły. Nie czuć było już zapachu gazu. Czasami nad horyzontem ukazywała się mała chmurka, która przepływała nad moją głową z szybkością ptaka. Noce spędzałem pod drzewami rozkoszując się ciepłem i brzmieniem pól. Codziennie do snu układały mnie piękne serenady świerszczy. Po kilku dniach drogi natknąłem się na małą zarośniętą ścieżkę. Od dawna już nieużywaną. Po chwili zastanowienia podążyłem tą drogą. Drogę często przegradzały mi krzaki strasznie już zarośnięte, lecz wyglądające jakby kiedyś o nie dbano. Żywopłoty?
Po chwili wyszedłem na małą polankę. Panował na niej półmrok. Światło było przytłumiane i szare. Na środku polany stał rozpadający się dom. Wokoło niego ziemia była rozorana, jakby przez jakieś zwierzęta. Nad ziemią unosiła się mgła. Gdy tylko ukazała się mym oczom, od razu poczułem jakby ktoś, kto tu mieszkał, nie chciał, aby po nim mieszkał ktoś inny. Czułem chłód. Chciałem jak najszybciej stąd uciec. Jednak coś mnie ciągnęło w kierunku zabudowań. Jakaś niewidzialna siła chciała, abym poznał istotę owego budynku. Wahając się powoli zacząłem podchodzić do ruin. Stawiałem ostrożnie kroki, było ślisko.
Mimo niepewnego gruntu udało mi się dojść do miejsca gdzie powinno się znajdować wejście. Gdy podniosłem głowę ujrzałem niezwykłe drzwi. Mimo wszechobecnego rozkładu drzwi wyglądały jak nowe. Były wykonane z rzeźbionego drewna. Na drzwiach wisiała, jakby kpiąca z upływu czasu żelazna kołatka. Nie było na niej śladu jakiejkolwiek rdzy, czy zabrudzenia. Kołatka przedstawiała misternie wykonany księżyc. Gdy się bliżej przyjrzałem, temu misternemu dziełu zobaczyłem nad kołatką wyrzeźbiony rysunek słońca. Obejrzałem drzwi jeszcze raz. Na ich środku był wyrzeźbiony rysunek oka otoczonego przez płomienie. Dotknąłem drewna. Było gładkie, gdy jednak przesunąłem rękę w kierunku oka palce zaczęły mnie mrowić i poczułem nagły strach przed rzeźbionym okiem. Cofnąłem rękę. Nad framugą drzwi ujrzałem małą tabliczkę z napisem, która jednak nie uniknęła rozpadu. Była bardzo przybrudzona jakby ktoś chciał specjalnie zamazać jej treść przed chciwymi oczami ludzi. Stając na palcach sięgnąłem do tabliczki by oczyścić ją z brudu. Gdy niechcący w trakcie tej czynności, dotknąłem oka, napis nagle rozjaśnił się czerwonym blaskiem. Napis głosił:
"Oto wejście do krainy cienia. Brama jest zamknięta."
Pod spodem było napisane.
"Gdy słońce z księżycem w jedno się połączy, brama się otworzy, by przyjąć narody."
Potem napis przygasł. Gdy spojrzałem na oko przeszył mnie dreszcz strachu. Oko nabrało kolorów . Do złudzenia przypominało prawdziwe. Jednak najbardziej wstrząsną mną fakt, że w źrenicach oka widziałem ogień, a w ogniu odbicie siebie.
Chciałem skoczyć w las jednak nie mogłem się ruszyć. Zrozumiałem. Całym wysiłkiem swojej woli przeniosłem swój wzrok na kołatkę. . Podniosłem ciężką jak ołów rękę i chwyciłem za kołatkę. Podniosłem powoli wizerunek księżyca tak, że dotknął rysunku słońca. W tym momencie oko wróciło do swojego poprzedniego stanu. Już było tylko wyżłobieniem w drewnie, przedmiotem. Upadłem na kolana wyczerpany wysiłkiem psychicznym i fizycznym. . W tym momencie zamek w drzwiach szczękną i drzwi otworzyły się ukazując ciemność. Wstałem z klęczek i powoli wlecząc nogami wszedłem do środka.
Usłyszałem głos kroków. Szedłem długim tunelem..."
W tym momencie zapisy stają się nieczytelne. Kilka stron jest zalanych krwią, inne zaś strony są zapisane z takim pośpiechem, że widać tylko pojedyncze słowa i litery. Wśród nich często powtarzają się słowa "śmiech", "ciemność", "pustka" i częstokroć napisane wielkimi literami słowo ON. Przeszukując notatki znajdujesz krótki fragment w miarę czytelnego pisma.
"Powiedział, że nazywa się Morfeusz. Po czym upił łyk z kielicha. Zapytał mnie czy nie jestem spragniony. Grzecznie odpowiedziałem, że nie jadłem i nie piłem od wielu dni. Podał mi kielich. Gdy spojrzałem na jego zawartość włosy stanęły mi dęba. Okazało się, że w kielichu jest krew. Wrzasnąłem wypuszczając kielich z ręki."
Po kilku stronach rozmazanego pisma znajdujesz kolejny fragment.
"Ona mnie męczyła. Skakała po mojej głowie, gryzła w palce, szarpała za włosy. Nie dawała mi spać. Gdy chciałem ją odgonić odskakiwała przed ciosami, a potem wracała. Czy ona nie zna snu? Przypomina kłębek szmat. Wołałem wielokroć by mnie zostawiła. Próbowałem uciekać przed nią. Nie odstępowała odemnie, ani na krok. Tarmosiła mnie, trącała. Najgorsze były jej wrzaski... "
Następne kilka kartek sprawia wrażenie potarganych. Przerzucasz je ze zniecierpliwieniem. Docierasz do następnego w miarę czytelnego fragmentu.
"Jaskinia była wielka. Było duszno i nieznośnie gorąco. Wokoło było słychać jęki, płacz. Ktoś wołał o pomoc, inny wrzeszczał ostrzegając przed zbliżającym się przeciwnikiem. Wśród tego hałasu wyłowiłem kilka słów, które szczególnie zapadły mi w świadomość.
- Jest wiele wartości! Tą której nie można poświęcić jest honor!
Jego dalsze słowa zaginęły we wrzaskach tłumów.
ON odwrócił się do mnie. Uśmiechnął się złośliwie wykrzywiając swoje oblicze.
- Widzisz! To wszystko ludzie dumni. Oddali swoje życia za swoje domy, rodzinę i swój dumę. Nazywali to... - skrzywił się i potem wypluł słowa - Nazywali to Ojczyzną! Honorem! Mówili, że poświęcają się wyższym wartościom, a tak naprawdę bluźnili przeciw Bogu.
Ich ojczyzny zostały starte! Ich duma umarła! - krzyknął i zamilczał.
Echo jego słów krążyło po całej jaskini. Zdawało się, że nagle umarli zamilkli zasłuchani w jego słowa. Potem zaczął narastać pomruk i jęki cierpiących.
Morfeusz spojrzał na mnie swym ognistym wzrokiem. Przez chwilę wydało mi się, że zobaczyłem wśród jego ognistych oczu zobaczyłem jakby żal nad straconymi bez sensu życia. Uczucie to jednak szybko znikło. Morfeusz odwrócił głowę w stronę umarłych i zaczął cicho mówić.
- Ich słowa nic nie znaczyły, były puste bardziej niż otchłań. To tylko pretekst do dalszej walki. Dążenie do zniszczenia. Niedługo nie będzie już na ziemi nikogo kto mnie nie pozna. Wszyscy trafią w moje progi! - wykrzyczał ostatnie zdanie i wybuchnął śmiechem. Zrozumiałem jednak szybko, że jego śmiech nie ma w sobie nic z wesołości czy triumfu lecz czułem w nim politowanie nad naszym losem. Wzburzony tym rzekłem.
- Nie wszyscy tak skończą! Wszystko się jeszcze zmienić. Teraz odkryłem jaką jesteś ułomną istotą. Znasz przyszłość lecz ją zakłamujesz. Nie potrafisz przeciwstawić się prawdzie. Nigdy nie będzie tak, że cały świat padnie u twoich stóp. Choćby była nas mała garstka jednak nas tu nie będzie!
On na dźwięk moich słów przestał się śmiać. Rzekł jakby ironicznie.
- Jednak ty tu jesteś.
- Mój czas tu jest policzony. Jestem jeszcze człowiekiem żywym. Choćby nie wiem jak się starał ja tu nie zostanę.
Morfeusz skrzywił się, lecz szybko odzyskał panowanie nad sobą.
- Spójrz jednak na nich. Wiesz co oni krzyczeli? Krew na nas i na dzieci nasze. Tymi słowy sprowadzili swoje dusze w me bramy. Nawet jeśli zostaniesz zbawiany, to cóż mi z tego ubędzie?
- Mogę jednak nawrócić setki - rzekłem odważnie.
On spojrzał na mnie ponownie i klasnął w dłonie.
- To tylko cząstka tego co mam. Pokaże ci resztę... "
Kolejne kilka kartek jest zwęglonych. Niestety pismo nie nadaje się do odczytania. Przerzucasz je w pośpiechu i odnajdujesz kolejny cały fragment tekstu.
"... litery promieniowały błękitnym blaskiem. Zapalały się pod naporem mojego wzroku. Nie znałem języka, ani alfabetu tego pisma. Gdy jednak skończyłem czytać poczułem w sercu nagłą eksplozję siły. Moje ciało przeszyły dreszcze. Poczułem MOC! Wiedziałem, że mój oddech może powalać góry. Wiedziałem, że mogę obalić posady świata potem zaś je ponownie scalić nie czyniąc jej mieszkańcom żadnej krzywdy. Mogłem stworzyć nowego człowieka. Lepszego, który nie będzie znał pokusy, nienawiści. I nagle na obrzeżach mojego umysłu pojawił się dźwięk. To mówił Morfeusz. Potem jego śmiech. Wzburzyła się moja istota i kazałem mu milczeć. On jednak ku mojemu zdziwieniu wyrzekł tylko jedno słowo "Met". Nagle moja moc upadła wysysana przez jakąś większą ode mnie siłę. Krzyknąłem przeraźliwie. Krzyk miał jeszcze dosyć mocy by wstrząsnąć całym piekłem. Wyrywałem się tej sile całą swoją wolą. Ona jednak z chirurgiczną precyzją pozbawiła mnie reszty Mocy. Upadłem z łkaniem na kolana i krzyknąłem w stronę Morfeusza z nienawiścią.
- Oddaj mi ją!
On wybuchnął śmiechem patrząc na mnie z politowaniem. W mojej duszy narodziło się uczucie marności, które przygniotło mnie do ziemi swoim ciężarem. Zrozumiałem jak jestem nagi, jak moje ciało jest kruche. Byłem prochem! Niczym!
Usłyszałem nad swoją głową jego słowa.
- Widzisz jaki jesteś marny? Jednak nigdy nie zrozumiesz swojej przewagi nad sobą w chwili twego uniesienia. Teraz jesteś wolny. Moc, którą trzymałeś w swoich rękach stała się twoim panem. W krótkim czasie stałbyś się tylko niewolnikiem. Czy potrafisz zapłacić taką cenę za swoją wolność? Ona zabiłaby twoją duszą. Stałbyś się już tylko naczyniem na Moc. To by jej nawet nie wystarczyło i swoim naporem rozerwałaby cię jak stary bukłak napełniony młodym winem. Czy zdołałbyś tyle zapłacić?
- Kłamiesz! - krzyknąłem.
ON odpowiedział.
- Cóż za ironia gdy jednym słowem uratowałem twoją duszę. Powinieneś być mi za to wdzięczny. Jednocześnie złamałem cię. Poznałem twoje słabości.
Zapłakałem. Zrozumiałem, że to prawda."
Dalszy dialog niestety jest nieczytelny. Jakkolwiek próbujesz go przeczytać nie rozumiesz co napisał autor książki. Przerzucasz ze zniecierpliwieniem kartki, aż się natykasz na kolejny czytelnie napisany fragment.
" Podszedłem do niego. Na mój widok oczy starca wypełniły się blaskiem. Przerwał swój lament i zaintonował pieśń.
'Jest ich siedmiu
każdy inny
każdy inną obrał drogę
opowiem ci jednak o siódmym'
Przerwał i spojrzał na mnie.
- Czy może słyszałeś tą pieśń towarzyszu?
- Nie jestem twoim towarzyszem - odparłem - Jednak tej pieśni nie słyszałem. Proszę zaśpiewaj mi ją. Strzec ukłonił się wzruszony. I zaczął śpiewać.
' Jest siódmy
i niech ostatnim zostanie
niech prawda nas połączy
i niech się stanie doskonałość
siedmiu
zostali przeciwstawieni
trzykrotnym sześciu
niech umrą w chwale
i ostatni wołał
w uniesieniu
myśląc że serca
słyszą
Razem silnie
sprężmy dłonie
obalmy kłamstwo świata
stańmy się nowymi bohaterami
wojujmy słowem
w parze z czynem
niech nasze dzieła
będą siedem
ci uwięzieni w klatkach
kryształowych kratach
których nie widzą
szklanej muchołapce iluzji
walczmy dla prawdy
by zdobywać narody
i ich serca
stłuczmy na kawałki
niech wszystko będzie siedem!
i wołał
wraz z nim ziemia
jednak serca
nie potrafią zrozumieć dźwięku prawdy
potrzebują być roztłuczone na kawałki'
Starzec przestał śpiewać. Popatrzał na mnie z nadzieją. Rzekłem
- Ty jesteś siódmy! Jednak jednocześnie jesteś mną. Stańmy się jedno!
Starzec skłonił się. Na jego twarzy zawitało coś na podobieństwo uśmiechu.
- Masz rację. Dam ci moje słowa. Idź kruszyć serca...
Dał mi do ręki księgę i kazał ją zjeść. Wziąłem ją do ust i poczułem, że ma smak jak miód, lecz w gardle pozostawiła gorycz łez..."
Kilka następnych kartek jest zamazanych. Niestety po przerzuceniu kolejnych kilku kartek możesz odczytać kolejny fragment.
"Leciałem. Było ich tysiące. Przypominali w swej wielości morze. Gdy patrzałem na nich ujrzałem, że na ich czołach jest napisane jakieś imię. Przyjrzałem się bardziej i zobaczyłem, że na ich czołach było napisane "Rzesza". W tym momencie ziemia wstrząsnęła się od ich krzyku. A wołali "Lud". Zobaczyłem jak jedni z nich wchodzili na kilku innych tworząc piramidy. A na szczytach stali wielcy krzykacze, którzy wołali donośnymi głosy "Za wolność!" i wskazywali swojej piramidzie front ataku. Przyglądałem się z coraz większym przerażeniem jak tratowali jedni drugich i jak płynęła krew z przegranych. Krew podnosiła się coraz wyżej. Najpierw sięgała po kostki ludziom na dole, potem do kolan. Morze krwi przedzierało się coraz wyżej i pochłaniało kolejne szeregi piramidy. Oni jednak walczyli dalej. W końcu krew pochłonęła ich wszystkich.
Zapłakałem. Tak przerażający był ten widok. Morfeusz leciał obok mnie. Widząc moją reakcję powiedział.
- Tak wygląda twój świat. Wkrótce nie zostanie w nim nikt kto by nie miał krwi bliźniego na rękach. Sprawdzą się słowa zapisane w księdze. ' I powstanie naród przeciwko narodowi i królestwo przeciwko królestwu. '
- Nie! - krzyknąłem przerażony - Są tacy którzy proszą, przebaczają i rozumieją. Oni boją się Boga i wiedzą jaki będzie koniec. Okłamujesz mnie! Pokazujesz mi tylko część tego co się stanie! Znasz pismo lepiej niż ja! Czy boisz się prawdy w nim zapisanej?
Morfeusz skrzywił się. Powiedział pełnym wściekłości głosem
- Pokażę ci resztę prawdy studiujący pisma biedaku. To jest tylko jedna z możliwych przyszłości! To co zapisane nie jest moją przyszłością."
Nie zaskoczyło cię zbytnio, że w tym momencie fragment się urwał. Dalsze litery były przykryte jakąś wyschniętą brązową substancją, która zniekształciła słowa, tak że nie dało się ich odczytać. Przerzuciwszy kilka kartek z przykrością stwierdzasz, że kartki są puste, mimo iż nawet nie przekroczyłeś połowy. Gdy jednak przyglądasz się ostatniej zapisanej stronie odkrywasz mały fragment czytelnego tekstu. Jednak nie potrafisz go odczytać wprost. Autor wyjaśnia tam coś zagmatwanie. Gdy jednak przeczytasz je kilka razy odsłania się przed tobą znaczenie słów. Autor pisze, że z powodu zbliżającej się śmierci nie może napisać już nic więcej. Ofiarowuje jednak ci misję. Dalsze strony pozostały byś ty je wypełnił. Opisuje dokładnie drogę do krainy Mroku. Mówi, że niestety nie zobaczył wszystkiego i ty masz zapełnić resztę kartek. Jednocześnie pisze, że spoczywa na tobie odpowiedzialność za słowa, których użyjesz. W ostatnim zdaniu pisze, że błogosławi cię w dalszej wędrówce, którą ma nadzieję, że odbędziesz. Nie możesz liczyć na żadne korzyści z tej podróży, ale jedyną nagrodą jaką możesz otrzymać będą przyszłe pokolenia ludzi które będą czytały tę księgę. Ostatnie linijki są czytelne na tyle, że możesz w lot pojąć ich znaczenie.
"Nazwałem moje dzieło Księgą Chaosu, gdyż nie będzie miała ona jednego autora. Będzie to księga pokoleń i chaosu ich serc, lub przestrzeni, która ich otacza.
Tak więc nieście swoją misję i dokonujcie aktu stworzenia nowej rzeczywistości.
Idźcie i spotkajcie Morfeusza. On wam pokaże jak wygląda kraina Mroku..."
Tutaj kończy się rękopis...
Edit:
Jeszcze jedna uwaga... Jak macie zastrzeżenia w stosunku dopewnych fragmentów tekstu typu: zła składnia, błędy itd. to piszce. To moja dopiero 3 skończona opowieść. Mam nadzieję, że nie znizczycie mnie za bardzo... Czekam, nikomu jeszcze nie pkazywałem...