Joneleth
Największa moja postać. Najbardziej rozbudowana, najlepiej odgrywana, posiadająca własną osobowość i co ważniejsze własną duszę. Najbardziej znacząca. I co ja mam o niej napisać? Nie potrafię jak wielu z forumowiczów opisujących tutaj swoje postacie jedynie prześlizgnąć się po jej osobowości, czy historii. Z drugiej zaś strony, jeśli chciałbym opisywać wszystkie wydarzenia jego życia nie zmieściłbym się w stu stronach, a historia życia Joneletha jest w większości tożsama z historią Rodu Bojvingów. Czarownik nie był przy zakładaniu Rodu. Był jednak jednym z pierwszych Bojvingów, do roku 1800 przeżyła nie śpiąc wiecznie ze starszych od niego jedynie Aeria Torres i Voyt Samotnik. Joneleth żył Rodem przez ponad 400 dni. Związany z nim na dobre i na złe. Mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że przez ten czas był on duszą Rodu Bojvingów. To pierwszy z aspektów tej postaci, a przynajmniej tego jak Joneleth sam siebie pojmował w głębi swego ducha. Jego oddanie Rodowi było bezgraniczne. Bracia i Siostry zawsze stanowili dla niego najbliższą rodzinę. Bojvingowie byli ludźmi, których kochał od samego początku, gdy ujrzał niespodziewanie blask ogniska migoczący między drzewami wśród nocy i usłyszał radosne śpiewy. Wraz z przyjaznymi uśmiechami trafili w jego serce już na zawsze. Został wtedy wraz z nimi i już po jednym dniu przyłączył się do nich. Pomógł w tworzeniu ich marzeń. I po latach wspominał tamte chwile myśląc: „A jednak nam się udało! A wtedy to wszystko wydawało się prawie niemożliwe. Nie na tyle jednak by o tym nie marzyć!”. Te wspomnienia były tą częścią Joneletha, którą chętnie pokazywał światu opowiadając 300 lat później przy ognisku i bojvińskim spirycie o dawnych czasach.
Magia. Wydawałoby się niemożliwe, by w świecie bez magii magia zaistniała i zalśniła pełnym blaskiem. Ta magia uczyniła właśnie z normalnej postaci postać w moim nieskromnym mniemaniu niezwykła. Co miało na to wpływ? Wydaje mi się, że głównie fakt, że nie była to ot taka zwykła magia, której oczywiście nie da się w cantr wiarygodnie odegrać. Zawsze pozostanie to bowiem normalnym oszustwem, a magik będzie w takim wypadku po prostu kłamcą. W ten sposób odpadają sztuczki z upuszczaniem/wyczarowywaniem surowców, zabawą w przewidywanie i innymi podobnymi badziewiami. Nie, jego magia się na tym nie opierała. Była ponad to, co też zawsze mówił w sytuacjach, gdy zetknął się z podobnymi próbami. A potem zabijał tych, którzy uważali, że mogą w ten sposób obrażać to, czym tak naprawdę są Wielkie Czary. Właściwie to kim stał się Joneleth zdeterminowały pierwsze słowa wśród Bojvingów. Powiedział wtedy: „Witajcie, jestem Joneleth, mistrz wszelkich sztuk magicznych.” A Magnus Attahin odpowiedział mu wtedy, że to wielki zaszczyt gościć Czarownika przy bojvinskim ognisku. I w ten sposób Joneleth związał swoje życie z Rodem związując wraz z sobą także swoją magię. I tak powstały rytuały pomyślności, dobrej pogody, pogrzebu. Tak powstała Przysięga Krwi, która to jednoczyła Bojvingów bardziej niż przypuszczalnie byli skłonni jej to oddawać. Ponieważ w owym magicznym świecie przez Joneletha wykreowanym, a który stał się z czasem światem bojvińskim Przysięga Krwi łączyła dusze Braci i Sióstr więziami silniejszymi niż wszystko inne. Od siebie dodam, że ta magia sprawiła mi ogromną frajdę. Świadomość, że nie ma w świecie Cantr postaci, która równie przekonywująco zajmuje się tym samym, co Joneleth dodawała mi chęci do gry. Poza tym czułem się ogromnie dowartościowany faktem, że udało mi się stworzyć coś co wszyscy dotychczas uważali za niemożliwe – realną cantryjską magię. A właściwie cały system magii. System kompletny i całościowy, że sobie tak pozwolę stwierdzić. Opisany dokładnie w grze. Z tego jestem cholernie dumny.
Przyjaźń. Tu powinna nastąpić długa lista imion. Nie wykluczam, że tak właśnie się później stanie. Napiszę jednak najpierw co znaczyła dla Joneletha przyjaźń. Oznaczała całkowite oddanie. Ustępowała przyjaźń jedynie interesowi Rodu i miłości do Elawethii. W takiej właśnie kolejności. Właściwie każdy członek Rodu mógł liczyć na przyjaźń Joneletha. Jednak wobec niektórych z Bojvingów Joneleth czuł coś więcej niż takie zwykłe więzi. Początkowo byli wszyscy Bojvingowie. Z czasem wraz z różnicowaniem się i powiększaniem społeczeństwa Bojvingów oddalili się od siebie owi pierwotni członkowie Plemienia: Jukke, Aeria, Voyt. Nie zmieniło to przyjaźni, aczkolwiek były pewne kryzysy podczas których często gęsto było gorąco. Znalazł i bliskich przyjaciół Joneleth wśród młodszego pokolenia. Shaera i Arvense, Hallfred, Ainikki, Arya i wielu innych Bojvingów znalazło szczególne miejsce w jego sercu.
Miłość. Tak naprawdę była tylko jedno jego miłość, która zdołała rozkwitnąć. Tylko jedna, której był w 100% pewien. Elawethia zdobyła go szturmem. Jej radość udzieliła się także jemu. Miała decydujący wpływ na to kim stał się Joneleth po początkowej fazie. Dużo czasu potrzebował Joneleth by otrząsnąć się po jej śmierci. W końcu jednak pogodził się z myślą, że on musi żyć dalej. Mimo, że wiele razy mówił Elawethii, ze tam gdzie ona tam i on. Nie mógł jednak podążyć za nią na ścieżkę śmierci. Było potem kilka innych kobiet. Jednak z żadną z nich Joneleth nie zdążył związać się na stałe. Gdy zaczęło znów dobrze się dziać w jego życiu uczuciowym interes Bojvingów wziął górę i Joneleth musiał umrzeć. Mogę powiedzieć, że jedynie Elawethia była tą, przy której interes Bojvingów przestawał się liczyć w przypadku sprzeczności.
Władza – Joneletha zawsze coś pociągało we władzy. Jednak nie we władzy jako takiej, ale we władzy, która polegała na kierowaniu Rodem Bojvingów. I o ile w pierwszych latach miał na bieg wydarzeń mniejszy wpływ niż chciał to po śmierci Magnusa Wielkiego stał się tym, który uzyskał ogromny wpływ na kurs bojvińskiego okrętu. Dla Joneletha liczyło się przede wszystkim dobro rodu. I dlatego nigdy nie dążył do tego, by władza należała do niego. Za to zadowolił się rolą sternika. To Joneleth wyznaczał kurs i choć wiele osób miało wpływ na wydarzenia zawsze udawało się mu osiągnąć w końcowym rezultacie to, co uznał akurat za dobre dla Rodu. Każde rozwiązanie przyjmowane przez Thing było po jego myśli, a nawet jeśli na pierwszy rzut oka był czemuś przeciwny to tylko po to, by osiągnąć w końcu nie kompromis, ale całość tego, co uważał za odpowiednie. Często zaostrzając stanowisko mógł się wydawać niezrównoważony. Jednak ponieważ zawsze Bojvingowie liczyli się z jego zdaniem kompromis był przyjmowany z zadowoleniem. A okręt bojviński płynął w odpowiednim kierunku. Tak naprawdę zdrada Thory vel Moherki i Mordora była jedyną rzeczą jakiej nie kontrolował. Ale właśnie dlatego, że była to zdrada i spisek. Pod koniec swojego życia stwierdził, że sprawa dojrzała na tyle, żeby mógł osobiście przejąć władzę i pokierować Rodem. Czasy nastały według niego ciężkie z tego powodu, że nie dostrzegł nikogo kogo mógłby poprzeć, może z wyjątkiem Hallfreda. Ale ten z kolei zbyt często zasypiał i rzadko się budził. Dlatego też jako bardzo aktywny i mało sypiający postanowił, że czas najwyższy by i on został Jarlem. Miał już gotowy plan swej kadencji, ale cóż… sprawy potoczyły się inaczej.
Śmierć. Przyszła nagle. Samobójstwo. Dla dobra Rodu. Zdawał sobie z konsekwencji jakie w ten sposób wywoła, a raczej przypuszczał, że możliwość takiego właśnie biegu spraw jaki się zdarzył jest po jego śmierci bardzo prawdopodobna. Tak więc zabił się. A w Bojholmie wybuchła rewolucja, która przywróciła porządek i to, co było dla Joneletha najważniejsze – bojvińskiego ducha. Gdyż Joneleth nigdy nie dbał o dobra materialne, o rozwój gospodarki, czy o handel. Dla Joneletha liczyli się Bojvingowie jako grupa ludzi powiązanych więzami braterstwa. A on zawsze był i pozostanie jednym z nich.
Co ja mogę więcej napisać... i tak chyba napisałem za dużo. Nie wiem, czy nie powinien sie ograniczyć do krótkiego stwierdzenia. Joneleth - czarownik bojvinski. Chyba to lepiej odda nature tej postaci. Sam juz nie wiem. Długo sie zabierałem za napisanie tej "biografii". A gdy juz zaczałem przegladac logi przypomnialy mi sie stare dobre czasy niejako "na zywo". I bylo mi cholernie zal, ze nacisnalem krzyzyk. Mam nadzieje, ze to przejdzie i bede mogl zerknac ponownie w logi i poczytac troszke.
Joneleth sprawił mi jako graczowi największą satysfakcję. Ta postac była tym, co mnie trzymało w cantrze. Byla to w glownej mierze zasluga Bojvingow. Cieszylo mnie takze ogromnie z jak wielkim spotkał sie docenieniem.
No coz... moze ktos w grze pokusi sie o napisanie jakiejs pelnej biografii Joneletha. Ja nie mam sily ducha by tego dokonac.
