Odeszli... [*]

Ogólna pozapostaciowa dyskusja pomiędzy graczami Cantr II.

Moderators: Public Relations Department, Players Department

tseone
Posts: 32
Joined: Sun Jun 03, 2007 11:19 am

Postby tseone » Sat Sep 01, 2007 9:47 am

rem wrote:
tehanu wrote:Minęło parę dni. Ujawniam:
Nut


Tehanu dziękuję Ci za Nut, za te ponad 10 lat wspaniałej gry. Za te wspaniałe cantryjskie 10 lat pełne radości, szczęścia i miłości... Od czasu gdy moja postać spotkała Ją w swoim życiu mój Cantr się zmienił. Zmienił się na dobre. Teraz niestety przyszła pora rozpaczy, postać postawiła sobie tylko jedno zadanie jeszcze...
Po Jej śmierci to już nie ten sam Cantr, już nigdy nie będzie taki sam, pozostaje tylko nadzieja... Iskierka nadziei...

Jednak dziękuję Ci za wszystko


Ja również dziękuje za Nut, wspaniale prowadzona postać, której śmierć poniesie konsekwencje wśród moich postaci. Gra jak dla mnie straciła trochę sens i po pogrzebie ów pani nacisne krzyżyk...
Dziękuje za te chwile gdy nasze postacie były razem :)
User avatar
areqeq
Posts: 51
Joined: Mon Apr 09, 2007 1:00 pm

Postby areqeq » Sat Sep 01, 2007 10:14 am

tseone wrote:
rem wrote:
tehanu wrote:Minęło parę dni. Ujawniam:
Nut


Tehanu dziękuję Ci za Nut, za te ponad 10 lat wspaniałej gry. Za te wspaniałe cantryjskie 10 lat pełne radości, szczęścia i miłości... Od czasu gdy moja postać spotkała Ją w swoim życiu mój Cantr się zmienił. Zmienił się na dobre. Teraz niestety przyszła pora rozpaczy, postać postawiła sobie tylko jedno zadanie jeszcze...
Po Jej śmierci to już nie ten sam Cantr, już nigdy nie będzie taki sam, pozostaje tylko nadzieja... Iskierka nadziei...

Jednak dziękuję Ci za wszystko


Ja również dziękuje za Nut, wspaniale prowadzona postać, której śmierć poniesie konsekwencje wśród moich postaci. Gra jak dla mnie straciła trochę sens i po pogrzebie ów pani nacisne krzyżyk...
Dziękuje za te chwile gdy nasze postacie były razem :)


Zgadzam się z przedmówcami w 100%. Nut była naprawdę wspaniłą postacią... To straszne, co się stało... Nadal nie mogę tego zrozumieć. Nasza (wioska? osada? whatever...) już nigdy nie będzie taka sama... I ludzie w niej także...

Ze swojej strony dodam, że Nut bardzo mi pomogła, gdy zaczynałem grać w cantr. Zawsze była miła, pogodna, uprzejma... Wprowadziła mnie w ten świat. Gdyby nie Ona, prawdopodobnie skończył bym grę po tygodniu... A teraz? Nie mogę skończyć grać. :|
Your brother's ten times better than you, Jesus loves him more!
GG - 9294048
#define TRUE = 1;
Liczba postaci = TRUE;
User avatar
Obakusan
Posts: 35
Joined: Sat Jun 10, 2006 3:24 pm

Postby Obakusan » Sat Sep 01, 2007 10:30 am

Zgadzam sie, Nut byla bardzo fajna postacia i duzo do gry wniosla, jednak jej smierc jest kurde strasznie irytujaca! Uderzyla w tyle osob, ze postawila zycie pewnej osady na glowie! I co Tehanu? Nie wstyd Ci? ;-P
User avatar
tehanu
Posts: 872
Joined: Thu Sep 21, 2006 9:00 pm
Location: 3city

Postby tehanu » Sat Sep 01, 2007 10:46 am

Obakusan wrote:Zgadzam sie, Nut byla bardzo fajna postacia i duzo do gry wniosla, jednak jej smierc jest kurde strasznie irytujaca! Uderzyla w tyle osob, ze postawila zycie pewnej osady na glowie! I co Tehanu? Nie wstyd Ci? ;-P

Nie, nie wstyd.
Zrozumcie, nie dokonywałam wyboru między życiem a śmiercią Nut ale między życiem a życiem, moim, Tehanu.
Nie było innej możliwości. Tylko krzyżyk.
Cantr to TYLKO gra, wspaniała, ale gra. Spójrzcie na to w inny sposób. Śmierć Nut postawiła życie pewnej osady na głowie? I dobrze. Przynajmniej nie macie tam nudno.
User avatar
Obakusan
Posts: 35
Joined: Sat Jun 10, 2006 3:24 pm

Postby Obakusan » Sat Sep 01, 2007 11:35 am

Nie krytykuje Cie przeciez, dlatego tez wstawilem:

;-P <-- to to

Fakt, wydarzenai zwiazane ze smiercia Nut, jakkolwiek by to nie brzmialo, ozywily troche osade i niektorych graczy. Nie mniej jednak szkoda.
User avatar
cald dashew
Posts: 930
Joined: Tue Aug 29, 2006 9:23 pm
Location: Idioglosia

Postby cald dashew » Sun Sep 02, 2007 3:50 pm

Inanna - Jedna z pierwszych, jak nie pierwsza mieszkanka Zacisza płci żeńskiej. Od samego pojawienia sie tryskało z niej wiele energii i radości, między innymi dzięki niej Zacisze było tak wspaniałym miejscem. Po śmierci swojego mężczyzny, którym był Buder, strasznie posmutniała, ale w końcu znalazła sobie innego mężczyznę, lecz i z nim nie była szczęśliwa. Pewnego dnia zostawiła go i resztę mieszkańców odpływając statkiem. Niestety już nigdy nie wróci


Jakby poplynela wraz z panem N.. B.. W.. byloby zupelnie inaczej i bylaby bezpieczna :roll: on sobie teraz plywa i rozwozi reklamowki zacisza wraz z drewnem z tamtad

szkoda Innany
Image
Image
Image
User avatar
lukaasz
Posts: 656
Joined: Fri Jul 08, 2005 9:02 pm
Location: Polska, Olkusz
Contact:

Postby lukaasz » Sun Sep 16, 2007 8:40 pm

Ota Gnurunner lat około 58 oraz Brint - Ota był założycielem piekarni w Vlouirryan Hills. Piekarnie budował przez wiele lat nie zważając na małe zainteresowanie chlebem oraz problemami związanymi z dostępnością materiałów niezbędnych do budowy maszyn i budynków. Kiedy już piekarnia zaczęła przynosić zyski musiał walczyć z nawiedzoną Ewą która chciała przejąć jego piekarnie. Ewą zginęła z ręki Oty, który przez długi czas nie mógł się pogodzić z tym ze zamiast sprzedawać jedzenie musiał kogoś zabić.
Niedługo potem kiedy piekarnia funkcjonowała już całkowicie samodzielnie i nikt już jej nie groził, Ota zebrał grupę mieszkańców między innymi Brinta i wraz z nim zbudował slupa którym wyruszyli w celu zwiedzania świata.
Po wielu dniach wędrówki trafili na plażę. Kiedy weszli w 3ke w głąb lądu okazało się ze na wyspie są tylko góry i pustynia a przynajmniej w części którą zwiedzali. Przez wiele dni szli przed siebie, ranieni przez dzikie zwierzęta oraz pragnienie. kiedy jeden z członków wyprawy oddzielił się Ota i Brint zostali z niewielką ilością jedzenia daleko od statku.
Przez wiele dni szli w stronę brzegu, cały czas na skraju śmierci głodowej. Robiąc szybkie przystanki piekli niewielkie ilości mięsa cały czas mając nadzieję że jednak gdzieś dotrą.
Kiedy byli już tak poranieni że nie mogli się zatrzymywać i piec jedzenia, zresztą i tak nie mieli już co piec, z głodu oboje słaniali się na nogach, czuli że zostało im po 3-4 dni życia nagle ujrzeli zielone pola.
Wbiegli do osady pełnej ludzi niestety nie mogli zrozumieć co ci ludzie do nich mówili. Schowali się więc w jednym z domków. Na szczęście ktoś z mieszkańców domyślił się że mogą być głodni i dał im jedzenia i trochę lekarstw. po kilku dniach stwierdzili że trzeba wracać po statek. Dogadali się na migi z miejscowymi i wyruszyli po statek.
Kiedy dotarli na miejsce okazało się że ich statku niema. Tubylcy skierowali ich do pobliskiego miasta. Okazało się że statek stoi zadokowany w porcie. Niestety nie mogli się dogadać z miejscowymi.
Ota postanowił zebrać dużo marchewki i wyruszyć na inną część wyspy gdzie miał nadzieję na znalezienie lasów i budowę nowego okrętu. Kiedy miał już prawie pełny plecak marchewki do brzegu zadokował statek z ludźmi którzy mówili zrozumiale. Jednak Ci nie mieli miejsca na zabranie obu podróżników. Statek odpłynął.
W pewnej chwili Ota zauważył że na plaży niema Brinta. Ale nigdzie nie mógł go znaleźć. Myślał że może Brint zabrał się jednak w jakiś sposób na statek. Wrócił więc do swojego wcześniejszego planu.
Kiedy uzbierał pełny plecak marchewki rozejrzał się dookoła i ruszył w stroną gór, ale przechodząc koło słonia pacnął go nożem a słoń padł martwy. Mile zaskoczony Ota postanowił upiec sobie trochę mięsa bo było pożywniejsze od marchewki.
Wrzucił do paleniska mięsa na 2 dni pieczenia i usiadł spokojnie wąchając pieczone mięso. Kiedy już zabierał się za zbierania mięsa z paleniska poczuł jak ktoś łapie go i przeciąga do jednego z budynków. Zanim się zorientował dostał potężne uderzenie toporem. Niestety jego tarcza nie była w stanie całkowicie zatrzymać ciosu. Podnosząc się z ziemi zauważył koło siebie ciało Brinta z widocznymi ranami po toporze.
Szybko zrozumiał że to już jego koniec. Odłożył tarczę i spokojnie czekał na kolejny cios.
User avatar
cald dashew
Posts: 930
Joined: Tue Aug 29, 2006 9:23 pm
Location: Idioglosia

Postby cald dashew » Sun Sep 16, 2007 10:28 pm

Your character Dethonador von Gha died.

Nieudacznik, urodzil sie nie pamietam gdzie, gdzies w lesie. Zakolegowal sie z grupa mile nastawionych anglikow ktorzy dawali mu jesc w zamian za pomoc. Ciezko bylo mu sie z nimi dogadac na podstawie paru kiepskich slownikow no ale jakos wychoidzlo. Troche z nimi popodrozowal zebral 10 klo drewna i rozeszli sie. Trafil w koncu do osady gdzie spotkal bardzo mila kobiete, chcial umrzec ale ona przekonala go do zycia. Pomagal jej troche w rozbudowaniu osady poczym pozucil wszystkie rzeczy jakie mial i wyruszyl szukajac smierci (bez tarczy + zwierzątka) w astepnej osadzie zabil go Lesny czlowiek *smieje sie* mial wtedy około 30 lat.. mysle ze troche wiecej.. i to by byl koniec jednej z moich najnudniejszych i najmniej ciekawych postaci. Nigdy sie z nim nie polubilismy :twisted:
Image

Image

Image
User avatar
ushol
Posts: 1254
Joined: Thu Dec 15, 2005 5:11 pm
Location: Real World

Postby ushol » Mon Sep 24, 2007 2:31 am

Wkados Gorszy, Qu Een...

Wspominajcie ile chcecie, aby tylko nie za dużo...

Pozdrowienia dla wszytkich czuwających
Last edited by ushol on Tue Sep 25, 2007 7:34 am, edited 1 time in total.
Image
Image
Federacja RP
User avatar
Elf
Posts: 441
Joined: Fri May 25, 2007 4:31 pm
Location: Elfolandia

Postby Elf » Mon Sep 24, 2007 8:28 am

Wkados nie żyje? Uuuuuuu,chyba jedna z moich postaci bardzo ucieszyłaby się na tę wieść (ale niestety się nie dowie raczej o tej śmierci). Straszne świństwo jej zrobił ten Wkados,o ile to TEN sam ;)
taca. wanna. łóżko
Eresan
Posts: 665
Joined: Wed Dec 20, 2006 6:31 pm

Postby Eresan » Mon Sep 24, 2007 9:05 am

A mi szkoda Qu Ena :(

Pozdrawiam.
Milo
Posts: 736
Joined: Fri Feb 03, 2006 11:24 pm

Postby Milo » Mon Sep 24, 2007 9:51 am

Ushol, Ty skup się na obudzeniu żywych ;)
Besteer
Posts: 168
Joined: Fri Sep 01, 2006 8:06 am
Location: Polska

Postby Besteer » Mon Sep 24, 2007 11:08 am

Z poprzedniego konta, te bardziej warte wspomnienia:

Wielemir (ok. 1640 - 1904) - urodzony w Los Liberos, bardzo szybko zdążył pokłócić się z tamtejszymi mieszkańcami i uciekł do lasu. Chciał odnaleźć mityczne miasto Vlotryan, ale po drodze, już na granicy królestwa, po długim i bezowocnym pałętaniu się po lesie napotkał małą wioskę Ryszville (oficjalnie już część Królestwa Vlotryan). Tam też osiadł, dzięki uprzejmości nowych opiekunów dostał drewno na własną chatkę i rower. Marzył o mebelkach domu, ale uważał, że wpierw musi odpracować taką ofiarność i z zapałem oczyszczał gaz (z tego chyba żyła cała osada, o ile dobrze pamiętam). Raz czy dwa udał się rowerkiem po jakieś surowce do lasu czy na wybrzeże (choć w osadzie były dwa sportowe samochody). Generalnie miał wiele ciekawych pomysłów na rozkręcenie niezłego biznesu w środku lasu (np. stacja paliw po wprowadzeniu benzyzny ;) ), ale wskutek ogólnej ospałości współmieszkańców niczego konkretnego nie udało mu się osiągnąć. Dalej robił przy gazie. Nigdy jednak nie zapomniał o swoim marzeniu, by znaleźć się w stolicy - Vlotryan. Przy każdej możliwej okazji marzył o tym, by wziąć swój rower i choć raz się tam przejechać... nie było mu to jednak dane.


Drożysław (1639-1904) - jedyna moja postać w Klanie Księżyca (istnieją oni jeszcze?). Urodził się w Błotnej Plaży, ale że nikt nie chciał mu dać nic do roboty, postanowił ukraść kilo ryżu i zwiać (wtedy myślałem, że moja postać to megazłodziej, całe kilo ryżu gwizdnął... ;) ). Trochę błąkał się po Zachodnim Fic (chcąc zgubić pogoń, której nie było). Potem znalazł jakąś mapę i chciał udać się do centrum wyspy, by tam się wzbogacić. Po drodze jednak znalazł dwie notatki, które na zawsze odmieniły jego życie. Były to jakieś ulotki reklamowe Klanu Księżyca (ogólnie, o wolności dla wszystkich, likwidacji podatków, etc.). Będąc pod wpływem tych słów postanowił osiąść na najbliższej plaży, by zostać pustelnikiem. Nie było to jednak łatwe. Wpierw musiał pochować górę trupów, by potem napisać prawa tego wybrzeża, które ponoć w okolicy zrobiły niezłą furorę (on sam nie mial o tym jednak zielonego pojęcia). Często głodował, jednak wszystko szło naprzód. Rozwijał w spokoju i samotności swoją lokację, czasem tylko ktoś go odwiedził. Była to moja kolejna postać - marzyciel: jego najgorętszym życzeniem było odnaleźć ów mityczny Klan Księżyca, by zostać jego członkiem, by zespolić się z innymi wolnymi ludźmi. Każdego zbłąkanego żeglarza, który zawitał do jego portu, wypytywał o tą organizację. Nikt jednak nic nie wiedział, ludzie nie byli mu w stanie udzielić praktycznie żadnej odpowiedzi. Aż w końcu, po pięciu latach wędzenia ryb i kopania piachu na drogę, pewien młody kapitan z Błotnej Plaży przekazał mu swój pamiętnik, z którego wynikalo, że całkiem niedawno spotkał idoli Drożysława... Wkrótce też, za jego pośrednictwem, został zabrany do tak poszukiwanej siedziby Klanu, która znajdowała się... o jedną lokację dalej od pustelni mojej postaci. Spełniło się jego i moje marzenie, generalnie Przylądek Zachodzącego Słońca za czasów Klanu Księżyca to jedna z najmilej wspominanych przeze mnie osad. Wspaniała postać Sangwinusa, Zygtryda czy chociażby Cougara (mój idol złych postaci w Cantrze) sprawiły, że śmierci tej postaci do dziś żałuję.


Miriadna (ok. 1640 - 1904) - moja chyba najbogatsza jak do tej pory postać. Urodziła się i mieszkała na Przylądku Mgieł, gdzie wspólnie z Jankiem założyła firmę krawiecko - kulinarną. Początki były trudne, często całe miasto przymierało głodem, bo marchewki trzeba było za wysoką cenę sprowadzać zza granicy ;) Potem jednak było już lepej, powoli dorobili się narzędzi, surowców, siedziby firmy, której magazyn szybko zapełnili. Dalej był motor, potem statek firmowy, wreszcie zaszczytna funkcja strażnika Przylądka Mgieł. Pierwszy (i ostatni) raz wypełniała swoje obowiązki, gdy jej sąsiadowi Boverowi wspólnik ukradł statek. Ścigali go aż do Fic i gdy już mieli dokować do tej samej osady co złodziej, bug wywalił ich na pełne morze. Potem była ta akcja z teleskopami, które poznikały i w ten sposób pogoń, która miała szanse stać się jedną z najbardziej spektakularnych w dziejach Cantr, spaliła na panewce. Zlodzieja już nie udało się odnaleźć, smutni stróże prawa wracali do domu. Na pełnym morzu Miriadna zakończyła swój żywot.


Emilia Wanik (? - 1904) - podróżowała razem z Saszą po okolicach zacisza i Zatoki Urodzaju. Generalnie nie wsławiła się niczym szczególnym, bo i nie zdążyła. Zginęła dość młodo...


---
Miałem wtedy więcej postaci, ale tylko te wspominam na tyle dobrze, że warto było o nich wspomnieć. Wszystkie zginęły na tą samą straszną chorobę, która dziesiątkuje co wiosnę świat Cantr - śpiączkę maturalną. Dzisiaj trochę żałuję, bo mogłem chociaż przestawić konto na on-leave... a tak muszę znowu męczyć się nowymi postaciami, nim coś osiągną ;)

To by było na tyle o starym koncie. Postacie z nowego wypiszę, jak mi się będzie chciało ;)
User avatar
Leming
Posts: 657
Joined: Thu Mar 15, 2007 1:08 pm

Postby Leming » Mon Sep 24, 2007 12:17 pm

Henryk z Portu Rzemiosł - znakomity kucharz, postać cicha, chyba niedoceniana. Nieczęsto zdarzało się, żeby ktoś mu podziękował za wspaniałe potrawy, które przygotowywał, za ciągle nowe pomysły. Pewnie ogarnęło go zniechęcenie, ale któż wie, co kucharze kryją w sercach...

Wolfgang - postać słabo mi znana, ale za to, co znam - lubiana bardzo. Trochę kupiec, trochę podróżnik, trochę marzyciel. Podobno pewien młody żeglarz srodze się rozczarował, bo płynął odwiedzić Wolfganga i przybył o dwa dni za późno.

W każdym razie - graczom prowadzącym Henryka i Wolfganga serdecznie dziękuję za grę - to była przyjemność grać w takim towarzystwie.
topornik
Posts: 412
Joined: Fri Feb 23, 2007 3:30 pm

Postby topornik » Mon Sep 24, 2007 2:13 pm

Henryka potwierdzam
FAJNA GRA:

Image
(podczas rejest racji w rubryce "sponsor" wpiszcie Milko2)

Image

Return to “Ogólne dyskusje”

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 1 guest