Leming wrote:Ja tam po przeczytaniu tych opisów (czyli swojego, męża i tego, jak to się ma razem), robię pasztet, żeby zachować zdrowy poziom szaleństwa.
PS. Ula, mąż, jak zobaczył ten wątek, to powiedział, że bardzo dobrze wie, że strychninką to się truje mężów i że mam się nie wygłupiać i nic ci o żadnych zastosowaniach nie pisać. Szczególnie, jak zobaczył błysk w moim lewym oku. No to ci nie napiszę.
Zależy od okoliczności. Jeśli chodzi o dosypanie do pasztetu, to arszenik jest lepszy... bezsmakowy i bezzapachowy. I się ładnie wymiesza.
Albo cyjanek do migdałów. Zapaszek podobny.





