Przyznam, że pomysłem jestem zaskoczony.
To znaczy, jego "kierunkiem". W pierwszej chwili myślałem, że chodzi o to, żeby właśnie duże miasta miały
więcej miejsc wydobywczych. Trochę tego nie rozumiem.
Duże miasta mają dużo ludzi i potrzebują dużo surowców. Mają dużo rąk do pracy, i stale brakuje miejsc wydobycia nawet jesli jest ich sporo, zwłaszcza, że ciagle jakiś młody zaczyna coś kopać mimo zakazów.
Dlatego też miasta budują kombajny, które nie "zabierają" miejsc wydobycia, podobnie chyba ma się sprawa z kopalniami i kamieniołomami, że nie "zabierają" miejsc wydobycia, choć tego w tej chwili nie jestem pewien.
NiKnight wrote:Przecież nikt na przykład w Łodzi, Wrocławiu czy innym dużym mieście nie uprawia zboża (a jeśli już to może to stanowić parę promili obszaru) tylko sprowadza tego typu surowce z zewnątrz.
No i z tym właśnie się nie zgodzę! Wrocław jest cały otoczony terenami rolniczymi. Owszem, administracyjnie te tereny należą do okolicznych gmin, ale im większe miasto, tym większa wokół niego produkcja, bo setki tysięcy ludzi to wszystko kupią.
W Cantrze nie bardzo wierzę w ideę gmin-satelitów. Dlaczego? Bo Cantr to nie symulator realnego świata i nie gra ekonomiczna. Ludziom (w większości) nie chce się pracować nawet wtedy, jak im się da pod nos jedzenie, ubranie, tarczę i zapłatę. Narzekają, że "nudno".
Zresztą popatrzmy, w jaki sposób pracują, jeżeli już pracują? Robią to, co im najlepiej "wychodzi"! Zamiast włączać się w te projekty, które im się wskazuje, że potrzebne mieszkańcom, że pilne - oni szukają tego, co robią "po mistrzowsku". Mimo że nikt tego on nich nie potrzebuje. Albo w ośrodku przemysłowym muszą na zewnątrz, bo w budynku nie lubią. Albo w ośrodku rolniczo-wydobywczym chcą w budynku, bo na zewnątrz hałas. Norrrmalnie topór się w plecaku otwiera......
Nie bardzo wierzę w rozkręcenie czegoś takiego, jak prężne ośrodki produkcji czy wydobycia minerałów w malutkich osadach i transport tego wszystkiego do dużych miast. Nie wierzę też w firmy transportowe.
Dlaczego?
Bo znam tylko dwa miasta, no może trzy (te największe), gdzie rozwinęła się współpraca z okolicą, i to też wyłącznie na zasadzie pompowania tam nowych ludzi i ogromnych środków finansowych ze "stolic" regionu. Udaje się to wyłącznie za sprawą dosłownie kilku postaci, graczy-motorów napędowych, niezmordowanych, nie ustających w planowaniu, rozwoju, w swojej pracy od kilkudziesięciu lat. A i wtedy jest to ruch pod prąd naturalnej tendencji cantryjskiej: wymierania mini osad i ucieczki z nich ludzi do miast. Dlaczego? Bo w większych miastach jest (zazwyczaj) ciekawiej! Trywializując: łatwiej idzie się dorobić statku i uciec w świat, jakby to był główny cel życia.
Ale wystarczy, że taki przedsiębiorczy gracz odejdzie, że jego postacie umrą i mamy oto sytuację taką, jak w pewnej stolicy: firma upada, ludzie się rozłażą, a maszyny stoją. Zawsze mi się włos jeży, jak pomyślę, co by było, gdyby jednego dnia zmarło na zawał tych dziesięć czy dwadzieścia kluczowych postaci polskiej strefy, tych co w największych miastach codziennie chodzą, zakładają projekty, kupują, sprzedają, karmią śpiochów, napełniają beczki, gonią złodziei, i żmudnie dzień po dniu liczą na palcach albo raczej na excelach, ile czego komu potrzeba.
Myślę, że "zmuszanie" wielkich miast do jeszcze większego wysiłku poprzez ograniczenie im miejsc wydobycia byłoby tylko "dowaleniem roboty" tym strategom ekonomii cantryjskiej w stolicach. Ludziom przecież i tak mocno przeciążonym obowiązkami.
Reszta i tak (mówiąc kolokwialnie) miałaby to w dupie.
Dokładnie tak samo jak teraz.

[*]...