Robert_ wrote:
Nie jest ważne kogo opisujemy, ale czy opisy mają wpływ na wydarzenia w grze - tamte miały i były nieuczciwe.
Co ty powiesz? Właśnie o tym pisałem - jak długo według ciebie trwa wpływ na wydarzenia? Aż wymrą wszystkie zainteresowane postaci a gracze odejdą ,tak? To kogo to będzie jeszcze wtedy wtedy interesowało, co ?
Ja na stronie cantr.pl też zamieściłem na prośbę Chatette swój tekst. Przytoczę go tutaj kierując się próżnością
"Aleksy vel Robin Hood....Świat polskiego CANTR byl jeszcze wtedy młody a ja dopiero zaczynałem grę. Zarówno gracz jak i prowadzona przez niego postać traktowali wszystko śmiertelnie poważnie:) To było trochę tak jak z pierwszą miłością : wszystko wydaje się kolorowe, wyraziste i skontrastowane. Wypowiedziane słowa powodują błogość albo śmiertelnie ranią, zachowujemy się niezgrabnie......Tak to dzisiaj widzę z perspektywy nieco już zblazowanego gracza
Działo się to wszystko w połowie XIII studniodniolecia czasu CANTR na Vlyryan - pierwszej z dwóch ówczesnych polskich wysp. Znajdujące się na niej postaci nie miały zresztą zielonego pojęcia o istnieniu tej drugiej. Wyspa była dla postaci całym światem, mapy były w powijakach, informacje o innych osadach szczątkowe i niepełne, o podróżach morskich nikt nie słyszał. Postać urodzona w pobliżu jednego z centrów wyspy niewiele wiedziała o tym co sie dzieje gdzie indziej - przypominało to troche średniowiecze.
I w takim świecie urodził się Aleksy. Pierwsze kroki (całkiem zresztą przypadkowo) skierował do Vlyryan gdzie zetknął się z drugą postacią tego samego gracza. Gracz chciał się wyplątać z niezręcznej sytuacji a postać chciała uciec od gwaru i kłótni panujących w osadzie, więc Aleksy pozbierał cichutko trochę jedzenia i skierował się w dalszą drogę. Nie interesowały go spory o jakiegoś niedźwiedzia i paskudnych kapłanów - potrzebował przynajmniej młotka, nie mówiąc juz o ówczesnym szczycie marzeń tj. drewnianej tarczy i zabójczo groźnym młocie kowalskim:). W ten sposób wylądował w najbliższym lesie i zajął sie zbieraniem drewna gołymi rękami. W osadzie było cicho i spokojnie, wszyscy byli zajęci pracą i w odróżnieniu od Vlyryan niewiele się odzywali.
Ciszę i spokój zakłóciła zbrojna drużyna, która wpadła do osady atakując jakiegoś człowieka i ogłaszając, że przyłącza las do Los Liberos, bo został opanowany przez podstępnych kapłanów Zygurda . W trakcie słownych i zbrojnych przepychanek (zabicie kogoś było wówczas piekielną mordęgą) przyszedł mi pomysł na postać - dziś się trochę wstydzę, że bardziej się do tego nie przyłożyłem. Ale wiecie jak to jest - adrenalina buzuje, słowa same się cisną na usta- to są te najwspanialsze chwile w CANTR, kiedy postać nagle jakby ożywa i ciągnie gracza w jakieś nieznane rejony. Potem poziom adrenaliny się obniża , przychodzi zastanowienie ,ale nie bardzo jest jak się wycofac. Można co najwyżej położyć uszy po sobie, odejść gdzie indziej i udawac że nic sie nie stało. Ale tak jakoś wstyd, a i trochę żal więc sie brnie dalej......
I tak się narodził Robin Hood, obrońca wolnych drwali z leśnych osad przed dominacją Los Liberos. I plan odbicia lasu Sherwood z rąk wrogów wolności

Dalszy ciąg tej historii jest dosyć dobrze udokumentowany. Istnieją relacje jego towarzyszy- Marka i Tajemniczej Piękności oraz notatki które można spotkać nawet na odległych wyspach."
Rozumiem , ze takie starocie można umieszczać, prawda? Bo już prawie nie ma nikogo kto pamięta sprawy konfliktu na wyspie Vlyryan, prawda ?
ALE Z TEGO SAMEGO POWODU NIKOGO TO NIE BEDZIE INTERESOWAłO