"Cantr sie sypie"
Posted: Thu Nov 22, 2007 9:52 pm
Witam.
Pewnie mój post będzie jak kij w mrowisko, ale w moim stanie emocjonalnym to właściwie mnie nie martwi.
Mam dość Cantra.
Gram od prawie roku. Stworzyłem galerię postaci, z których każda w założeniu miała być Kimś. Coś osiągnąć w życiu, coś stworzyć. Żyć nie tylko dla siebie (chociaż owszem, przede wszystkim), ale też dla innych. I udało się to, w dużej części.
Początkowo nie byłem zachwycony grą, wszystko działo się powoli, pierwsze postacie trafiły w nieciekawe miejsca o "kościanej" cywilizacji, gdzie życie sprowadzało się do polowania czy kopania ziemniaków. Ponadto po całych dniach panoszyły się lagi, i to cud, że wtedy nie zrezygnowałem. Jednak później stopniowo poznawałem w grze postacie, które budziły we mnie podziw dla ich graczy. Były one dowodem, że grając konsekwentnie i ciekawie, można zostać "kimś" w Cantrze, i to już w wieku 25-30 lat. Przy czym nie mam tu na myśli bycia kimś, kto tylko zabawnie "odgrywa". Owszem, to można robić nawet będąc gołym dwudziestolatkiem. Ale wybaczcie, nigdy mnie to nie pociągało.
Uwielbiam pewne zdanie Lemingi, które widuję prawie codziennie, a które oddaje także moje spojrzenie na "odgrywanie":
Rozgadany i dobrze opisywany matoł, który nie potrafi jednak wypełnić swojego życia niczym głębszym, zastępujący postacie przemyślane i wystudiowane.
Mam więc raczej na myśli bycie kimś, kto samodzielnie decyduje o swoich losach i życiu, i kto w mały choćby sposób, jednak przyczynia się do zmian w tym świecie. Do zmian na lepsze. Do jego rozwoju. Poprzez pracę, podróże, poprzez pomoc innym, poprzez udział w przedsięwzięciach mających rozmach.
Grałem prawie rok. Wędrujące zwierzęta jakoś po drodze mądrze poskromiono i lagi cudem przycichły. Można było wreszcie zalogować się i na przykład przez godzinę grać bez przerwy. Bo jeżeli trzeba przeładować surowce z samochodu do magazynu albo ze statku na statek, albo przygotować projekty dla całej grupy postaci, to taka godzina bez lagów jest wręcz bezcenna. Pozwala nie tylko wykonać konieczną pracę. Pozwala też na rozmowę z innymi postaciami, na budowanie klimatu, odgrywanie scenek, pozwala żartować, odpowiednio reagować na czyjeś zachowania, a w końcu wrócić na czas do rozpoczętego projektu. I to wszystkimi postaciami!
Teraz sytuacja się zmieniła. I nieważne, z czyjego powodu. Nie chcę szukać "winnych", dajmy spokój, nie o to przecież chodzi.
Nie mogę grać sobie w Cantra o dowolnej godzinie. Nie jestem dzieckiem na wakacjach. A kiedy przychodzę do komputera wtedy, gdy przyjść mogę, to gra zazwyczaj nie działa. Sytuacja ta ma miejsce od wielu dni. Czasem niby poprawia się na jeden dzień... I znów wraca, jeszcze gorsza.
Tymczasem moje postacie coraz drastyczniej nie wywiązują się z obowiązków. Przesypiają ważne terminy. Zmuszają innych do czekania w nieskończoność na ich decyzje, na odpowiedź, na narzędzia, na surowce. Na to, żeby wysiadły z pojazdu albo dały klucz! I kiedy w końcu uda mi się zalogować, muszę przepraszać, biegać, starać się nadrabiać zaległości, bo... "spałem".
Bzdura! W normalnym życiu czułbym się jak idiota, wciąż nie dotrzymując zobowiązań i tłumacząc się wszędzie spaniem albo pogodą. Poza tym szkoda mi samej gry, bo straciłem już wiele świetnych sytuacji w grze przez to, że nie mogłem "obudzić się" na czas. Bo Cantr działa nagle rano - pomiędzy 9 a 12 – i wtedy kto może, ten się loguje, a ja na przykład siadam do komputera pomiędzy 18 a 21. Na darmo.
Dodatkowym, niestety bardzo przykrym, skutkiem ubocznym tego stanu stała się u mnie agresja. Bo kiedy w końcu po 25 minutach walki z lagiem (i stracie tychże 25 "minutek"!)uda mi się wedrzeć do którejś mojej postaci, to nie potrafię zmusić się ani do uśmiechu, ani do miłego sposobu bycia. Jestem (gracz) wściekły i zastanawiam się, co by było, gdyby mój spokojny i rozważny przywódca (postać) nagle z okrutnym wrzaskiem chwycił za topór i rzucił się na ludzkość z dziką żądzą wyrżnięcia w pień całego swojego miasta. Na szczęście nie grozi mi to, ponieważ zanim zdecyduję się to zrobić... Cantr is not available. No żeszszszsz...
Mam dość takiej gry.
Pisałem już gdzieś na forum:
Gdyby chociaż Ktoś (nie wiem, kto, przecież nie jestem autorem gry) umieszczał na stronie logowania ogłoszenie:
Grzebiemy w bazie danych. Przez najbliższe trzy dni będą tu tylko lagi.
To wcisnąłbym "on leave" do przyszłego tygodnia.
Ale (jak to Suchy chyba napisał) kto ma to ogłaszać?
Nie wiem. Póki co, od kilku tygodni moje postacie ulegają stopniowej degradacji. Zarówno społecznej, jak psychologicznej.
Mam dość gry. Nie wciskam krzyżyka, bo mi żal zabić po prostu tych wszystkich, którym poświęciłem rok życia. Co więcej, tym moim postaciom rok życia poświęcili także liczni inni gracze, związani mniej lub bardziej z losami moich postaci. Szkoda zabić.
Ale jestem wściekły. Codziennie.
I tak, jak przez rok mówiłem różnym ludziom w różnych miejscach, jak dobrą rzeczą jest Cantr, tak teraz pewnie będę wszystkim mówił, jak okazał się ostatecznie niemożliwy do grania. Przynajmniej dla mnie.
***
Niniejszym dziękuję wszystkim tym, którzy zachwycili mnie w grze. Wymienię ich pewnie niedługo wśród Najlepszych Postaci. Nie wsród "najlepiej odgrywanych", bo pustego "odgrywania" nie znoszę. Ale wśród najlepiej przemyślanych, konsekwentnych, fascynujących, czy ujmujących osobowością. Przepraszam właśnie Was za ten cholerny "sen" ostatnimi czasy.
Więc przykro mi, ale podpisuję się dziś pod tym, co In Vitro kiedyś napisał w swojej sygnaturce:
Cantr się sypie.
Pewnie mój post będzie jak kij w mrowisko, ale w moim stanie emocjonalnym to właściwie mnie nie martwi.
Mam dość Cantra.
Gram od prawie roku. Stworzyłem galerię postaci, z których każda w założeniu miała być Kimś. Coś osiągnąć w życiu, coś stworzyć. Żyć nie tylko dla siebie (chociaż owszem, przede wszystkim), ale też dla innych. I udało się to, w dużej części.
Początkowo nie byłem zachwycony grą, wszystko działo się powoli, pierwsze postacie trafiły w nieciekawe miejsca o "kościanej" cywilizacji, gdzie życie sprowadzało się do polowania czy kopania ziemniaków. Ponadto po całych dniach panoszyły się lagi, i to cud, że wtedy nie zrezygnowałem. Jednak później stopniowo poznawałem w grze postacie, które budziły we mnie podziw dla ich graczy. Były one dowodem, że grając konsekwentnie i ciekawie, można zostać "kimś" w Cantrze, i to już w wieku 25-30 lat. Przy czym nie mam tu na myśli bycia kimś, kto tylko zabawnie "odgrywa". Owszem, to można robić nawet będąc gołym dwudziestolatkiem. Ale wybaczcie, nigdy mnie to nie pociągało.
Uwielbiam pewne zdanie Lemingi, które widuję prawie codziennie, a które oddaje także moje spojrzenie na "odgrywanie":
Rozgadany i dobrze opisywany matoł, który nie potrafi jednak wypełnić swojego życia niczym głębszym, zastępujący postacie przemyślane i wystudiowane.
Mam więc raczej na myśli bycie kimś, kto samodzielnie decyduje o swoich losach i życiu, i kto w mały choćby sposób, jednak przyczynia się do zmian w tym świecie. Do zmian na lepsze. Do jego rozwoju. Poprzez pracę, podróże, poprzez pomoc innym, poprzez udział w przedsięwzięciach mających rozmach.
Grałem prawie rok. Wędrujące zwierzęta jakoś po drodze mądrze poskromiono i lagi cudem przycichły. Można było wreszcie zalogować się i na przykład przez godzinę grać bez przerwy. Bo jeżeli trzeba przeładować surowce z samochodu do magazynu albo ze statku na statek, albo przygotować projekty dla całej grupy postaci, to taka godzina bez lagów jest wręcz bezcenna. Pozwala nie tylko wykonać konieczną pracę. Pozwala też na rozmowę z innymi postaciami, na budowanie klimatu, odgrywanie scenek, pozwala żartować, odpowiednio reagować na czyjeś zachowania, a w końcu wrócić na czas do rozpoczętego projektu. I to wszystkimi postaciami!
Teraz sytuacja się zmieniła. I nieważne, z czyjego powodu. Nie chcę szukać "winnych", dajmy spokój, nie o to przecież chodzi.
Nie mogę grać sobie w Cantra o dowolnej godzinie. Nie jestem dzieckiem na wakacjach. A kiedy przychodzę do komputera wtedy, gdy przyjść mogę, to gra zazwyczaj nie działa. Sytuacja ta ma miejsce od wielu dni. Czasem niby poprawia się na jeden dzień... I znów wraca, jeszcze gorsza.
Tymczasem moje postacie coraz drastyczniej nie wywiązują się z obowiązków. Przesypiają ważne terminy. Zmuszają innych do czekania w nieskończoność na ich decyzje, na odpowiedź, na narzędzia, na surowce. Na to, żeby wysiadły z pojazdu albo dały klucz! I kiedy w końcu uda mi się zalogować, muszę przepraszać, biegać, starać się nadrabiać zaległości, bo... "spałem".
Bzdura! W normalnym życiu czułbym się jak idiota, wciąż nie dotrzymując zobowiązań i tłumacząc się wszędzie spaniem albo pogodą. Poza tym szkoda mi samej gry, bo straciłem już wiele świetnych sytuacji w grze przez to, że nie mogłem "obudzić się" na czas. Bo Cantr działa nagle rano - pomiędzy 9 a 12 – i wtedy kto może, ten się loguje, a ja na przykład siadam do komputera pomiędzy 18 a 21. Na darmo.
Dodatkowym, niestety bardzo przykrym, skutkiem ubocznym tego stanu stała się u mnie agresja. Bo kiedy w końcu po 25 minutach walki z lagiem (i stracie tychże 25 "minutek"!)uda mi się wedrzeć do którejś mojej postaci, to nie potrafię zmusić się ani do uśmiechu, ani do miłego sposobu bycia. Jestem (gracz) wściekły i zastanawiam się, co by było, gdyby mój spokojny i rozważny przywódca (postać) nagle z okrutnym wrzaskiem chwycił za topór i rzucił się na ludzkość z dziką żądzą wyrżnięcia w pień całego swojego miasta. Na szczęście nie grozi mi to, ponieważ zanim zdecyduję się to zrobić... Cantr is not available. No żeszszszsz...
Mam dość takiej gry.
Pisałem już gdzieś na forum:
Gdyby chociaż Ktoś (nie wiem, kto, przecież nie jestem autorem gry) umieszczał na stronie logowania ogłoszenie:
Grzebiemy w bazie danych. Przez najbliższe trzy dni będą tu tylko lagi.
To wcisnąłbym "on leave" do przyszłego tygodnia.
Ale (jak to Suchy chyba napisał) kto ma to ogłaszać?
Nie wiem. Póki co, od kilku tygodni moje postacie ulegają stopniowej degradacji. Zarówno społecznej, jak psychologicznej.
Mam dość gry. Nie wciskam krzyżyka, bo mi żal zabić po prostu tych wszystkich, którym poświęciłem rok życia. Co więcej, tym moim postaciom rok życia poświęcili także liczni inni gracze, związani mniej lub bardziej z losami moich postaci. Szkoda zabić.
Ale jestem wściekły. Codziennie.
I tak, jak przez rok mówiłem różnym ludziom w różnych miejscach, jak dobrą rzeczą jest Cantr, tak teraz pewnie będę wszystkim mówił, jak okazał się ostatecznie niemożliwy do grania. Przynajmniej dla mnie.
***
Niniejszym dziękuję wszystkim tym, którzy zachwycili mnie w grze. Wymienię ich pewnie niedługo wśród Najlepszych Postaci. Nie wsród "najlepiej odgrywanych", bo pustego "odgrywania" nie znoszę. Ale wśród najlepiej przemyślanych, konsekwentnych, fascynujących, czy ujmujących osobowością. Przepraszam właśnie Was za ten cholerny "sen" ostatnimi czasy.
Więc przykro mi, ale podpisuję się dziś pod tym, co In Vitro kiedyś napisał w swojej sygnaturce:
Cantr się sypie.