Postby Berya » Mon Mar 09, 2015 11:48 am
A mnie zaczęły skrajnie irytować postacie boidupy. Boją się wszystkiego, trzęsą, ryczą, drżą, jak się na nich spojrzy. I to nie krzywo, wystarczy się lekko uśmiechnąć, żeby wprowadzić taką w histerię. Postać niejakiej Merry z Rubinkowa jest już szczytem odgrywania czegoś takiego, choć odetchnęłabym z ulgą, gdyby to była jedna taka. Stałe "zwróćcie na mnie uwagę", szepty, klejenia się do jednej-dwóch wybranych postaci. Spróbuj przypadkiem nie mieć ochoty być dla takiej kochany i współczujący, bo przecież to nie jej wina, że się boi. I nie, żeby jej strach miał jakieś zaczepienie w rzeczywistości, był spowodowany konkretną obawą o coś, traumatycznymi przeżyciami. Mam postać, która się boi ludzi i jest ufna wobec jednej tylko osoby, która uratowała jej życie. Początkowo ufna wobec wszystkich, otwarta i ciekawska postać została prawie-zgwałcona i cudem uratowana przed śmiercią, którą sama sobie chciała popełnić. Przez lata siedziała w zupełnym odosobnieniu, kolejne lata zajęło jej przełamywanie siebie, własnych lęków, żeby w końcu być w stanie rozmawiać z ludźmi z osady, coraz częściej nawet wymienić kilka zdań z gośćmi. Da się? Da się. Ale po co odgrywać traumę, skoro można od razu trząść dupą i ryczeć, tylko po to, żeby wzbudzić litość(raczej irytację) i zainteresowanie wszystkich wkoło?