Postby Luke » Mon Nov 10, 2008 11:56 am
Słucham, słucham, i ręce mi opadają. Ograniczenie, zubożenie i zniszczenie jako motywacja do rozwoju. Może jeszcze wprowadźmy do tego pomór, nieuleczalne epidemie mordujące losowo całe osady bez szansy na wyleczenie?
Byli od zawsze i wciąż są tacy, co uważają np. że tylko wojny światowe służą rozwojowi ludzkości, bo niszczą nadmiar dóbr, nadmiar populacji, nadmiar zgromadzonej broni, a tych, co przeżyją, zmuszają do wysiłku budowania na nowo. Prawda?
Śmiem twierdzić, że Ci, którzy chcą tych ograniczeń i zniszczeń w Cantrze, to gracze, którzy nie potrafią sobie radzić w obecnych warunkach. Bo uważam tak, jak napisała Echo, że w innych miejscach Cantra jest ciekawie, ruchliwie, mimo że zamożnie. Ludzie pracują, budują, opiekują się młodymi, organizują wielkie wyprawy, przywożą wspomniane ogórki, kawę czy maliny. To dzięki nim mamy już miętę, imbir, bergamotkę, lawendę, o których wcześniej nikomu się nie śniło.
A dlaczego je mamy? Bo ktoś wcześniej wymyślił skrzynki i donice, w których można je rozmnażać! A nie, jak ogórki, tylko zjeść dla "lepszego" ogórkowego RP.
Jestem stanowczo wrogiem "zacofywania" Cantra. Przeciwnie. Należy rozwijać społeczeństwa, rozsądnie implementując do gry nowe wynalazki. To one i - śmiem twierdzić - tylko one motywują ludzkość do aktywności.
Tylko za życia moich postaci wprowadzono do gry tak pomysłowe, wręcz rewelacyjne wynalazki, jak radio na szeroką skalę, przekaźniki radiowe, skrzynki do uprawy roślin, ule do produkcji miodu, tratwy, a przede wszystkim żagle. A gram ledwie dwa lata. Starsi gracze muszą pamiętać więcej epokowych odkryć.
Dlaczego epokowych? Bo dzięki sieci radiowej mamy komunikację, ścigamy bandytów, a bandyci nas dezinformują fałszywymi komunikatami. I powstaje cały duży nowy dział gry - manewrowanie informacją. Dzięki donicom nikt już nie musi ręcznie babrać się w gnoju przy ziołach. Może je przetwarzać na leki. Dzięki ulom zniknął problem leków i nie trzeba już zbierać jagódek, żeby się wyleczyć. Dzięki tratwom dartery nie są już bezkarne, a łódki nie do złapania. Dzięki żaglom? Tego nie da się nawet opisać. Dwukrotnie szybsze statki, dwukrotnie większy zasięg żeglarstwa, odkrycia geograficzne, szybki transport...
I powiem więcej: wszystkie te wymienione wynalazki są przedmiotem bardzo intensywnego handlu. Znam miejsca, gdzie sprzedaje się i kupuje ogromne ilości leków - setki (!) kilogramów. Znam miejsca, gdzie są stocznie z prawdziwego zdarzenia. Znam miasta, które żyją praktycznie wyłącznie z produkcji żagli i masztów i mają zamówienia na wiele lat naprzód, bo statki wciąż wszędzie buduje się nowe, mimo ze stare nie niszczeją. A jeszcze do niedawna konopie były nikomu do niczego niepotrzebnym surowcem, poza przerobem ich na niezbyt ponętne ciuchy.
Wystarczyłoby więc wprowadzić choćby obiecane paliwo, które by np. przyspieszało szybkość pojazdów o 100% w porównaniu do jazdy bez paliwa, a zaczęłaby się ogromna produkcja wszelkich możliwych paliw z wszelkich przewidzianych surowców. I handel nimi. Tak, jak teraz handel ożaglowaniem. Paradoksalnie w chwili obecnej niektóre miasta kupują w dużych ilościach nie tylko gotowe żagle czy liny, ale nawet surowe konopie.
Nie mówcie mi więc, proszę, że nie ma handlu w Cantrze. Albo że nie ma pracy. To jedna wielka bzdura. Może w pewnych miejscach nie ma. Za to w innych jest nadmiar pracy i ogromna potrzeba handlu. Nie ma tam tylko: chętnych, konsekwentnych i zaangażowanych, pomysłowych, ambitnych graczy. Wolą za to gotować pięćdziesiąty rodzaj zupki, jakby od tego zależała ich jakość gry. Ot, co.
- Złe Jedi.
P.S. Wiem, wiem: kij - w - mrowisko (nic nowego).
[ edytowane kilkakrotnie z powodu literówek i "wyrazówek" - Luke ]
Last edited by
Luke on Mon Nov 10, 2008 12:05 pm, edited 7 times in total.
[*]...