Postby michal » Mon Mar 19, 2007 11:49 am
Oantiven urodził się w Jednym z Największych Miast, gdzie przez jakiś czas pracował u Pewnego Kowala. Pracował ciężko, a podczas tej pracy ciężko myślał i planował jak tu objąć panowanie nad światem. Nie to, żeby był jakoś specjalnie zły. Był po prostu niezrównoważony. I gdy już genialny plan powstał, stało się coś, czego się nie spodziewał.
Otóż do miasta zawinął na swym Szabrowniku Pirat. Oczywista, że Pirat nie zdradził z razu kim jest, ale jak to mówią, swój do swego ciągnie i w końcu jakoś się zgadali. Jeszcze tylko sposobem zwerbowali, jak zwykł Oantiven o nim myśleć, Tępego Osiłka, którego co się później okazało, też nie trzeba było długo namawiać do współpracy, i wypłynęli na podboje. Zdawało się, że Piracki Kapitan ma jakieś swoje zbójeckie plany, ale Oantiven miał własne. Co więcej, był święcie przekonany, że los mu sprzyja. Zresztą ostatnie, jak i nadchodzące wypadki miały to potwierdzić.
Na wybrzeżu Całkiem Sporej Wyspy zmarło się Kapitanowi. *ociera łzę* Sukces! Komu teraz przysługuje prawo do tych wszystkich pływających skarbów? No komu? Oantiven nie miał wątpliwości. Problem w tym, że Tępy Osiłek też nie. Zgarnął wszystko, włącznie ze współzałogantem, i ruszył dalej. I może nie byłoby to aż tak tragiczne, gdyby nie to, że Tępy Osiłek zaczął myśleć, a Oantiven zapadł w śpiączkę...
Gdy się obudził, było już za późno. Byli u portu Potężnego Króla Wyspy, a Osiłek w swej głupocie zechciał go ograbić. W dodatku w taki sposób! Jasnym stało się, że żaden z nich nie wyjdzie z tego cało. Nie ma przecież na świecie takiego idioty, co się na to nabierze. Trzeba było działać, i to działać szybko. A może by tak odzyskać statki i pozbyć się Tępego balastu za jednym zamachem?
Niestety, Król i Jego Ludzie okazali się zadufanymi w sobie paranoikami z jakimiś dziwnymi kompleksami. Jasne, zamknęli Tępego Osiłka, ale co z tymi łajbami? Pirat trafił na piratów. Trudno. Trzeba spróbować przekabacić kogo się da i zmyć się z czym się da. I tak szukając sojuszników wśród wrogów, trafił na Pewną Dziewczynę. I już prawie miał ją w garści, już mógł, jak myślał, zrobić z nią wszystko. Już widział jak oddają mu wszystkie klucze, gdy coś drgnęło.
Zakochał się w niej? Nie, to by było nadużycie tak powiedzieć. Faktem zaś jest, iż czuł do niej coś niewyjaśnionego. Nie mógł się nią posłużyć... Plany legły w gruzach. Wziął to z pirackiego dobytku, co mu zwrócono i bez tłumionych w duchu pretensji, odpłynął w siną dal. I choć dał sobie spokój na tę chwilę, poprzysiągł że jeszcze się odegra i odbierze z nawiązką to, co mu zabrano. Od tej chwili był śmiertelnym wrogiem dla Króla i Jego Poddanych. Od tej chwili, każdemu kogo spotkał opowiadał o niegodziwcach, co to go okradli, przyprawiając ostro, jak miał w zwyczaju, swoje opowieści.
Dopłynął wreszcie na Zupełnie Nową Wyspę, a dzięki porażce jakiej doznał, zyskał jeszcze więcej zapału. Miał informacje zdobyte w Królestwie, miał pewien kapitał, no i miał w końcu swój genialny plan. Od razu zapoznał się z Pewną Parą i zrobił z nich swoich przyjaciół. Mieli mu pomóc w eliminacji jego wrogów. Być może nawet nie będą świadomi tego, co czynią. *uśmiecha się pod nosem*
I w końcu szczęście ponownie wróciło do Oantivena. Dosłownie o włos minął się z flagową jednostką swych wrogów. Póki nie wiedzą o jego obecności, plan ma sens. Wszak na Nową Wyspę spływa coraz więcej Królewskich Psów. Trzeba się spieszyć. Na szczęście nie pojmują, że najciemniej jest pod latarnią...
Plan był genialny. I niech mnie piorun trzaśnie, jakby go Oantiven nie zrealizował! Niestety, zanim się to udało, zszedł na zawał. Zostawił po sobie łódź, ukryty skarb i to, co miał przy sobie.
Gniew, nienawiść i żal po niedokończonym dziele zabrał w zaświaty.
Nie dożył nawet trzydziestki.