Hmm. Trudno pisać o postaci, którą nie grało się od tak dawna. Można powiedzieć, że dożyła swego wieku przez mój sentyment do niej. Przez brak czasu odłożyłam ją na bok i nie mogłam wrócić na właściwe tory. Problem leżał w tym, że Inoko była bardzo poważna i granie nią wymagało wczucia się. Chciałam, by była spójna. Poza tym chciałam udawać, że to wcale nie moja postać, więc dochodziły kombinacje z czasami wstawania. W sumie bezsensu.
Na Inoko miałam pomysł jeszcze przed jej stworzeniem. Niektórych planów nie zrealizowałam, bo wstydziłam się je odgrywać

No ale w sumie tak to wyglądało.
Szczękoczułek zmarł, zostawił jej statek, a ona nie umiała pływać. Uroiła sobie, że skoro ma statek, to znaczy, że kolejne wcielenie Boga będzie gdzieś za morzem. W ten sposób skrzyżowała drogi z Gonem. Nauka pływania przerodziła się we wspólną podróż, a podróż przerodziła się w przyjaźń. Niby podążali za znakami, ale w sumie była to niekończąca się droga. Na przestrzeni czasu Inoko rozwijała się. Po długich rozmowach z Gonem stopniowo zmieniła swoją wizję świata, ale też i podejście do życia. Zaczęła widzieć siebie już nie tylko jako narzędzie w rękach Boga, ale też jako kogoś, kto ma prawo żyć i też tym życiem się cieszyć. Rodziło to jednak wewnętrzny konflikt - z jednej strony sielankowe życie tu i teraz, z drugiej potrzeba wypełnienia misji, która wydawała się być niemożliwa. Cel ten był dla niej tak ważny, że sięgnęła po poradę do wiedźmy Sidhe, a za jej przepowiednią i wbrew obietnicy złożonej Gonowi, ruszyła sama na Fu.
Kusiło mnie, żeby pozbyć się jej po drodze, bo wydawała mi się wypalona. Śmierć pasowałaby do całego tego jej szaleństwa. Inoko chciała sobie kiedyś wydłubać oko, bo uznała, że wtedy wyłupionym okiem widziałaby świat duchów


Na Fu Inoko wpadła na Rahmat. Postać ta poświęciła się całkowicie towarzyszeniu mojej i dbała o nią do końca dni. Podobało mi się, że gracz nie negował założeń Inoko i pozwalał jej żyć we własnym świecie, lekko na niego wpływając. Między innymi dzięki Rahmat, moja postać uznała, że pojemniki na duszę mogą ją uwięzić, a co za tym idzie, że trzeba zakopać ciało Szczękoczułka, żeby się wszystko ładnie rozłożyło w glebie. Niestety ten zabieg nie sprowadził na świat kolejnego ucieleśnienia Natury. Kolejne poszukiwania były tak samo bezowocne jak poprzednie. Zaczęło się coraz więcej spania. Ciągle mówiłam sobie, że to przejściowe i jeszcze nią pogram, ale tak jak pisałam na początku, zaczęło być to coraz trudniejsze. Im dłuższa przerwa, tym ciężej było się wkręcić. Potem po długim czasie zmarł Gon i już tym bardziej odechciało mi się cokolwiek próbować.
Dzięki wszystkim za wspólną grę, a w szczególności wymienionej w tekście trójce ^^