Odeszli... [*]

Ogólna pozapostaciowa dyskusja pomiędzy graczami Cantr II.

Moderators: Public Relations Department, Players Department

AUTO
Posts: 755
Joined: Mon Feb 06, 2006 9:19 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby AUTO » Sun May 09, 2010 3:33 pm

Aravat wrote:
Waclaw I wrote:Wrzuci zapewne do kosza i o nim zapomni.


Czyli pamiętnik czeka na lepsze czasy :lol:
Moje postaci zawsze starają się sprawdzać zawartość wszystkich kopert znalezionych przy trupach ;)
Czasem można trafić na bardzo ciekawe rzeczy.
User avatar
Ula
Posts: 1042
Joined: Thu Mar 23, 2006 3:17 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby Ula » Sun May 09, 2010 6:09 pm

Rzeczywiście, coś jest w tym o wybrańcach bogów, pipok. :)
A teraz - uwaga, będzie ściana tekstu. Ale po ponad czterech latach gry postacią, do tego najulubieńszą, chyba mogę, co? I tak mało kto pewnie dobrnie do końca. No ale jak się coś robi, to nie na akord, tylko po to, żeby było zrobione, że pozwolę sobie zacytować klasyka. ;)

Arvense - Bojving. Znany też jako Boski Arwęs, Arwęsik, stary satyr, cholerny bawidamek, a także złośliwe bydlę. Trzykrotny Jarl Rodu Bojvingów. Kronikarz. Najbardziej kochał kobiety i Bojholm.

Pojawił się dnia 1472 w Malias. Tam też spotkał Elavethię i Joneletha, którzy pokierowali go do Bojholmu. Tam po niedługim czasie wstąpił do Rodu, głównie dzięki bojvińskiej kronice, która go w pełni zafascynowała. Początkowo pełnił funkcję wygadanego placowego błazna, który spał mniej niż inni i robił dużo zamieszania. W międzyczasie nawiązał wiele przyjaźni, z których najważniejsze okazały się te z Jukke, Jonelethem i Voytem. Pajacowi przybywało obowiązków, został też, o zgrozo, uznany za w miarę rozsądnego, a starszyzna powoli zaczęła wymierać, posypiać i skończyło się dolce vita. Najpierw został koordynatorem prac na placu i kronikarzem, dalej Hegemonem Bojholmu, aż w końcu po raz pierwszy został wybrany Jarlem, nie mając nawet trzydziestki na karku. Władzy i politykowania nie znosił, uważając, że jest tyle milszych zajęć, jak na przykład emablowanie panienek, prawienie złośliwostek i komplementów czy też bujanie się po Bojholmie. Jednakże Ród i odpowiedzialność za niego nie dawały o sobie zapomnieć, naznaczając całe jego życie. Nie uważał się nigdy za dobrego Jarla czy nawet materiał na niego - brakowało mu wizji rozwoju, którą widział np. u Magnusa i Jukkego, obwiniał się również o wiele rodowych porażek i zaniechań. Ciężko mu też było na dłuższą metę utrzymać należną Jarlowi powagę. Sprawy świata zewnętrznego niezbyt go interesowały. Choć szanował i lubił wielu nie-Bojvingów, to jak to ktoś niegdyś określił - był bojholmocentrystą. Sprawdzał się jednak jako sprawny administrator i bojviński wujek dobra rada. Postrzegany jako jeden z największych bojvińskich pacyfistów, często zbyt zachowawczy i ostrożny w działaniach. Nigdy nie lubił zabijać - sam, pomimo nadzwyczajnej siły, walczył jak dupa wołowa. Często bywał złośliwy, bezczelny i sprośny, ale jakoś zawsze zostawało mu to wybaczone. Głównie dzięki poczuciu humoru i urokowi osobistemu. Miał słabość do kobiet, najczęściej odwzajemnioną. Szczególnie dotyczyło to młodych, ładnych, pyskatych panienek nierzadko sprawiających problemy, a także "kobiet po przejściach". By spełnić kobiece kaprysy i zachcianki, był w stanie wiele zrobić. To wszystko owocowało stosunkowo częstymi awanturkami, cichymi dniami, a czasem nawet obiciem ryja przez 'tą jedyną aktualną partnerkę'. Przezornie wiązał się więc na stałe jedynie z kobietami walczącymi niezręcznie. :mrgreen:
Pierwszą jego młodzieńczą miłością była Shaera, która przy wstąpieniu do Rodu przyjęła imię Freydhys. Ukochana była kilka lat starsza od Arwęsa, dość słabego zdrowia, do tego po dość traumatycznych przejściach. Sprawy nie ułatwiało to, że Joneleth dostrzegł w niej eter i próbował uczynić swoją prawą rękę/następczynię. Freydhys źle znosiła gwar Bojholmu i spała coraz więcej. Po swojej kadencji jarlowskiej zdecydował się wyruszyć na morze długą łodzią w nadziei, że poprawi to stan ukochanej. Dotarł jednak tylko do Fortholmu, gdzie zastał go komunikat o Czerwonym Thingu i o tym, że Joneleth ma kłopoty - zawrócił do Bojholmu, jednak zastał już tam tylko ciało przyjaciela i zdrajców, a także bałagan, który próbował poskromić Jukke. Nie wypadało nie pomóc, został więc hegemonem. Freydhys zamilkła już zupełnie i zdawała się robić coraz słabsza, aż w końcu zmarła. Tutaj już zaczyna się los cantryjskiego Hioba, charakterystyczny dla każdej postaci, która pożyje trochę dłużej - umierają przyjaciele, miłości i wydaje się, że powstałych luk nie da się już zastąpić. Jednakże, Arvense zawsze coś trzymało przy życiu... jak to nazwać? Nie wiem. Najpewniej była to zasługa przywiązania do Rodu, bydlęcego uporu, a także wspaniałych kobiet, które spotkał na swojej drodze.
Kolejną z miłości jego życia była Oridia. Również po przejściach - kapitan zamknął ją na swoim statku i sobie poszedł, po czym nie pojawił się przez kilka lat. W końcu Oridia zdecydowała się odpłynąć i poszukać ratunku gdzieś indziej. Tak trafiła do Bojholmu no i zgadnijcie kto też ruszył jej pierwszy na pomoc... uczucie spadło na nich jak grom z nieba, sam związek również nie należał do najłatwiejszych zważywszy na silny charakter ukochanej. W tym oto czasie Jukke - brat wizjoner i najlepszy przyjaciel zarządził - koniec rządzenia, zrobiliśmy już swoje, dajmy szansę młodszym - bierzemy swoje kobity i płyniemy na emeryturę! Myśleli, że w ten sposób uda im się oszukać los wciąż serwujący im kolejne ciała przyjaciół do pogrzebania. Naiwni. Wycieczka w doborowym towarzystwie trwała przez wiele lat i było całkiem miło, Arvense jednak zżerała tęsknota za Bojholmem - stawał się coraz to bardziej marudny i to tak, że niejednokrotnie doprowadzał Jukkego do szewskiej pasji. Oridia również zaczęła przesypiać większość czasu... w końcu zdecydowali się wrócić do domu, już w powiększonym składzie. Bojholm zastali w opłakanym stanie - stolica została przeniesiona do Fortholmu, na miejscu zostali tylko Shen... i Arya Stark - mająca konszachty z duchami bojvińska pisarka specjalizująca się czarnym humorze i cyniczka. Pozorna jednak. ;) Na dzień dobry Arwęs dostał od niej po ryju, natomiast chwilę później natomiast rzuciła mu się na szyję. Jak wyjawiła mu kilka dni później, była w nim zakochana niemal od chwili pojawienia się w Bojholmie i czekała na niego dwadzieścia lat, jak ta Penelopa. W międzyczasie zmarła Oridia i Arvense przestał widzieć w Aryi jedynie jedną z młodszych siostrzyczek. Nasi emeryci poważnie poróżnili z Fortholmem. Konflikt niby został zażegnany, ale w końcu tamtejsza ekipa zebrała się i zniknęła po angielsku, co Arwęs również mocno przeżywał. O ich losie dowiedział się dopiero podczas ostatniej podróży do Vlotryan. Kondycja Rodu nie była najlepsza, Arvense pojarlował przez dwie kadencje i zdawało się, że Ród zaczyna się odradzać - pojawiło się wiele niezłych postaci chcących pociągnąć dalej wózek z napisem "Bojvingowie". Z ulgą oddał władzę w inne ręce, przymierzając się do drugiej, tym razem już prawdziwej emerytury. Miał zamiar odkurzyć pióro i na poważnie zająć się pisaniem, spisując pozostałe części swojego pamiętnika, a także dzieje Rodu. Niestety, nic z tego nie wyszło. Plany jego następców, a także ich wykonanie sprawiły, że zupełnie osiwiał i wcale nie miał mniej roboty. W sposób mniej lub bardziej naturalny poginęło wielu członków Rodu, z którymi wiązał duże nadzieje. Kolejnym dotkliwym ciosem okazała się śmierć Aryi. Przeżyli ze sobą ponad 40 lat. Arvense miewał chwile zwątpienia, szczególnie po ostatnich traumatycznych wydarzeniach, jednakże starał się nimi nie dzielić i dalej zachowywać po arwęsowemu - przez te wszystkie lata stał się swego rodzaju symbolem Rodu i nie mógł wypaść z roli, jakiej się podjął: jak sam mówił w przypływie pijackiej weny - błazen musi tańczyć zawsze, nawet nad krawędzią przepaści. Nie składał broni. Chcąc zrobić cokolwiek, wyruszył do Vlotryan, by tam poświecić oczami za ród i rozpatrzyć się w sytuacji. Podczas tej podróży spotkała go największa chyba niespodzianka w życiu. Starym dziadem bliżej zainteresowała się Roena, również mocno pokrzywdzona przez los, który przedwcześnie zabrał jej ukochanego. Okazała się ona być pełną ciepła, ale też i aldurejskiej dzikości kobietą. Oboje stali się niemal nierozłączni i wbrew dramatycznej różnicy wieku Arvense znalazł ukojenie w jej ramionach. Dzięki niej znalazł siłę i chęci do dalszego działania - miał dużo planów, których nie zdążył wcieelić w życie. Pomimo fatalnych okoliczności cantryjski Hiob umarł szczęśliwy w wieku 94 lat - w chwili wpadnięcia Łowców do Domu Zjednoczenia drzemał sobie smacznie, trzymając swoją ukochaną na kolanach. I byłoby całkiem romantycznie, gdyby nie fakt, że toporem urżnięto mu łeb przy samej dupie. Nie można było bełtem z kuszy? Do tego uczynił to człowiek, powołujący się na Mysza, co było już całkiem groteskowe. :lol: Tak czy inaczej:

"...and if a ten ton truck
kills the both of us
to die by your side
well, the pleasure, the privilege is mine"

Dzięki, Sarna. ;)

Arvense był postacią, która grała się sama. Po prostu był. Dziękuję za wszelkie ciepłe słowa, które już tu padły, i płaczki. 8) Poświęciłam mu jakieś 90% czasu spędzonego w Cantr. I tutaj ciekawy przypadek - policzyłam, że grałam nim dokładnie 1468 dni, a właśnie dnia 1468. zarejestrowałam się w grze - wynika z tego, że przeżył dokładnie połowę Cantra. :) Był swego rodzaju pamięcią Rodu, niestety większości nie zdążył przelać na papier, choć miał bardzo rozległe plany. Masa wiedzy, wspomnień zginęła wraz z z nim. I właśnie tego chyba mi najbardziej szkoda. Oczywiście, oprócz zabitych postaci z jego otoczenia. Sam Ród często doprowadzał mnie jako gracza do ciężkiej cholery... no ale taki już urok Bojvingów. Od pewnego czasu liczyłam się ze śmiercią Arvense, a gdy w końcu nastąpiła, odczułam drobną, choć bolesną ulgę, że już nie będę się musiała szarpać z tymi bucami. :P

Dziękuję za grę i wspólną zabawę niemal wszystkim. Zbyt wiele świetnie odgrywanych postaci Arvense spotkał na swojej drodze, bym mogła je wymienić w tym nekrologu. Oprócz wspomnianych wyżej, chciałabym również szczególnie podziękować za:

Sigridę - najukochańszą siostrę, która towarzyszyła mu może nie od samego początku, ale do samego do końca i owszem. Czuł się z nią mocno i związany, a także odpowiedzialny za jej los, szczególnie, że była wybranką serca dwóch postaci, z którymi łączyły go najmocniejsze z możliwych więzy przyjaźni. Zawsze była blisko, dzieląc i radości, i, częściej niestety, smutki.
Cleo - towarzyszkę poznaną podczas pierwszej 'emerytury', z którą spędził wiele miłych chwil na statku i od której zarobił parę mistrzowskich guzów stalowym garem. Coś już zaczęło między nimi kiełkować. Coś więcej, niż tylko przyjaźń. Miał nadzieję, że się jeszcze spotkają, a także wyrzuty sumienia, że ją wystawił w dość słabym stylu.
Hallfreda, Magnusa, Gregora, Aerię, Voyta - fajnie było być młodszym Bratem, szkoda, że tak krótko.
Yngvara - ukochanego synka, wychuchanego od newspawna, który początkowo nie do końca jarzył o co chodzi z jakimiś tam projektami.
Ainikki i Islenn - pomimo wszystkiego, nigdy nie przestał ich kochać. Żałował później wielu swoich niepotrzebnych słów.
Towarzystwo z Edenu - Deghara, Magentę, Fezant - co do ostatniej, to miał nadzieję, że opiła się we vlotryańskiej gospodzie (brawa za pomysł prowadzenia i wykonanie) jak nigdy w życiu na jego koszt.
Amedię, Łukasza, Nelę i Thomasa Fiska - nie do wiary! Niektórych Vlotryańczyków da się polubić. Ba, Thomasowi nawet można zaufać. :P
Lidię i Pozora - najlepszych "sąsiadów".
Enrinę, Vetirę, Ejanę i (sic) Ulę - nie-Bojvingi, lecz swego rodzaju arwęsowe córeczki, które dostały po imieniu oraz po paru gratisach, choć liczyły na więcej i zdarzało im się na nim zawieść.
Fujiko - za zaszczyt wyprawienia jej w wielki świat, który niedługo potem leżał u jej leniwych i uroczych stópek obutych w pewne pantofelki. ;)
Vargę i Vardę - których starał się nie pomylić, będąc powiernikiem i przyjacielem obu. Obok Shurq najbardziej kochane Siostry z młodszego pokolenia. Dla Vardy specjalne ukłony za reaktywację kroniki, uporządkowanie notatek i zabawy z językiem bojvińskim. BTW - Agent, dwa razy mnie brzydko w trąbę zrobiłeś, parszywcu. ;)
Shurq - za boskie stopy, szurkowatość i wzięcie najgorszego gówna z możliwych na swoje barki
Kamelię Mosth - za uroczą rozmowę o przystawkach na zimno i nie tylko podczas zimnej wojny.
Finntana - za nauczenie nowego, uniwersalnego i pożytecznego zamordkowego pozdrowienia pt. "kiss my ass"
Dismunda, Artenora, Eryka Ronnegana i Vigo - za szorstkawe przyjaźnie i rozczarowania.
Frekila - może i największego pisarza polskiej strefy; cieszę się, że ich drogi się skrzyżowały
Kurenai i Wacnega - za ostatnie ognisko i spirytowe toasty w życiu oraz możliwość wprawiania ich obojga w permanentne zakłopotanie. Biedna Kurenai, niewinna jako ta lilija, nawet nie zdążyła się oburzyć o posądzenie jej o bycie kochanicą Arwęsa. :P

Był nekrolog, były podziękowania, teraz będzie i wiązanka, i gorzkie żale. Ice-Man, ty [...]. Dzięki za rozwalenie gry. Ponad cztery lata poszły się paść. I pewnie jakoś lepiej przeżyłabym to, gdyby chodziło jedynie o starcze zmiany zwyrodnieniowe w mózgu Orma, które spowodowały, że nagle z poczciwego, maliasowskiego, przysypiającego i pykającego fajeczkę 'wujaszka Orma' stał się bojvińskim jaszczombiem. Dałam się nabrać, to też, ale niestety przy okazji po prostu kręciłeś grube, a do tego prymitywne wałki. I widzę, że kręcisz dalej, wciąż mając postać zaangażowaną w konflikt. Co? Cantr był za mało ciekawy? Nie obchodzi mnie czy Kali pasie ze mną moje krowy, czy też idzie je podpieprzyć mojemu przeciwnikowi - wszelkie oszustwa psują grę tak samo. Wszystkim. Bojvingowie sami się prosili o wyrżnięcie, wręcz z niespotykaną jak na nich konsekwencją, a Łowcy jedynie wykorzystali pretekst - nie mogę mieć żalu, choć zaprezentowana wizja Cantra mi nie odpowiada. Może jedynie o to, że niektórzy zrobili to nazbyt 'skwapliwie'. Po raz kolejny zachciało mi się grać 'uczciwie' to dostałam, co chciałam - można powiedzieć, że sama wykopałam grób Arwęsowi jako osoba równolegle prowadząca Agnathę. Zabawne, prawda? Dużo fajnie odgrywanych postaci zginęło, w tym i niewinnych. Kolejne pewnie też zginą. I nie sądzę, żeby dzięki temu Cantr stał się bogatszy i ciekawszy. Tym bardziej, że śmiem twierdzić, iż Bojvingowie są zjawiskiem wyjątkowym w polskiej strefie, jeśli chodzi o dorobek kulturowy. Całość przypomniała mi słynną rewolucję vlotryańską - ot, podcinanie wspólnej gałęzi, na której siedzą wszyscy. I znów nie obyło się bez wtrętów OOC po obu stronach. Constans. Mam nadzieję, że przynajmniej komuś ten klasyczny hack'n'slash sprawił kupę radości. U mnie głównie to była przewaga kupy. ;) Żal, że Arvense i inne postacie zginęły w tak głupi sposób. Bo niby w imię czego?

Tutaj jeszcze pozdrowienia dla laurki - mówiłam, że jak walnę posta o Arwęsie, to na całą stronę? Mówiłam. 8)

Schluss. Cantr już nie będzie dla mnie taki zielony.
Image
Worufu
Posts: 15
Joined: Sun Apr 04, 2010 9:17 am

Re: Odeszli... [*]

Postby Worufu » Sun May 09, 2010 6:44 pm

Kolejny Łowca pozdrawia zabitych Bojvingów. Bez urazy, panie i panowie. Osobiście bardzo mi się idea Rodu podobała, ale cóż, postać miała inne widzimisię. Dzięki wam za grę, i mam nadzieję że jeszcze się kiedyś obaczym (chociażby z moją postacią dyndającą metr nad ziemią z ładnym 'krawatem' na szyi).
Człowiek powołujący się na Mysza pozdrawia (i w tenże sposób także żegna, pardąsik.) Arwęsa podwójnie :D

EDIT: No, już już. Po co te nerwy.
Last edited by Worufu on Sun May 09, 2010 7:00 pm, edited 1 time in total.
Waclaw I
Posts: 65
Joined: Sat May 08, 2010 2:45 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby Waclaw I » Sun May 09, 2010 7:10 pm

1472... :shock: A ja się podłamałem po moich lekko ponad 280 dniach.

Szczerze mówiąc, to było niepotrzebne...taka rzeź. Wacneg liczył, że będzie mógł być kiedyś zgorzkniałym starcem marudzącym na wszystko dookoła, ale mus, to mus.

Przeczytałem wszystko :wink: i współczuję po takiej stracie. Dla mnie też Cantr stracił trochę swój urok. Mogłoby się wydawać 3000 dzień już blisko, to i świat spokojniejszy.
User avatar
cald dashew
Posts: 930
Joined: Tue Aug 29, 2006 9:23 pm
Location: Idioglosia

Re: Odeszli... [*]

Postby cald dashew » Sun May 09, 2010 10:50 pm

Właśnie, zaglądam do tego tematu i coraz więcej spamu.

U mnie umarło trochę postaci.. Brak czasu do gry więc grałem na odwal, umrze jeszcze parę.

Engelier i YuckFou . Te jeszcze mógł ktoś znać, o reszcie nie warto wspominać.
Image
Image
Image
User avatar
suchy
Posts: 2000
Joined: Mon Aug 28, 2006 10:06 am
Location: Under your bed, waiting for you to turn off the light

Re: Odeszli... [*]

Postby suchy » Mon May 10, 2010 7:04 am

tehanu wrote:Maciek z Dom Boiran [']
podziękowania dla gracza za miłe chwile, dawno temu w cantr.
Skończył się Zaczarowany Las.


Prawda, fajna postać. Cieszę się, że mogłem poznać. I niestety... Żal mojego Lasu...

I oczywiście hołd wszystkim poległym Bojvingom.
Reika pozdrawia wszystkich z zaświatów, gdzie zapewne wciąż krzywi się z niezadowolenia ;)
Szkoda, że zginęła kiedy coraz milej mi się nią grało.
You still stood there screaming
No one caring about these words you tell
My friend, before your voice is gone
One man's fun is another's hell!

Wyjdź z domu. Może pod twoim blokiem napierdalają się magowie.
User avatar
Zamia
Posts: 790
Joined: Tue Jan 09, 2007 9:38 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby Zamia » Mon May 10, 2010 7:24 am

cald dashew wrote:Właśnie, zaglądam do tego tematu i coraz więcej spamu.

U mnie umarło trochę postaci.. Brak czasu do gry więc grałem na odwal, umrze jeszcze parę.

Engelier i YuckFou . Te jeszcze mógł ktoś znać, o reszcie nie warto wspominać.


Szkoda Engeliera...szkoda, że nie wystarczyło Ci zapału. :cry:
User avatar
Fieger
Posts: 512
Joined: Mon Aug 14, 2006 8:16 am
Location: oo..gdzies tam

Re: Odeszli... [*]

Postby Fieger » Mon May 10, 2010 7:27 am

Vincent- nie miałem pomysłu jak nim grać, bo i otoczenie nie dawało mi żadnego przykładu. Musiał paść z głodu.

A co do całej zabawy Bojving-łowca. Chcę zauważyć, że to było piękne studium jak doprowadza się do wojny. Szczegół, że po jednej stronie mamy postacie, które kiedyś coś tworzyły, a po drugiej takie, których istnienie jest uwarunkowane jedynie dalszymi trupami. Poza tym wręcz podręcznikowy przykład początku wojny. Żadna z grup nie ma właściwie racji. Tylko po co wszyscy przypływali do Vlotryan wygłaszać swoje odezwy?

Szkoda, że dalszy ciąg wojny był zupełnie schrzaniony pod względem RP.
I have a cunning plan...
reve
Posts: 159
Joined: Sun Sep 13, 2009 9:31 pm
Location: Poland, Szczecin

Re: Odeszli... [*]

Postby reve » Mon May 10, 2010 8:43 am

Ula wrote:Amedię, Łukasza, Nelę i Thomasa Fiska - nie do wiary! Niektórych Vlotryańczyków da się polubić. Ba, Thomasowi nawet można zaufać. :P


Z tym ufaniem tak się nie rozpędzaj, Thomas - psychicznie rozwalony wieściami z Bojholmu - niekoniecznie ma ochotę robić cokolwiek innego niż gadanie o niezaangażowaniu się Vlo w 'wojnę'. Choć jeszcze niedawno, po raz kolejny przekonywał na placu, że Łowcy be, a Bojvingi cacy ;)

Z pozycji gracza: Łowcy zasłużyli na moje uznanie. Zorganizowanie i sposób przeprowadzenia obu akcji był fenomemenalny (wiem co mówię, moja postać była i w Fortholmie, i w Bojholmie - niezaangażowana, od razu zdementuję). W żadnym wypadku nie zamierzam insynuować, że było to NNZ! Mimo, że tak wyglądało. Bojvingów szkoda, fakt, ze względu na dziedzictwo kulturowe. Ale zaraz, moment... Kto powiedział, że tego nie da się kontynuować? :>

Aby wrócić do tematu, dziękuję:
Arvense - za zaufanie, jakim obdarzył Vlotryańczyka, mimo, że Thomas był jedyną osobą, która publicznie zaatakowała Bojvinga na placu we Vlo (Ula, wiedziałaś? Zawsze mnie to ciekawiło) i jeszcze żyje, a co za tym idzie:
Wacnegowi - za to, że udało nam się wyprostować swoje drogi, po tym incydencie
Sigridzie - choć znałem słabiej, również oddaję szacunek.
Wszystkim innym Bojvingom, za sam fakt tworzenia.

Jeśli mnie pamięć nie zwodzi, to nie podziękowałem jeszcze za dwie postacie:
Vardę - która wlała w serce Thomasa wiarę w kobiety, po czym ordynarnie umarła, wiarę tę po raz kolejny rujnując ;)
Eryka - za konwersacje przy ognisku i spiryt w Bojholmie.

I na koniec pytanie: co teraz stało się z pamiętnikiem Orma? Jeśli zabrali go Łowcy, to tym razem będę długo się upierał, że to było NNZ i wykorzystanie wiedzy OOC. Przy ataku na Fortholm nikt nie przejmował się notatkami, a teraz - po wspomnieniu pamiętnika w tym, chociażby, temacie, nagle stały się tak ważne? Bullshit! Nikt mnie nie przekona, że to prawda, nie popierając tego logami, w których czarno na białym będzie widać, że Łowcy zaplanowali zabranie tych notatek zdecydowanie wcześniej. A jeśli zniknęły tylko pamiętniki, to to już będzie mega przegięcie.

Zaznaczam, że ostatni paragraf jest jednym wielkim: jeśli.
Real Soldiers never die. They just go to Hell to regroup.

Image
User avatar
koliberek
Posts: 237
Joined: Thu Mar 15, 2007 8:28 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby koliberek » Mon May 10, 2010 7:23 pm

Arvense - dla Yngvara był jak Ojciec. Nauczył go wędzić mięsko... zaraz po suszeniu łajna :twisted:
Ta postać budziła sympatię wszystkich moich postaci, które miały okazję go poznać.
Wiele wspaniałych chwil... powiem tylko tyle, że byłam zachwycona Bojvingami... potem mi trochę przeszło.
Bardzo dziękuję za grę. Nie bardzo czytałam te wszystkie wpisy o sporze, bo nie bardzo mnie on interesuje.
Wiem tylko, że nie tak powinny odchodzić osoby, które tak wiele w cantrze zbudowały. Dla mnie to głupia śmierć...

Sigrida - Yngvar oszalał na punkcie tej Pani. Z wielką przyjemnością zasiadałam do komputera, by znów Yngvar mógł
spędzić trochę czasu z ukochaną. Uśmiałam się przy tym co niemiara... dzięki nam gleba w naszym mieście była zawsze dobrze
namoczona. Wiadro z wodą zawsze musiało być w okolicy.
Bardzo dziękuję i żałuję, że już nie spotkam.

Z takimi stratami zawsze ciężko się pogodzić, zwłaszcza że cantr coraz cichszy.
User avatar
Agent 0007
Posts: 1042
Joined: Fri Jan 06, 2006 11:36 pm
Location: Darudzystan

Re: Odeszli... [*]

Postby Agent 0007 » Thu May 13, 2010 3:24 am

Niektórym obiecałem nekrolog... jest więc. Nietypowy. Przeznaczony nie dla wszystkich, a jedynie dla tych, dzięki którym gra w cantra była tak cudownym doświadczeniem (dla mocniej zainteresowanych mam aktualny słownik)



*w ciszy tuż po zmroku migocze płomień ogniska, wokół niego gromadzą się ludzie. Jednak to nie blask ognia przyciąga w to miejsce dusze Valhalli, a cichy, łagodny głos kobiety znajdującej się w centrum zainteresowania wszystkich obecnych, siedzącej w centrum ludzkiego kręgu, tuż obok ogniska. Właśnie zaczyna ona śpiewać kolejną ze swoich pieśni. Ci, którzy na stałe koczują wokół jasnego płomienia Gwiazdy otwierają szerzej oczy słysząc pierwsze słowa wydobywające się z jej ust. Rzadko śpiewa tę właśnie pieśń, woli inne, weselsze. Jednak dzisiaj to właśnie ją wybrała ze swojego bogatego repertuaru. Słuchacze mogą się tylko domyślać powodów... ale wiedzą, że ta pieśń jest najpiękniejszą ze wszystkich. Jest także jedną z najsmutniejszych. Głos Gwiazdy wznosi się i opada wraz z kolejnymi zwrotkami pieśni, delikatnie, łagodnie niczym cichy szelest jedwabiu. Zauroczeni słuchacze w milczeniu wpatrują się w jej płomień.*


Varda

An salir aer vamuspel enra lysan
Vafarin an cois soiy om mildan
En sammen o enra nakime sangin angran
Vasangin stilan reinean veet bojvingan
Alle vakime an consentrasjon


An bojholman kon vafarin reine ungan
El aian bespin adhan univers graan
Naahvahab ingen iron vamaith enra
Naadhan graan hugin en ide bojan
Nil, so vahen di ungan reine

So vanavn Varda – lysan muspelan aeran
So vega vayan vasangin en vaskriv
Bojvingan log vaenra o urdan
Vasammen aian so valatilo o dodan
Di sangin vahen soi gav

An Bojholm so vafinne halla bojan
Vastaat aian o yaan ving hi vaenran
Eley vagand so deligan enra adhan
So vahen blant eley vega vagladan
Soi vafinne plass an kon

An Bojholm so vafinne frende bojan
Graos eleye vafarin faar eli enra shaaran
Vahen soi best frend cois evigan
Arvense – eldan am saren sjel ungan
Evig el vahen naer

Sigrida – bojan reine bojvingan
Eksperiensean vrienos faar enra
Evig latilos en frendan iron reine ungan
Bespin sammenan vathing vafarin daan
Evig el vahen naer

Thord – ungan Bojving nil el gaan
Behaal tidligos eli frende urdan
Shurq – reine Jarl, aian en aianan
An plass velam vahen brinan
Evig eley vahen naer

Roena en Eggar – bojving vega ungan
Eleye latilo vahen riktigan gladean bojan
Vaenra adh omtu muspel graan lysan
So vayan vaay bespin eleye hend nabandan
Evig eley vahen naer

Vahen alsa an Bojholm Eryk Ronnegan
So vayan el graan latilo veba naay aian
Vahen sammen – sae vahen best importandan
Vahiske an aeran salir: “so tui vayan”
Sae vahen best bojan paer an soi enra

So vamaith sae am naah vaende
So vasingin an paer sangin bojvingan
So vaskriv ved muspel saga bojvingan
Vahen gladean en vahen vega vayan
Vafavne fen arme soi yanving

Am enra blant frende vafarin raskan
En vafarin di daan vega angran
Am iron soi yan vahen vaendean
So dodvamaith steen tuiy vasingin
Pe saan enra so dodvaurd gladean






...
*głos pieśniarki cichnie powoli, łagodnym ruchem dłoni ociera łzę cieknącą po policzku, jej oczy błyszczą wpatrując się w płomień ogniska*
User avatar
A.L.M.E.R
Posts: 299
Joined: Sat May 08, 2010 2:42 pm
Location: Urlop
Contact:

Re: Odeszli... [*]

Postby A.L.M.E.R » Thu May 13, 2010 4:02 am

Varda nie zyje? :(
Zieleń czy nie zieleń- oto jest pytanie
User avatar
NiKnight
Posts: 791
Joined: Thu Jun 23, 2005 8:32 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby NiKnight » Thu May 13, 2010 6:14 am

YuckFou
Bardzo wyrazista postać, takich właśnie brakuje w Cantrze. Dobrze odegrana i z własnym charakterem :wink: Szkoda, że brakło sił no i opieki innej postaci nad YuckFou :(

Najbardziej podobały mi się reakcję innych postaci w pierwszym kontakcie z YuckFou :lol: Gdyby trafił do większego miasta to z całą pewnością byłby sławny :wink:
Ni Ni Ni Ni!
User avatar
Miri
Posts: 1272
Joined: Wed May 16, 2007 3:32 pm

Re: Odeszli... [*]

Postby Miri » Thu May 13, 2010 2:52 pm

...coś wspólnego z Yuck Foo z angielskiej strefy? :lol:
czez
Posts: 4
Joined: Wed Sep 30, 2009 4:07 am

Re: Odeszli... [*]

Postby czez » Fri May 14, 2010 3:53 pm

Bojvingan: Arvense, Sigrid, Dismund, a także Arya, Orm, Hallfred, Jukke, i Astrid, między innymi.
Przyjęliście starego samotnego człowieka do siebie, uczyliście dwóch języków i daliście mu dom i najlepszą rodzinę jaką ktokolwiek mógłby pragnąć. Za to wam dziękuję.

Moi drodzy przyjaciele długo nie będą zapomniani.

Konflikty czyną grę interesującą, ale zabójstwa ograbiają przyszłe pokolenia z możliwości poznania tych postaci. :(

Return to “Ogólne dyskusje”

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 1 guest