Wiersze godne uwagi

Ogólne pogawędki, ogłoszenia innych serwisów i inne niezwiązane z Cantr tematy.

Moderators: Public Relations Department, Players Department

User avatar
Jinchuuriki
Posts: 723
Joined: Sat May 10, 2008 9:54 am
Location: Szczytno in Poland
Contact:

Wiersze godne uwagi

Postby Jinchuuriki » Thu Sep 25, 2008 9:22 pm

Hymm. No. Ten. Tu se można napisać wiersz który się polubiło. I też powiedzieć co się sądzi o wierszu który ktoś wpisał Ten to ja lubię:

Autor: Miron Białoszewski

Tytuł (?): Moja niewyczerpana oda do radości

Mam piec
podobny do bramy triumfalnej!

Zabierają mi piec

Oddajcie piec
podobny do bramy triumfalnej!

Zabrali.

Została po nim tylko
szara
naga
jama
szara naga jama.
I to mi wystarczy:
szara naga jama
szara naga jama
sza-ra-na-ga-ja-ma
szaranagajama.
"Freedom is only a hallucination"
User avatar
natene
Posts: 234
Joined: Sat May 17, 2008 11:42 pm
Location: GW/ Landsberg

Postby natene » Fri Sep 26, 2008 6:40 am

Chcieć (Wollen)

::: Erich Fried :::



Przy tobie być chcieć

z centrum tego co się czyni

uciec chcieć

przy tobie się zagubić



Nigdzie jak tylko przy tobie

bliżej jak ręka w rękę

ciaśniej jak przy wargach wargi

przy tobie być chcieć



W tobie czułym być dla ciebie

całować cię z zewnątrz

i głaskać od środka

tak i tak i jeszcze inaczej



I chcieć cię wdychać

wciąż tylko wdychać chcieć

głębiej wciąż głębiej

i pić bez wydechu



Lecz od czasu do czasu odstąpić nieco

by móc cię widzieć

z odległości jednej czy dwóch dłoni

a potem dalej całować




To z mojej strony

A co do Białoszewskiego

wolę:

Osobowość zachciankowa

ja dzisiejszy
jaknajjadzisiejszy
chcę spełnień mi się chceń na dziś dziś
przed przespaniem sie w jajutrzejszość
matt_
Posts: 1030
Joined: Mon Oct 16, 2006 9:17 pm

Postby matt_ » Fri Sep 26, 2008 12:05 pm

co się porobiło z tym forum...ehh...


żeby nie było...

Baudelaire Charles

Padlina

Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna,
W ten letni, tak piękny poranek:
U zakrętu leżała plugawa padlina
Na ścieżce żwirem zasianej.

Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety,
Parując i siejąc trucizny,
Niedbała i cyniczna otwarła sekrety
Brzucha pełnego zgnilizny.

Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężnej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.

Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,
Co w kwiat rozkwitał jaskrawy,
Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy,
Żeś nieomal nie padła na trawy.

Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.

Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożyło.

Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bieżąca
Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.

Forma świata stawała się nierzeczywista
Jak szkic, co przestał nęcić
Na płótnie zapomnianym i który artysta
Kończy już tylko z pamięci.

A za skałami niespokojnie i z ostrożna
Pies śledził nas z błyskiem w oku
Czatując na te chwilę, kiedy będzie można
Wyszarpać ochłap zewłoku.

A jednak upodobnisz się do tego błota,
Co tchem zaraźliwym zieje,
Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,
Pasjo moja i mój aniele!

Tak! Taką będziesz kiedyś, o wdzięków królowo,
Po sakramentach ostatnich,
Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniową,
By gnić wśród kości bratnich.

Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko
Toczył w mogilnej ciemności,
Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską
Mojej zetlałej miłości!


tłum. Mieczysław Jastrun
User avatar
Sztywna
Posts: 1091
Joined: Sun Aug 20, 2006 1:51 pm
Location: Costerina/ Wolne Miasto Gdańsk

Postby Sztywna » Fri Sep 26, 2008 4:14 pm

To i ja się skuszę. W sumie mam wiele ulubionych wierszy, a to jeden z nich:

Edward Stachura

Confiteor

Bosi na ulicach świata
Nadzy na ulicach świata
Głodni na ulicach świata
Moja wina
Moja wina
Moja bardzo
wielka wina!
Zgroza i nie widać końca zgrozy
Zbrodnia i nie widać końca zbrodni
Wojna i nie widać końca wojny
Moja wina
Moja wina
Moja bardzo
wielka wina!

Zagubieni w dżungli miasta - moja wina
Obojętność objęć straszna - moja wina
Bez miłości bez czułości - moja wina
Bez sumienia i bez drżenia - moja wina
Bez pardonu wśród betonu - moja wina
Na kamieniu rośnie kamień - moja wina
Manna manna narkomanna - moja wina
Dokąd idziesz po omacku - moja wina
I nie słychać końca płaczu - moja wina
Jedni cicho upadają - moja wina
Drudzy ręce umywają - moja wina
Coraz więcej wkoło ludzi - moja wina
O człowieka coraz trudniej - moja wina
- moja wina
- moja bardzo wielka wina!
Strzeż się! Cantr silnie uzależnia...

<autolans> [url=http://www.grapheine.com/bombaytv/movie-uk-f0063db4f171b228025e719ce414cee1.html]A co "góra" na drugi serwer? :P[/url] </autolans>
User avatar
Jinchuuriki
Posts: 723
Joined: Sat May 10, 2008 9:54 am
Location: Szczytno in Poland
Contact:

Postby Jinchuuriki » Fri Sep 26, 2008 10:40 pm

Natene wrote:W tobie czułym być dla ciebie

całować cię z zewnątrz

i głaskać od środka

tak i tak i jeszcze inaczej

[...]

głębiej wciąż głębiej

[...]


Sztywna wrote:Wcale nie mam skojarzeń, ja WCALE nie mam skojarzeń!
"Freedom is only a hallucination"
User avatar
suchy
Posts: 2000
Joined: Mon Aug 28, 2006 10:06 am
Location: Under your bed, waiting for you to turn off the light

Postby suchy » Fri Sep 26, 2008 11:29 pm

Generalnie wiersze Williama Yeatsa.
Wklejam dwa moje ulubione.

Poeta pragnie szaty niebios

Gdybym miał niebios wyszywaną szate
Z nici złotego i srebrnego światła,
Ciemną i bladą, i błękitną szatę
Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,
Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,
Lecz biedny jestem: me skarby -- w marzeniach,
Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy;
Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach.


Śmierć

Trwóg i nadziei wyzbyta
Jest śmierć zwierzęcia w kniei;
Człowiek koniec swój wita
W trwodze, pełen nadziei;
On umarł wiele razy,
Raz w raz znowu powstaje.
Wielki człowiek bez skazy
Widzi morderców zgraję,
Drwina jest w jego dumie
I drwiąc żegna się ż życiem;
On śmierć na pamięć umie -
Człowiek: śmierci stworzyciel.
You still stood there screaming
No one caring about these words you tell
My friend, before your voice is gone
One man's fun is another's hell!

Wyjdź z domu. Może pod twoim blokiem napierdalają się magowie.
matt_
Posts: 1030
Joined: Mon Oct 16, 2006 9:17 pm

Postby matt_ » Sat Sep 27, 2008 9:06 am

Jinchuuriki, nie rozumiem Twojego posta, wypowiadasz się za kogoś cytując z innego wątku? jak masz skojarzenia to samodzielnie pisać...
nemo49
Posts: 566
Joined: Fri Aug 05, 2005 5:49 pm

Postby nemo49 » Sat Sep 27, 2008 6:31 pm

Widzę po waszej minie
Że dla was najważniejszy jest człowiek
A człowiek to brzmi w trzcinie ...

Powyżej i poniżej Kofta. Jonasz zresztą

To najdalsze bywa blisko
Jak przydrożny kwiat
To najwyższe lata nisko
Jak przed burzą ptak
To najprostsze bywa trudne
Kiedy serce śpi
Gdy napotkasz wyschłą studnię
Dalej, dalej idź.
Końca twoich dróg prawdziwych
Nie zamyka cel
Cygan, kiedy jest szczęśliwy
Nie wie , czego chce
To najdalsze bywa blisko
Schyl się ,zerwij je.
To najwyższe lata nisko
Obok drogi twej...
Echo
Posts: 724
Joined: Fri Jan 26, 2007 12:36 pm
Location: poland

Postby Echo » Sun Sep 28, 2008 2:22 am

:D zaraz coś znajdę
Last edited by Echo on Sun Sep 28, 2008 8:36 pm, edited 1 time in total.
User avatar
Sztywna
Posts: 1091
Joined: Sun Aug 20, 2006 1:51 pm
Location: Costerina/ Wolne Miasto Gdańsk

Postby Sztywna » Sun Sep 28, 2008 9:37 am

Jinchuuriki wrote:
Natene wrote:W tobie czułym być dla ciebie

całować cię z zewnątrz

i głaskać od środka

tak i tak i jeszcze inaczej

[...]

głębiej wciąż głębiej

[...]


Sztywna wrote:Wcale nie mam skojarzeń, ja WCALE nie mam skojarzeń!


Przepraszam, co?
Strzeż się! Cantr silnie uzależnia...

<autolans> [url=http://www.grapheine.com/bombaytv/movie-uk-f0063db4f171b228025e719ce414cee1.html]A co "góra" na drugi serwer? :P[/url] </autolans>
User avatar
cald dashew
Posts: 930
Joined: Tue Aug 29, 2006 9:23 pm
Location: Idioglosia

Postby cald dashew » Sun Sep 28, 2008 9:49 am

Idei tego tematu tez nie rozumiem 8) chyba sie starzeje i moja percepcja wraz ze mną
Image
Image
Image
User avatar
Matix
Posts: 958
Joined: Thu Sep 29, 2005 7:24 pm
Location: Poland, Wroclaw, localhost
Contact:

Postby Matix » Sun Oct 05, 2008 7:14 pm

Poemat. Jest bardzo mocny, wciągający i inspirujący. Po pewnym czasie ciągłego czytania zauważyłem, że znam go na pamięć. Mówię o Ziemi jałowej T.S. Eliota.

Poniżej go wklejam. Tekst jest z projektu na laborki. Niestety musiałem skopiować bezpośrednio z kodu. Zignorujcie <br>'y i inne znaki html. :) Tekst jest mieszanką tłumaczenia Boczkowskiego, Miłosza i mojego.

Z pozdrowieniami.

Duch Matix'a

"Nam Sibyllam quidem Cumis ego ipse oculis meis vidi
in ampulla pendere, et cum illi pueri dicerent: Sibylla ti
theleis; respondebat illa: apothanein theló"
Dla Ezry Pounda
il miglior fabbro

I. Grzebanie zmarłych

Kwiecień - miesiąc najokrutniejszy - rodzi<br>
Z ziemi umarłej gałązki bzu, miesza<br>
Wspomnienie z pożądaniem, niepokoi<br>
Wiosennym deszczem zdrętwiałe korzenie.<br>
Zima nas ogrzewała, otulała<br>
Ziemię w śnieg zapomnienia, karmiąc<br>
Tę resztkę życia suchymi bulwami.<br>
Lato nas zaskoczyło, przyszło nad Starnbergersee<br>
z ulewnym deszczem; stanęliśmy pod kolumnadą,<br>
A potem szliśmy w blasku słońca, do Hofgarten;<br>
Gdzie pijąc kawę rozmawialiśmy godzinę.<br>
<i>Bin gar keine Russin, stamm' aus Litauen, echt deutsch.<br></i>
A gdyśmy byli dziećmi, gośćmi arcyksięcia<br>
Mego kuzyna, brał mnie na saneczki,<br>
A ja się bałam. Wołał Marie,<br>
Marie, trzymaj się mocno. Pędziliśmy w dół.<br>
W górach człowiek czuje się wolny.<br>
Czytam do późna w nocy, zimy spędzam na południu.<br><br>
Jakie korzenie oplątują głazy, jakie konary<br>
Wyrastają z tych kamiennych rumowisk? Synu człowieczy,<br>
Nie potrafisz powiedzieć ani zgadnąć - bo znasz tylko<br>
Stos strzaskanych obrazów, pod strzałami słońca,<br>
Gdzie martwe drzewo nie daje chłodu, ulgi świerszcz,<br>
A suchy kamień plusku wody. Cień<br>
Leży jedynie pod czerwoną skałą,<br>
(Wejdź w ten cień pod czerwoną skałą),<br>
A wskażę tobie coś, co różni się zarówno<br>
Od twego cienia który rankiem kroczy poza tobą<br>
Jak i od twego cienia, co o zmierzchu wstaje by się z tobą spotkać:<br>
Strach ci pokażę w garstce prochu.<br>
<i> Frisch weht der Wind<br>
Der Heimat zu<br>
Mein Irisch Kind,<br>
Wo weilest du?<br></i>
"Dałeś mi hiacynty pierwszy raz rok temu;<br>
Nazywano mnie dziewczyną z hiacyntami."<br>
- Lecz gdyśmy późno wrócili, z hiacyntowego ogrodu,<br>
Wilgotne włosy twoje i ramiona pełne kwiatów, nie mogłem<br>
Mówić, w oczach mi ciemniało, nie byłem ani<br>
Żywy, ani martwy i nic nie wiedziałem,<br>
Wpatrzony w serce światła, w ciszę.<br>
<i>Oed' und leer das Meer.<br><br></i>
Madame Sosostris, wróżka znakomita,<br>
Miała okropny katar, mimo to uchodzi<br>
Za najmądrzejszą kobietę w Europie,<br>
Z bezbożną talią kart. Oto, mówi,<br>
Pana karta, Żeglarz Fenicki - topielec<br>
(Gdzie były oczy - perły lśnią. Spójrz!)<br>
Oto jest Belladonna, Pani Skał.<br>
Pani losu.<br>
Tutaj mężczyzna z trzema pałkami, a tu Koło,<br>
To jednooki kupiec, a ta karta<br>
Pusta, oznacza coś, co dzwiga on na plecach,<br>
Czego nie wolno mi zobaczyć. Znaleźć nie mogę.<br>
Wisielca. Śmierć przez wodę zagraża panu.<br>
Widzę tłum ludzi wciąż chodzących wkoło.<br>
Dziękuję. Jeśli pan spotka drogą panią Equitone,<br>
Proszę powiedzieć, że przyniosę jej horoskop osobiście:<br>
Trzeba być tak ostroźnym w dzisiejszych czasach.<br><br>
Nierzeczywiste Miasto,<br>
Pod mgłą brunatną zimowego brzasku,<br>
Tłum płynął Mostem Londyńskim, tak wielu -<br>
Nie przypuszczałem, śmierć wzięła tak wielu.<br>
Westchnienia - krótkie, rzadkie - z płuc się dobywały,<br>
I każdy patrzył w dół, pod nogi.<br>
Płynęli na wzgórze, a potem w dół, w King William Street,<br>
Gdzie Matka Boska Woolnoth wydzwania godziny,<br>
Dźwięk dziewiąty - ostatni - wybijając martwo.<br>
Tam widząc znajomego, zawołałem: "Stetson!<br>
Na jednym statku byliśmy pod Mylae!<br>
Ten trup, którego posadziłeś rok temu w ogrodzie,<br>
Czy już wypuszcza pędy? Zakwitnie w tym roku?<br>
Czy mróz całunem śniegu okrył jego łoże?<br>
Och, trzymaj psa z daleka, on kocha człowieka -<br>
W ziemi pazurem grzebiąc, na wierzch go wywleka!<br>
Ty! hypocrite lecteur! - mon semblable, - mon frére!"

II. Partia szachów

Krzesło w którym siedziała, jako lśniący tron<br>
Łuną płonęło na marmurze, gdzie zwierciadło -<br>
Wsparte słupami rzeźbionymi w wieńce winnych gron<br>
Z których złocisty wyzierał Kupido<br>
(Drugi oczy zakrywał swymi skrzydłami)<br>
- Siedmioramiennych kandelabrów zdwajało płomienie,<br>
I biło blaskiem w marmur stołu, skąd<br>
Ogień klejnotów, rozsypanych szczodrze<br>
Z atłasowych puzderek, biegł mu na spotkanie<br>
W fiolkach, bez zatknięć, ze szkieł barwionych i słoniowej kości<br>
Jej dziwne, syntetyczne czychały pachnidła -<br>
Pudry, pomady, płyny - mącąc, dręcząc<br>
Topiły zmysły w aromatach. Pchnięte przez powietrze,<br>
Które płynęło z okna, wzlatujące wonie<br>
Świec pogrubiały strzeliste płomienie<br>
I dym ich kładąc na plafonie<br>
Mąciły deseń liści w kasetonach.<br>
Sczerniałe w morzu dęby, nabijane miedzią,<br>
Oranżem i zielenią płonąc, obramione mozaiką kamieni<br>
Rzucały blask posępny - w nim rzeźbiony delfin płynął.<br>
Ponad antycznym kominkiem, jak gdyby<br>
Widok w otwartym oknie - leśna scena:<br>
Przemiana Filomeli zniewolonej brutalnie<br>
Przez króla barbarzyńcówl i nadal tam słowik<br>
Dziewiczo czystym głosem napełnia pustkowie,<br>
Śpiewa jej płaczem, skargą ściga świat,<br>
Lecz brudne uczy słyszą tylko "Dżag Dżag Dżag"<br>
I inne uschłe pniaki i kikuty czasu<br>
Freskami legend zdobiły ściany; twarze<br>
Wychylając się, wzrokiem uciszały pokój.<br>
Stopy z szelestem wchodziły po schodach.<br>
W świetle kominka jej włosy, pod szczotką<br>
Iskrzących punktów rojem rozsypane,<br>
Rozpalały się w słowa, potem gasły, by milczeć zaciekle.<br><br>
"Źle z moimi nerwami tej nocy. Tak, Źle. Zostań ze mną.<br>
Mów do mnie. Czemu nigdy nic nie mówisz? Mów.<br>
0 czym ty myślisz? Co ty myślisz? Co?<br>
Ja nigdy nie wiem, o czym myślisz. Pomyśl."<br><br>
Myślę - jesteśmy w szczurzej uliczce<br>
Gdzie kości zgubili umarli.<br><br>
"Co to za hałas?"<br>
Wiatr pod drzwiami.<br>
"A teraz co to za hałas? Co ten wiatr wyrabia?"<br>
Nic, znowu nic.<br>
"Czy<br>
Ty nic nie wiesz? Nic nie widzisz? Nie pamiętasz<br>
Nic?"<br>
Pamiętam<br>
Gdzie były oczy - perły ślnią.<br>
"Czy jesteś żywy, czy umarly? Nic nie ma w twej głowie?"<br>
Tylko<br>
0 0 0 ten szeksphirowski rag<br>
Taki elegancki<br>
Tak inteligencki<br>
"I co mam teraz robić? Co mam robić? Co?<br>
Wyjść tak jak stoję i iść po ulicy<br>
Z włosami rozwianymi, tak. A co zrobimy jutro?<br>
I co w ogóle mamy robić?"<br>
Ciepła kąpiel o dziesiątej,<br>
O czwartej zakryte auto, jeśli ulica deszczem lśni,<br>
I rozegramy partię szachów, sen ścierając z powiek<br>
I oczekując pukania do drzwi.<br><br>
Kiedy mąż Lilki wracał do cywila. To powiedziałam -<br>
Nie owijałam w bawehię, powiedziałam jej prosto z mostu,<br>
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS<br>
Teraz gdy Albert wraca, oporządź się trochę.<br>
Będzie chciał wiedzieć, co zrobiłaś z forsą, co ci dał<br>
Abyś wstawiła zęby. Dał ci, sama to widziałam.<br>
Wszystkie jej wyrwij Lilka i wstaw sobie nowe,<br>
Tak powiedział - przysięgam, nie mogę patrzeć na ciebie.<br>
I ja również, powiadam, i pomyśl o bidnym Albercie,<br>
Cztery lata był w woju, teraz chce mieć frajdę,<br>
A jeśli ty nie zechcesz, to znajdą się inne.<br>
0 czyżby, odpowiedziała. Coś w tym rodzaju, mówię.<br>
To choć wiem komu dziękować, i łypnęła na mnie okiem.<br>
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS<br>
Jak ci się nie podoba, to się wypchaj, mówię.<br>
Inne tylko czekają na taką okazję.<br>
Lecz jak Albert da nogę, wspomnisz moje słowa.<br>
Jak ci nie wstyd, powiadam, wyglądać jak antyk<br>
(A ma tylko trzydzieści jeden lat).<br>
Nic na to nie poradzę, mówi, twarz jej się wyciąga,<br>
To przez proszki, co brałam na spędzenie.<br>
(Ma już piątkę, rodząc Jurka omal nie umarła)<br>
Aptekarz mówił - będzie dobrze, ale nie jestem ta sama.<br>
<i>Jesteś</i> - lepsza wariatka, powiadam,<br>
Póki Alber ma ochotę, tak być musi,<br>
Po coś ty wyszła za mąż, jak nie chcesz mieć dzieci?<br>
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS<br>
W niedzielę Albert był już w domu - ugotowała golonkę,<br>
Mnie zaprosili na obiad, bym skosztowała pyszności...<br>
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS<br>
PROSZĘ SZYBCIEJ ZAMYKAMY<br>
Dobranoc Bill. Dobranoc Lu. Dobranoc May. Dobranoc.<br>
Pa pa. Dobra... Dobranoc.<br>
Dobranoc paniom, dobranoc lubym paniom, dobranoc, dobra noc.

III. Kazanie ognia

Namiot rzeki już pękł; ostatnie palce liści<br>
Chwytając się kurczowo, toną w rozmokłym brzegu. Wiatr<br>
Przebiega brunatną ziemię, bezgłośnie. Nimfy odpłynęły.<br>
Słodka Tamizo, płyń łagodnie nim skończę mą pieśń.<br>
Rzeka nie niesie już pustych butelek, śniadaniowych papierów,<br>
Jedwabnych chustek, niedopłaków, pudełek,<br>
I innych świadectw letnich nocy. Nimfy odpłynęły.<br>
I ich przyjaciele, obiboki - synowie dyrektorów,<br>
Spłynęli, nie zostawiając adresów.<br>
Nad wodami Lemanu siedziałem płaczący...<br>
Słodka Tamizo, płyń łagodnie nim skończę mą pieśń,<br>
Słodka Tamizo, płyń łagodnie, bo cichy i krótki mój śpiew.<br>
Lecz słyszę za plecami, skąd wiatr zimny dmucha<br>
Klekot kości, i chichot od ucha do ucha.<br><br>
Szczur pełznął miękko pomiędzy chwastami<br>
Wlokąc po brzegu swój obślizgły brzuch,<br>
Gdym łowił ryby nad mętnym kanałem<br>
W zimowy wieczór za wieżą gazowni<br>
Dumając o tym jak utonął król, mój brat<br>
A przed nim na dno poszedł król - mój ojciec.<br>
Na mokrym, niskim brzegu nagie, białe ciała<br>
Kości rzucone na niskie i suche poddasze,<br>
Chrobocą tylko pod nogami szczura, rok po roku.<br>
Lecz za plecami słyszę czasem w mroku<br>
Dźwięki klaksonów i motorów, razem z nimi<br>
Wiosną do pani Porter jedzie Sweeney.<br>
Nad panią Porter księżyc wschodzi<br>
Usiadła z córką w światła powodzi<br>
I myją nogi w sodowej wodzie<br>
<i>Et O ces voix d'enfants, chantant dans la coupole!</i><br><br>
Tłit tłit tłit<br>
Dżag Dżag Dżag Dżag Dżag<br>
Tak okrutnie zniewolona<br>
Tereu<br><br>
Nierzeczywiste Miasto<br>
Pod mgłą brunatną w zimowe południe<br>
Pan Eugenides, handlowiec ze Smyrny<br>
Nieogolony, w kieszeniach rodzynki,<br>
Dokument: C.i.f. Londyn, płatne przy odbiorze,<br>
Zaprosił mnie w ludowej francusczyżńie<br>
Na lunch w Hotelu Cannon Street<br>
A następnie na weekend w Metropolu.<br><br>
0 fioletowej godzinie, gdy oczy i plecy<br>
Podniosą się znad biurka, gdy ludzka maszyna czeka<br>
Jak taxi drżąca, oczekuje,<br>
Ja Tejrezjasz, choć ślepy, drżący między dwoma żywotami,<br>
Starzec o piersiach sflaczałych, kobiecych, widzę<br>
0 fioletowej godzinie, co sprowadza<br>
Żeglaża na spoczynek, z morza do domu;<br>
I maszynistkę na podwieczorek - sprząta resztki po śniadaniu,<br>
Zapala piecyk, z puszek wygarnia jedzenie,<br>
Jej nieostrożnie w oknie wiszącą bieliznę<br>
Grzeją ostatnie słoneczne promienie,<br>
Na tapczanie (co w nocy jest łóżkiem) - niedbała<br>
Sterta - gorset, stanik, pończochy, pantofle.<br>
Ja Tejrezjasz, o zwiędłych kobiecych wymionach,<br>
Pojąłem scenę, dalszy ciąg przepowiedziałem<br>
- Ja też na gościa o zmierzchu czekałem.<br>
Wchodzi, w krzykliwym stroju i pryszczaty<br>
Młody agent od domków - zuchwale spoziera,<br>
Jeden z maluczkich, których pewność lśni<br>
Jak jedwabny cylinder bradfordzkiego milionera.<br>
Skończyła jeść, siedzi zmęczona i znudzona,<br>
Chwila jest teraz sposobna - zgaduje,<br>
Pieszczotą pragnie skłonić ją do pieszczot,<br>
Ona nie broni się, ale i nic nie czuje.<br>
Rozogniony i śmiały, szturmuje od razu,<br>
Rękę przesuwa wciąż w nowe rejony<br>
Jego próżność nie żąda odpowiedzi,<br>
Wystarczy mu, że nie jest odtrącony.<br>
(I ja Tejrezjasz przecierpiałem wszystko<br>
Co się odbyło tu, na tym tapczanie;<br>
Ja który zszedłem w świat umarłych nisko<br>
I w kurzu siedziałem przy tebańskiej bramie)<br>
W drzwiach stojąc całus protekcyjny dodał<br>
I po omacku schodzi po nie oświetlonych schodach...<br><br>
Ona odwraca się i chwilę patrzy w lustro,<br>
M,ozg jej chce zebrać rozproszone myśli;<br>
Nie wie, czy jest tu, czy był tu przed chwilą:<br>
"Poszedł, jak dobrze, że już jest po wszystkim".<br>
Gdy z drogi cnoty schodzi śliczna pani -<br>
I przed zwierciadłem stoi z pochyloną głową,<br>
Włosy swe machalnie wygładza rękami<br>
I na gramofon kładzie płytę nową.<br><br>
"Muzyka ta, obok mnie pełzła nad wodami"<br>
Wzdłuż Strandu aż do Queen Victoria Street.<br>
O Miasto miasto, słyszę czasami<br>
Stojąc przed barem na Lower Thames Street,<br>
Jak mandolina delikatnie kwili<br>
I gwar i głosy który dobiegają z wnętrza<br>
Gdzie ryb handlarze schodzą się w południe: gdzie ścian<br>
Magnusa Męczennika przepych i prostota<br>
Jest niepojętym pięknem jońskiej bieli oraz złota.<br><br>
Rzeka wypaca<br>
Ropę i smar<br>
Fala zawraca<br>
Odpływa w dal,<br>
Żagle czerwone<br>
Szerokie na stronę<br>
Zawietrzną zwrócone<br>
Łopocą na rejach.<br>
Za galarami kłody na fali<br>
Płyną ku Greenwich<br>
Wyspa Psów w dali.<br>
Weialala leia<br>
Wallala leialala<br>
Elżbieta i Leicester<br>
Rytmiczne wiosła<br>
Rufę złoconą<br>
Jak muszlę niosły<br>
złoto czerwoną,<br>
Wiatr rześki marszczy<br>
Fale na brzegu<br>
Wiatr południowy<br>
Wzdłóż rzeki biegu<br>
Niesie głosy dzwonów<br>
Białych wież<br>
Weialala leia<br>
Wallala leialala<br><br>
"Tramwaje oraz drzewa w kurzu.<br>
Zrodziły mnie. Highbury. Richmond i Kew<br>
Zgubiły mnie. - Pod Richmond nogi rozłożyłam<br>
Leżąc na wznak, na czółna wąskim dnie."<br><br>
"Stopy moje na Moorgate, a serce<br>
Rzuciłam pod stopy. Po wszystkim<br>
Płakał, obiecywał "zaczniemy od nowa".<br>
Nie miałam o nic żalu i nie rzekłam słowa."<br><br>
"Na piaskach Margate<br>
Potrafię złoączyć<br>
Nic z niczym<br>
Połamane paznokcie, brudne kciuki dwa.<br>
Moi starzy, ludzie skromni, nie oczekują<br>
Niczego."<br>
la la<br><br>
Do Kartaginy przybyłem wówczas<br><br>
Płonąc płonąc płonąc płonąc<br>
0 Panie Ty wyrywasz mnie<br>
0 Panie Ty wyrywasz<br><br>
płonąc

IV. Śmierć przez wodę

Fenicjanin Flebas, martwy od dwu niedziel,<br>
Zapomniał krzyku mew, i fal spiętrzonych głębin<br>
Zyski i straty.<br>
Podwodny prąd szepcząc<br>
Obgryzał jego kości. Wznosił się i spadł -<br>
Płynąc pośród dojrzałych, potem młodych lat<br>
Aż wchłonął go wir.<br>
Poganin czy Żyd<br>
0 ty - który obracasz kołem i spoglądasz w wiatr,<br>
Wspomnij Flebasa, co był piękny i smukły - jak ty.

V. Co powiedział grom

Po krwawym blasku żagwi na spoconych twarzach<br>
Po mroźnej ciszy w ogrodach<br>
Po męce i agonii na kamiennym wzgórzu<br>
Wrzasku i płaczu<br>
Więzieniu i pałacu i pogłosie<br>
Wiosennych grzmotów wśród dalekich gór<br>
Ten co był żywy jest teraz umarły<br>
My co byliśmy żywi umieramy teraz<br>
U kresu cierpliwości<br><br>
Tu nie ma wody tu jest tylko skała<br>
Skała bez wody i piaszczysta droga<br>
Droga wijąca się wśród gór nad nami<br>
Między skalnymi głazami bez wody<br>
Gdyby tu była woda można by stanąć i pić<br>
Lecz pośród skał nie można myśleć ani żyć<br>
Suchy jest pot a stopy grzęzną w piachu<br>
Gdyby tu woda spływała ze skał<br>
Martwa jest paszcza gór - spróchniałe zęby pluć nie mogą<br>
Tutaj nie można siedzieć, leżeć, ani stać<br>
I nawet ciszy nie ma wśród tych gór.<br>
Tylko bezpłodny suchy grzmot bez deszczu<br>
I samotności nawet nie ma wśród tych gór<br>
Tylko posępne krwią nabiegłe twarze klną i kipią<br>
W drzwiach lepianek ze spękanej gliny<br>
Gdyby tu była woda<br>
A nie skała<br>
Gdyby tu była skała<br>
Ale i woda<br>
I woda<br>
Źródło<br>
Sadzawka wśród skał<br>
Gdyby tu był chociażby wody dźwięk<br>
A nie cykada<br>
I śpiew suchych traw<br>
Ale szum wody spływającej ze skał<br>
Gdzie drozd-pustelnik śpiewa pośród sosen<br>
Krop kap krop kap kap kap kap<br>
Ale tu nie ma wody<br><br>
Kim jest ten trzeci, który ciągle idzie obok ciebie?<br>
Gdy liczę nas, jesteśmy tylko ty i ja<br>
Lecz gdy spoglądam przed siebie w biel drogi<br>
Ktoś jeszcze wędruje przy tobie,<br>
Sunie spowity płaszczem brunatnym, w kapturze<br>
Nie wiem czy jest to kobieta czy mąż<br>
- Kim jest ten, który idzie po twej drugiej stronie?<br><br>
Co to za dźwięki wysoko w powietrzu<br>
Pomruk matczynych lamentów<br>
Co to za hordy w kapturach, jak roje<br>
Na bezkresnych równinach, utykają na spękanej ziemi<br>
Otoczonej jedynie płaskim horyzontem<br>
Co to za miasto nad łańcuchem gór<br>
Pęka i zrasta się i rozpryskuje - w fioletowym wietrze<br>
Walące się wieże<br>
Jeruzalem Ateny Aleksandria<br>
Wiedeń Londyn<br>
Nierzeczywiste<br><br>
Kobieta długie czarne naciągnęła włosy<br>
Muzykę szeptów grała na tych strunach<br>
A nietoperze z twarzą dziecka, w fioletowym świetle<br>
Gwizdały i biły skrzydłami<br>
I pełzły w dół głowami po sczerniałym murze<br>
I odwrócone w dół w powietrzu trwały wieże<br>
Dzwoniąc podzwonne dzwonów, co czas wyznaczały<br>
I głosy śpiewające z pustych cystern i wyschniętych źródeł<br><br>
W zapadłej dziurze pomiędzy górami<br>
W nikłym świetle księżyca śpiewa trawa<br>
Na rozwalonych grobach, wokoło kaplicy.<br>
Jest tu pusta kaplica, dom tylko dla wichrów<br>
Bez okien, drzwi tańczące na zawiasach,<br>
Wyschłe kości nikomu nie wyrządzą krzywdy.<br>
Jedynie kogut stanął na wierzchołku dachu<br>
Ku-ku-ryku ku-ku-ryku<br>
W świetle błyskawic. Potem wilgotny powiew<br>
Niosący deszcz<br><br>
Ganges wysechł do mułu, a liście omdlałe<br>
Czekały deszczu, kiedy czarne chmury<br>
Zebrały się daleko, hen, nad Himawantem.<br>
Dżungla przysiadła, skuliła się w milczeniu.<br>
Wówczas przemówił grom<br>
DA<br>
<i>Datta:</i> cośmy dali?<br>
Mój przyjacielu, krew wstrząsa mym sercem,<br>
Okropną śmiałość chwili wyrzeczenia<br>
Lata rozwagi nie są cofnąć w stanie,<br>
Przez to, i tylko przez to, trwaliśmy wśród żywych<br>
Czego nie znajdą w naszych nekrologach<br>
Ani w pamiątkach które zasnuł dobroczynny pająk<br>
Lub pod pieczęcią którą chudy rejent złamie<br>
W naszych pustych pokojach<br>
DA<br>
<i>Dajadwám:</i> klucz słyszałem<br>
Raz obrócony w drzwiach i tylko jeden raz<br>
Każdy w więzieniu swym - myśli o kluczu<br>
Myśląc o kluczu, potwierdza więzienie<br>
Tylko o zmierzchu eteryczna wieść<br>
Wskrzesza na chwilę złamanego Koriolana<br>
DA<br>
<i>Damjata:</i> Łódź odpowiadała<br>
Radośnie, dłoni nawykłej do źagla i wiosła<br>
Morze było spokojne, twoje serce by odpowiedziało<br>
Radośnie - tętnem posłusznym<br>
Wiodącej dłoni<br><br>
Siedziałem na brzegu<br>
Łowiąc ryby, wyschnięta równina poza mną,<br>
Czy w końcu na mych ziemiach zaprowadzę ład?<br>
Most Londyński wali się wali się wali się<br>
<i>Poi s'ascose nel foco che gli affina</i><br>
<i>Quando fiam uti chelidon</i> - 0 jaskółko jaskółko<br>
<i>Le Prince d'Aquitaine á la tour abolie</i><br>
Te fragmenty oparłem o moje ruiny<br>
Wtedy dogodzę tobie. Hieronimo znowu szalony.<br>
<i>Datta. Dajadwám. Damjata.

KONIEC
http://www.matix.salon24.pl
Echo
Posts: 724
Joined: Fri Jan 26, 2007 12:36 pm
Location: poland

Postby Echo » Sat Nov 01, 2008 9:09 pm

Na ten dzień mam jeden z wierszy ulubionego pisarza, który jest z większością z nas od dzieciństwa. ;)

Taktowne umieranie - Jan Brzechwa

Umierać trzeba z taktem. A więc, dajmy na to,
Nie wtedy, kiedy właśnie zaczyna się lato!

Pomyślcie: każdy człowiek o wakacjach marzy
W górach czy na Mazurach, na słonecznej plaży

I nagle ja umieram. Jest mój pogrzeb. Jak tu
Nie nazwać takiej śmierci wprost szczytem nietaktu?

Umierać trzeba z taktem. Ci, co innych cenią,
Nie sprawiają pogrzebów zbyt późną jesienią.

Ja nie chciałbym, na przykład, by ludzie zmoknięci
Klęli i uwłaczali mnie lub mej pamięci,

By katar czy też grypę ściągali na siebie
Dlatego, że bawili na moim pogrzebie.

Umierać trzeba z taktem. Wymaga obliczeń
Taka śmierć, żeby pogrzeb nie przypadł na styczeń.

Lub, powiedzmy, na luty, gdy mrozy siarczyste
Mogą całkiem zniechęcić żałobną asystę.

Ja nie chciałbym, by ludzie, których śmierć ma wzruszy,
Mieli z tego powodu poodmrażać uszy.

Wiosna to co innego! Nie ma lepszej pory,
Aby umarł taktownie człowiek ciężko chory.

Na cmentarzu wesoło zielenią się drzewa,
Żałoba na wiosennym wietrze się rozwiewa,

I śmierć zda się błahostką, gdy wiosna upaja...
Postaram się pociągnąć do połowy maja.
User avatar
Zamia
Posts: 790
Joined: Tue Jan 09, 2007 9:38 pm

Postby Zamia » Tue Jan 20, 2009 8:40 am

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Zachód słońca

Kto pogubił te pióra różowe na niebie?

Aniołowie kochania, kochania, kochania. -

Popłynęli daleko - nie do mnie i ciebie,

lecz tam, gdzie szyby płoną snem oczekiwania.

Aniołowie miłości pióra pogubili,

niosąc w oddal rozkosze, rozkosze, rozkosze,

różowe pocałunki, nieskończoność chwili

i pełne łez amfory, i róż pełne kosze.

Jedno pióro wionęło nad tym naszym domem,

gdzie w oknie brak złotego, złotego płomienia,

i zawisło nad nami różowym ogromem,

i zawisło nad nami żałością wspomnienia...

Kto pogubił te pióra różowe na niebie?

Aniołowie kochania, kochania, kochania. -

Popłynęli daleko - nie do mnie i ciebie,

lecz tam, gdzie szyby płoną snem oczekiwania.

Z tomu "Niebieskie migdały" (1922)


Piotr Kostka-Godecki i gitara.....

Return to “Dyskusje niezwiązane z Cantr”

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 1 guest