Serial Cantryjski: "Zielone losy"

Ogólne pogawędki, ogłoszenia innych serwisów i inne niezwiązane z Cantr tematy.

Moderators: Public Relations Department, Players Department

User avatar
Matix
Posts: 958
Joined: Thu Sep 29, 2005 7:24 pm
Location: Poland, Wroclaw, localhost
Contact:

Serial Cantryjski: "Zielone losy"

Postby Matix » Fri Mar 02, 2007 10:32 am

Przestrzeń. Pusta przestrzeń wypełniona pojedyńczymi stworzeniami. Tasiemce. Niektóre młode i krótkie mają zaledwie kilka członów. Inne starsze mają członów po kilka tysięcy. Niektóre mają kolor różowy inne brązowo-sraczkowaty. Inne jeszcze przypominają bardziej latające gówna. Unoszą się w przestrzeni jakby pływały. Cały świat tasiemców otacza ogromny wąż gryzący swój ogon. Czas kręci się dookoła i zataczą kręgi. Wszystko się powtarza.

***

Zarodnia. Wśród małych inkubatorów unoszą się małe główki tasiemców. Nagdle wśród zielonego błysku pojawił się nowy inkubator. Nowy tasiemiec był jednak inny niż wszystkie inne. Jego skóra była zielona, woda w której się unosił powoli nabierała takiego koloru.

***

Poza przestrzenią zaczęły pojawiać sie głosy. Jakiś czas się kłuciły tak, że trudno było rozróżnić słowa. W końcu jeden odezwał się głośno i reszta umilkła. Ten monologizował przez jakiś czas:

- To będzie zupełnie nowy serial. Będzie to RPG połączony z czymś innym. Fabuła mimo, że z początku będzie miała okreśnolny kierunek z czasem się będzie rozpływać na boki. Oto narodziny nowego serialu! Nadamy mu niezwykłą nazwę jak on sam jest niezwykły. Będzie miał nazwę: "Zielone losy".


***

Milczenie. Tasiemce wciąż się unoszą. Inkubator zielonego tasiemca polowi się otworzył i mała główka z jednym zaledwie członem wyszła w pustą przestrzeń.

***

Nad Vlotyrian zbudził się świt. Długie promienie słońca zagrały na falach morza. W nikłym mroku widać było białe żagle wielkich statków. Zajaśniały ściany budynków. Powoli plac Vlotyrian zaczął się zapełniać.
Na placu począł się unosić nikły gwar. Wpierw szepty, potem ciche ale pewne głosy, na koniec głośne rozmowy. Podróżnicy podnieśli się z rozścielonych płaszczy na placu. Do wielkiego słupa ogłoszeń przybliżało się coraz więcej osób. Gwar począł robić się nieznośny. Kupcy krzyczeli o tym co kupią, co sprzedadzą. Przekupki zachwalały swoje towary. Żeglarze i podróżnicy rozmawiali wesoło i od czasu do czasu wybuchali śmiechem. Gdzieś jakiś człowiek nagle złapał się za serce i upadł nie wywołując wielkich emocji. Dwóch ubranych ciemno grabarzy podniosło ciao i wyniosło by je zakopać jak wiele innych.
Nad miastem coraz wyżej unosił się kurz i pył. Deszczu który oczyściłby ciężkie powietrze nie było już od wielu dni. Od czasu do czasu mocny podmuch watru porywał drobinki kurzu i zabierał je do morza.
Robiło się coraz goręcej. Bardziej wrażliwi schowali się w cieniach budynków. Kupcy jednak wciąż uparcie wołali głośno i wydzierali sobie nawzajem nieczego nieświadomych klientów.

Do portu przybił wielki statek. Wysiadł z niego mężczyzna. Ubrany był w czarną skórzaną zbroję nadającą mu umięśniony wygląd. Na nogach miał mocne czarne wysokie buty spięte żelaznymi klamrami. Na plecach wisiał do tyłu zarzucony ciężki czarny konopny płaszcz. Przy pasie do żelaznego pasa nosił przypięty długi miecz. Długa czarna i gęsta broda opadała mu na piersi, a czarne, kręcone włosy spoczywały na jego ramionach i plecach. Uśmiechał się paskudnie wchodząc na molo portu. Powoli ruszył w kierunku rynku.

Mężczyzna nie zbudził wielkich sensacji. Kilka spojrzeń zwróciło się w jego stronę, ktoś inny przywitał go ciho co jednak skwitował milczeniem. Podszedł do słupa i machalnie przez chwilę przyglądał się umieszczonym na nim ogłoszeniom. Przekupki, które rzuciły się do niego pokazując mu wiele różnych przedmiotów o zabawnym kształcie i absolutnie bez zastosowania, rozpędził lekkim ruchem ręką.

Nagle ziemia się poruszyła, a wszyscy zasłonili uszy. Mężczyzna w czarnym śmiejąc się schował długi róg wykonany z kości słoniowej i zawołał donośnie:
- Kompletuję załogę na wyprawę! Do statku "Łowca Snów" którego można z daleka zobaczyć. Szukam ludzi odważnych i śmiałych. Chcących się wzbogacić, ale umiejących ścierpieć głód. Szukam tych, którzy nie wycofają się i będą lojalni. Wyprawa będzie sięgać daleko poza wyspy i niejedna przygoda zapewnie nas napotka. Czekam na ochotników!

Zaraz kilu przybyszów zerwało się na nogi i podbiegło do mężczyzny. Ten jednak, oceniając ich szybkim spojrzeniem, odprawił ich. Z innymi rozmawiał chwilę. Wszyscy jednak odeszli zasmuceni negatywną oceną mężczyzny.

Minęło kilka godzin i na rogach ulic pojawiły się plakaty mówiące o dalekiej podróży. Na plakacie było widać rysunek wielkiego statku płynącego przez morze i unoszonego przez wzburzone fale. Plakat przyciągał wzrok. Wielki napis pod spodem głosił:
"Żądni przygód podróżnicy mogą się skontaktować ze mną w gospodzie."

Wieczór zapadł...

***

W przestrzeni tasiemców znów odezwał się głos.

Każdy przedstawia swoją postać, która chce się przyłączyć do przygody. Nie można naginać fabuły i wykonywać niezwykłych sztuczek psujących smak grze. W temacie można pisać TYLKO o swoim bohaterze, który został już wprowadzony. Jego przeżycia i myśli, zachowania i uczucia. Nic więcej. Tematu NIE można komentować. Jeśli można to kasujcie w tym temacie opisy. Jeśli ktoś nie jest pewien, czy jego postać będzie pasowała do serialu to można mi przesłać projekt na pm'a, a ja wyrażę swoją opinię. Osoby takie jak Action, Loc, Sasza, Danio i inni spamerzy muszą wpierw dostać moją akceptację. Mam nadzieję, że modzi wesprzą mnie w krytycznych momentach. Jeśli chcecie komentować to stwórzcie temat NOWY.

Zapraszam do gry. Myślę, że nagrywanie nowego serialu bardzo się wam spodoba. Co jakiś czas narrator będzie wkraczać i prowadzić fabułę. Moja postać to mężczyzna w czarnym. Obowiązuje NZ itd. Miłej zabawy!


***

Wieczór zapadł, a w tym czasie...
http://www.matix.salon24.pl
User avatar
ActionMutante
Posts: 873
Joined: Thu Jul 13, 2006 11:46 am

Postby ActionMutante » Sun Mar 04, 2007 2:23 pm

Z tlumu wyrwal sie czerwony plemnik pedzac gdzies daleko od gownianego tlumu


Slonce stalo w zenicie nagrzewajac schylone nad roznorakimi pracami ludzkie plecy. Dzwieki pilowanego drewna i lupanego kamienia zagluszaly zarowno zgielk lasu, jak i szum fal rozbijajacych sie o porozrzucane na plazy glazy. Nikt z zajetych nie zwracal uwagi na przechadzajacego sie obok nich i przygladajancego pracy mezczyzne. Kierowal on swoje kroki w strone jedynego kamiennego budynku w calej osadzie- swiatyni Quazelqecuota. Wysoka piramida znajdowala sie na polnocnym krancu wioski, z wejsciem skierowanym w strone spokojnego oceanu, swiadczyla o wielkosci przodkow, a umiejscowiony na jej szczycie Swiety Artefakt uzmyslawial boskie pochodzenie mieszkancow.
U stop schodow siedzial ozdobiony piorami kaplan mamroczac cos pod nosem.

- Znow napaliles sie Swietych Ziol, mistrzu?- spytal mlodzieniec przygladajac sie przekrwionym oczom Taterqueza.
- Bogowie mowia, ze czeka nas swietlana przyszlosc, jesli dalej bede utrzymywal z nimi kontakt...- wybelkotal Sluga Bozy metnie spogladajac na Kurake.
-Mistrzu... Mam pytanie... Czy Bog wyrazil zgode na inne wykorzystanie Swietych Ziol?
-Nie! Jest to definitywnie zabronione!- momentalnie otrzezwial kaplan- Jeszcze sie gniewaja za ta heretyczke! Co za demony ja opetaly, zeby z tej swietej rosliny robic material na ubrania? Nawet ja nie mialbym prawa dostepowac zaszczytu noszenia takich szat!
Zrezygnowany mezczyzna odwrocil sie i ruszyl w strone swej siedziby.

Prowizoryczna palisada wzniesiona tylko od zachodu i poludnia oslaniala wioske od strony lasu, na wschodzie rozciagalo sie wielkie morze, a za nim mityczna kraina przodkow. Na srodku osady znajdowala sie hata wodza i wieza obserwacyjna, otoczone domostwami mieszkancow i ich pracowniami. Mieszkancy nie mieli wrogow, a jedyne niebezpieczenstwo- dzikie zwierzeta- nauczylo sie omijac ich z daleka...

-SA!!! PRZYBYLI!!! -rozlegl sie krzyk obserwatora z wierzy- wskazujacego na wschodni horyzont.
Kuraka wyrwany z zamyslenia pobiegl szybko na plaze. W jego slady podazyli inni osadnicy.
-...przodkowie... zabiora nas... raj...- dalo sie slyszec podniecone szepty.

***

-LAD!- z trudem wykrzyczal szyper.

Omen plynal juz wiele dni bez jedzenia, zaloga byla wykonczona. Po ostatniej wyprawie musieli uciekac przed poscigiem daleko w morze. Wszelka nadzieja byla juz stracona. Az do tej chwili...

-Przygotowac lodzie! Plyniemy po jedzenie chlopaki!- usmiechna sie kapitan. Maskowal przed zaloga swoja ulge... Gdyby wiedzieli, ze nie mial zadnej mapy i wyslal ich na rejs ku nieznanemu, obdarliby go ze skory... A tu nagle taki cud... - Dzis nazremy sie za wszystkie czasy!
All my friends are dead.
You got dragged outta bed,
Now they're buried and they're dead.
User avatar
ushol
Posts: 1254
Joined: Thu Dec 15, 2005 5:11 pm
Location: Real World

Postby ushol » Mon Mar 05, 2007 2:46 pm

Drzwi budynku stojącego przy małej bocznej uliczce Vlotryan otwarły się i wyszedł z nich niski, krepy mężczyzna. 'Niech was szlag!' Wykrzyknął i trzasnął drzwiami. Przez chwilę stał jeszcze i rozglądał się po okolicy miejsca, w którym stał. Nie było zbyt dużo do oglądania, wąska uliczka ograniczona wysokimi domami. Nie było okien, na ziemi leżały miejscami pajdy łajna, jakieś papiery przygnane przez wiatr i kości, najprawdopodobniej zwierzęce. Mężczyzna otrzepał ubranie składające się z ciężkich brązowych skurzanych spodni, kontrastowo lekkiej i zwiewnej koszuli trochę zbyt dużej, aby można było powiedzieć o niej, że jest dopasowana oraz kozaków, których cholewy schowane były pod nogawkami spodni. Ruszył przed siebie z niezbyt przyjacielskim wyrazem twarzy. Zatrzymał się przed słupem z ogłoszeniami. 'Cholera jasna... Znowu jakiś dupek zaiwanił mi ogłoszenie... niech ja tylko go dorwę'. Słowa mogły przestraszyć, w połączeniu z widokiem niezbyt eleganckiego młota bojowego niejeden uciekłby z krzykiem. Mężczyzna uderzył pięścią w słup, odwrócił się i skierował ku gospodzie.

Po wejściu od razu udał się do barmana. Duży, acz miło wyglądający człowiek za ladą przywitał go uśmiechem.
– Hej Lance. Co tam? Dawno cie tutaj nie było. Co podać? – Powiedział barman zbyt wysokim jak na jego posturę głosem.
– Nawet mnie nie denerwuj. Ten idiota znowu chciał mnie wycyckać... pieprzę to wszystko. Nie będę więcej u niego pracować. Pół roku brałem nocki tylko, dlatego aby on zamiast zapłacić mi tak jak się umawialiśmy wcisnął mi ten pieprzony młot, który o zgrozo sam od podstaw wyprodukowałem – rzucił na ladę młot bojowy nie zważając na to jak zadbana była.
– Uważaj z tym – barman podniósł młot i od razu zaczął polerować miejsce gdzie leżał. Następnie odłożył go gdzieś za ladą – Odbierz go jutro, dzisiaj możesz sobie zrobić nim krzywdę. – Dobrze wiesz, że nie mam, za co pić, Cort – powiedział lekko zrezygnowany człowiek nazwany Lance.
–Ja stawiam przyjacielu. I nie waż mi się potem oddawać..
– Jeśli możesz mi stawiać drinki na koszt gospody, to może daj mi zapas drewna – odpowiedział z lekkim przekąsem.
– Nie, Lance, bo wtedy już cię nie zobaczę – Barman uśmiechnął się do towarzysza rozmowy, postawił mu mały drewniany kubeczek przed nosem i nalał przezroczystego płynu z gąsiorka – Nadal ci nie wyleciał z głowy pomysł ze statkiem? Żyjesz tutaj parę lat, czemu nie chcesz się osiedlić? Vlotryan to piękne miasto tętniące życiem. – Rzucił jakby stałym, wyuczonym tekstem.
– Cort, czy ty cholera coś podpijasz w pracy, że tak bredzisz? Nie potrafię uzbierać nawet na durną łódkę, a ty mi mówisz, żebym tutaj został? Nienawidzę tego miasta, za rok, może dwa znaleźliby mnie grabarze i zakopali. W akcie zgonu napisaliby "Śmierć głodowa". Nie potrafię tutaj żyć, to nie dla mnie. Zanim tutaj przypłynąłem myślałem, że to będzie miasto dla mnie, gdy udało mi się wyrwać z tego przeklętego zadupia gdzie wszyscy byli dla siebie obrzydliwie mili byłem szczęśliwy... Czemu ja kurde pozwoliłem ukraść sobie ten statek? – uderzył pięścią w ladę i łyknął zawartość kubeczka – Nalej mi jeszcze, najlepiej od razu dwie kolejki, sobie też nalej... Nie lubię pić sam.
Barman nalał cztery działki alkoholu
– Więc co ty chcesz robić? Gdzie był spokój to ci się nie podobało, gdzie głośno też. Nie znajdziesz miejsca dla siebie w takim razie, nie będzie ci lepiej niż tutaj.
Lance wziął kubeczek, wypił... Potem drugi i powtórzył, na jego twarzy zauważyć można było delikatny grymas. – Skąd to masz?? – spytał – Pierwszy raz takie mocne piję... Poza tym znowu pierniczysz. Zrozum, ja nie chcę już stać w miejscu, nie chcę szukać miejsca gdzie się osiedlę. Płynąłem przez 3 lata zanim tutaj przybiłem, morze jest moim życiem, zrozum… Lej dalej.
Czekając na następną kolejkę postanowił zobaczyć, kogo spotka w barze tego wieczora. Rekonesans był dobry, „Myśl, kiedy możesz... Potem może być zbyt późno”, taką zasadę zawsze wyznawał. Wyszukiwał wzrokiem osób, którzy mogliby być bezpiecznymi przeciwnikami w ewentualnej bójce. Bezpiecznymi, czyli takimi, którzy nie dadzą mu łomotu, ale i nie wyglądają zbyt licho. Nie szukał przyjaciół to było widoczne, być może nie miał przyjaciół. Przeszukując salę natrafił na plakat z dużym, statkiem. – Co to jest? – Spytał barmana.
– A, no... Zatrzymał się tutaj jakiś dziwny gość. Mówił, że kompletuje załogę... – Nagle urwał. – Powinienem był ci powiedzieć od razu prawda??
– Tak, Cort, powinieneś, ale lepiej później niż wcale – Lance odwrócił się z powrotem w kierunku baru '...Lepiej późno niż wcale...' Jego oczy dziwnie się rozbłysły, jakby jakaś iskierka przeskakiwała z ogniwa na ogniwo – polej jeszcze – powiedział już jakby do powietrza.
User avatar
suchy
Posts: 2000
Joined: Mon Aug 28, 2006 10:06 am
Location: Under your bed, waiting for you to turn off the light

Postby suchy » Tue Mar 06, 2007 8:30 pm

Do miasta wjechał duży, zakurzony motocykl. Jego kierowcy wyraźnie spieszyło się do miejsca przeznaczenia. Wjechał w rozwrzeszczany tłum na głównej ulicy, powodując jeszcze głośniejsze okrzyki oburzenia.
- Szlag by to... Miasto... - mruknął pod nosem przybysz.
Pojazd zatrzymał się przed siedzibą władz miejskich. Zeskoczył z niego mężczyzna średniego wzrostu, w wieku mniej więcej 35 lat. Jego ogorzałą twarz zakrywał niemal całkowicie duży kapelusz. Przybysz odrzucił go na plecy i spojrzał na budynek. Jego twarz była pokryta ciemnym, kilkudniowym zarostem. Czarne, długie włosy miał związane w kucyk. Był ubrany w brązowe, skórzane spodnie, rozpiętą pod szyją koszulę, wyglądającą na wykonaną z jedwabiu oraz czarne kozaki. Całości dopełniał długi, brązowy płaszcz z postawionym kołnierzem, opadający aż do kostek. Spod płaszcza wychylała się zdobiona rękojeść sejmitara, wiszącego obcemu u pasa.
Mężczyzna skrzywił sie lekko, wziął z motocykla okrągły pakunek i ruszył w stronę wejścia do budynku. Pchnął bez pukania drzwi, które otworzyły się bezszelestnie.
Widać było, że mężczyzna nie jest tu pierwszy raz. Od razu skierował się do biurka stojącego na drugim końcu sali. Siedzący za nim urzędnik nie zauważył wejścia przybysza, zajęty swoją pracą. Obcy podszedł po cichu do biurka i rzucił na nie niesiony pakunek. Urzędnik podskoczył gwałtownie i spojrzał szybko na mężczyznę. Jego gęsie pióro zrobiło malowniczego kleksa na kartce papieru.
- Na bogów, Rolandzie, czy musisz się tak skradać?! - powiedział urzędas, próbując zrobić porządek na biurku.
- No cóż, na tym polega moja praca, sam wiesz, Ariusie... - nazwany Rolandem lekko uśmiechnął się i usiadł na krześle dtojącym przed biurkiem.
- Praca, praca... - mruknął Arius. - Dawno cię nie widziałem. Gdzie cię nosiło?
- A, bywałem tu i tam. Odwiedziłem kilka osad, wykonałem kilka zleceń. A to... - mężczyzna wskazał głową na sporych rozmiarów pakunek. - To jest zlecenie, które wziąłem od was...
- Nie... Nie mów mi, że to jest... - przerwał Arius, na którego twarzy rysowało się obrzydzenie.
- Oczywiście, że tak. - powiedział lekko rozbawiony Roland. - Czy inaczej byś mi uwierzył?
- Nie, chyba nie. - odpowiedział po chwili namysłu urzędnik, wywołując uśmiech na twarzy przybysza. - To twoja nagroda. - Arius wyjął z szuflady sakiewkę i podał ją Rolandowi, który wrzucił ją do jednej z kieszeni swojego płaszcza. - Zostaniesz na dłużej? Może chcesz się czegoś napić?
- Nie, wiesz dobrze, że nie znoszę dużych miast. Powiedz mi tylko, czy macie może jakieś nowe listy gończe? Coś, co mogłoby mnie zainteresować?
- Nie. Ostatnio jest tu dosyć spokojnie. Tylko od czasu do czasu zdarzy się drobny złodziejaszek, którego zaraz łapiemy i wieszamy na placu. - Arius wzruszył ramionami. - Dzięki bogom.
Roland westchnął. Z pracy we Vlotyrian nici. Bardzo liczył na to, że znajdzie tutaj choć jakieś drobne zlecenie.
- W takim razie nic tu po mnie. Dzięki i do zobaczenia, Ariusie. - mężczyzna miał już wstawać, kiedy jego uwagę przykuł plakat, przedstawiający statek na wzburzonym morzu, leżący na biurku urzędnika. - A to co? - zapytał zaciekawiony.
- To? - zaczął Arius z lekceważeniem w głosie. - Jakiś wariat zbiera załogę na swój okręt. Facet wygląda dosyć... nieciekawie. Wątpię, żeby Cię to zainteresowało.
- Zobaczymy, zobaczymy... - mruknął zamyślony Roland i wyszedł z budynku, powiewając połami płaszcza.
You still stood there screaming
No one caring about these words you tell
My friend, before your voice is gone
One man's fun is another's hell!

Wyjdź z domu. Może pod twoim blokiem napierdalają się magowie.
matt_
Posts: 1030
Joined: Mon Oct 16, 2006 9:17 pm

Postby matt_ » Mon Mar 19, 2007 3:00 am

Idąc myśli nad swym losem..."czyżby naprawdę miało tak być...czy nie ma innego wyjścia..." rozgląda się. "co ja mam tu zobaczyć" spogląda w twarz przechodnia "oto twarz czyjaś, nie znam go...dlaczego czuję do niego odrazę?" i tak też jest...widzi twarz...młoda ona jest, pewnie zaledwie dwudziestoletnia, nie naznaczona jeszcze wiatrem ani pracą, przekazująca radość, jego twarz już nigdy taka nie będzie, może dlatego też nie może na nią patrzeć z sympatią. Odwraca wzrok, patrzy teraz na wprost przed siebie. Idzie powoli, jakby liczył swoje kroki, miarowo stawiając stopę przed stopą, zostawiając na piasku wyraźny odcisk buta, wśród licznych śladów bosych stóp. -gorąco tutaj... -mruknął sam do siebie, bo nie zwykł mówić do innych. Był człowiekiem samotnym...lecz nie zawsze...

...śmieje się. Do pięknej,młodej dziewczyny stojącej przed nim. Ona także się śmieje...obejmuję ją...próbuje skraść pocałunek...
...ciepło...czuje ciepło...to ze mnie...spogląda na swoją zabarwioną ciemną czerwienią dłoń, potem na surową twarz mężczyzny przed sobą. "Dlaczego?"...

Idąc spostrzega ukradkowe spojrzenia celujące niczym kusze w niego, w jego twarz. Udaje,że tego nie widzi. Udaje,że nie widzi niczego już od dawna...

...budzi się, jest słaby,czuje zimno na przenikające jego nagie ciało. "co się stało?" zastanawia się, próbuje wstać, lecz jest zbyt słaby by utrzymać się na nogach. Upada i traci przytomność. Śni.
"Idzie przez piękną, ubarwioną wieloma wiosennymi kwiatami łąkę. Jest szczęśliwy...Śmieje się na sam widok falującej trawy. Zauroczony idzie...nie zauważa kiedy do chodzi do przepaści...spada...uderza..."
Nagłe uderzenie w bok budzi go. -witam -słyszy zachrypnięty głos, a odór wydobywający się z ust pełnych przegnitych zębów powoduje odruch wymiotny. -jesteś teraz mój -słyszy ponownie ten sam głos...

...nagle dostrzega coś co przyciąga jego uwagę, idzie w tym kierunku...

...dowiedział się co się stało, a przynajmniej wie to,co udało mu się zrozumieć z posłyszanych ukradkiem rozmów na statku. "zostałem sprzedany" ta myśl go jeszcze kilka lat temu jeszcze paraliżowała, teraz się już do tego przyzwyczaił. "jestem niewolnikiem" myśli już teraz o tym obojętnie, tak jak o biczu spadającym co jakiś czas na jego nagie plecy...

...podchodzi do ogłoszenia, i zaczyna czytać, na jego twarzy wbrew jego woli widać zainteresowanie, coraz żywsze w miarę czytania...

...dostał szansę, nie mógł z niej nie skorzystać. Biegnie przez pole kukurydzy, słyszy za sobą przekleństwa piratów, lecz teraz są już bezsilni, jest już za daleko..

...zaczepia pierwszego z brzegu przechodnia, wskazuje głową na ogłoszenie, wystraszony młody mężczyzna drżącą ręką wskazuje na pobliski budynek. Powoli, zastanawiając się cały czas nad swoją decyzją zaczyna iść w kierunku wskazanym mu przed chwilą. "czyżby to było to,na co czekałem tak długo? "zastanawia się, "może w końcu będę mieć okazję" zaciska rękę na stylisku topora, a jego naznaczona blizną twarz wykrzywia się w grymasie "okazję na zemstę..."

Return to “Dyskusje niezwiązane z Cantr”

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 1 guest