Re: Odeszli... [*]
Posted: Sun Jul 15, 2018 1:57 am
Inoko (4571 - 5856)
Hmm. Trudno pisać o postaci, którą nie grało się od tak dawna. Można powiedzieć, że dożyła swego wieku przez mój sentyment do niej. Przez brak czasu odłożyłam ją na bok i nie mogłam wrócić na właściwe tory. Problem leżał w tym, że Inoko była bardzo poważna i granie nią wymagało wczucia się. Chciałam, by była spójna. Poza tym chciałam udawać, że to wcale nie moja postać, więc dochodziły kombinacje z czasami wstawania. W sumie bezsensu.
Na Inoko miałam pomysł jeszcze przed jej stworzeniem. Niektórych planów nie zrealizowałam, bo wstydziłam się je odgrywać Z początku Inoko wierzyła, że bóstwo jakim była dla niej Natura, zesłało ją na świat, by mogła mu utorować drogę. Klasyczne urojenia. Udawała kogoś w rodzaju szamanki, gadała do powietrza, wyszukiwała znaków, wymyślała sobie misje. Miała być takim odludkiem robiącym wszystko po swojemu, ale sprawy szybko się pokomplikowały dzięki Szczękoczułkowi. Podczas podróży Vlobusem, na niebie rozbłysnął fajerwerk. Inoko zapytała wtedy, czy to Bóstwo do niej przemawia, a Szczękoczułek odparł "to nie ja". Wystarczyło, żeby moja postać sobie wkręciła, że to on jest Bogiem na którego czeka, a że nie przedstawił się wcześniej, bo sprawdzał jej wiarę. Szczękoczułek nie tylko podjął temat, ale też zawarł z nią pakt, żeby nikomu nie mówiła kim jest naprawdę, dzięki czemu nikt nie mógł jej udowodnić, że był on zwykłym człowiekiem. Nawet po jego śmierci częściej przedstawiała go jako przyjaciela (choć często z wahaniem). Bała się, że jeśli powie wprost, że czeka na reinkarnację Boga w nowym, lepszym ciele, ludzie wezmą ją za wariatkę.
No ale w sumie tak to wyglądało.
Szczękoczułek zmarł, zostawił jej statek, a ona nie umiała pływać. Uroiła sobie, że skoro ma statek, to znaczy, że kolejne wcielenie Boga będzie gdzieś za morzem. W ten sposób skrzyżowała drogi z Gonem. Nauka pływania przerodziła się we wspólną podróż, a podróż przerodziła się w przyjaźń. Niby podążali za znakami, ale w sumie była to niekończąca się droga. Na przestrzeni czasu Inoko rozwijała się. Po długich rozmowach z Gonem stopniowo zmieniła swoją wizję świata, ale też i podejście do życia. Zaczęła widzieć siebie już nie tylko jako narzędzie w rękach Boga, ale też jako kogoś, kto ma prawo żyć i też tym życiem się cieszyć. Rodziło to jednak wewnętrzny konflikt - z jednej strony sielankowe życie tu i teraz, z drugiej potrzeba wypełnienia misji, która wydawała się być niemożliwa. Cel ten był dla niej tak ważny, że sięgnęła po poradę do wiedźmy Sidhe, a za jej przepowiednią i wbrew obietnicy złożonej Gonowi, ruszyła sama na Fu.
Kusiło mnie, żeby pozbyć się jej po drodze, bo wydawała mi się wypalona. Śmierć pasowałaby do całego tego jej szaleństwa. Inoko chciała sobie kiedyś wydłubać oko, bo uznała, że wtedy wyłupionym okiem widziałaby świat duchów Podobnym debilnych pomysłów było więcej, ale zazwyczaj ktoś wybijał jej je z głowy. W sumie trzymałam ją wtedy, bo nadal ciekawie mi się nią grało, no i lubiłam grać z Gonem. Kto nie lubił
Na Fu Inoko wpadła na Rahmat. Postać ta poświęciła się całkowicie towarzyszeniu mojej i dbała o nią do końca dni. Podobało mi się, że gracz nie negował założeń Inoko i pozwalał jej żyć we własnym świecie, lekko na niego wpływając. Między innymi dzięki Rahmat, moja postać uznała, że pojemniki na duszę mogą ją uwięzić, a co za tym idzie, że trzeba zakopać ciało Szczękoczułka, żeby się wszystko ładnie rozłożyło w glebie. Niestety ten zabieg nie sprowadził na świat kolejnego ucieleśnienia Natury. Kolejne poszukiwania były tak samo bezowocne jak poprzednie. Zaczęło się coraz więcej spania. Ciągle mówiłam sobie, że to przejściowe i jeszcze nią pogram, ale tak jak pisałam na początku, zaczęło być to coraz trudniejsze. Im dłuższa przerwa, tym ciężej było się wkręcić. Potem po długim czasie zmarł Gon i już tym bardziej odechciało mi się cokolwiek próbować.
Dzięki wszystkim za wspólną grę, a w szczególności wymienionej w tekście trójce ^^
Hmm. Trudno pisać o postaci, którą nie grało się od tak dawna. Można powiedzieć, że dożyła swego wieku przez mój sentyment do niej. Przez brak czasu odłożyłam ją na bok i nie mogłam wrócić na właściwe tory. Problem leżał w tym, że Inoko była bardzo poważna i granie nią wymagało wczucia się. Chciałam, by była spójna. Poza tym chciałam udawać, że to wcale nie moja postać, więc dochodziły kombinacje z czasami wstawania. W sumie bezsensu.
Na Inoko miałam pomysł jeszcze przed jej stworzeniem. Niektórych planów nie zrealizowałam, bo wstydziłam się je odgrywać Z początku Inoko wierzyła, że bóstwo jakim była dla niej Natura, zesłało ją na świat, by mogła mu utorować drogę. Klasyczne urojenia. Udawała kogoś w rodzaju szamanki, gadała do powietrza, wyszukiwała znaków, wymyślała sobie misje. Miała być takim odludkiem robiącym wszystko po swojemu, ale sprawy szybko się pokomplikowały dzięki Szczękoczułkowi. Podczas podróży Vlobusem, na niebie rozbłysnął fajerwerk. Inoko zapytała wtedy, czy to Bóstwo do niej przemawia, a Szczękoczułek odparł "to nie ja". Wystarczyło, żeby moja postać sobie wkręciła, że to on jest Bogiem na którego czeka, a że nie przedstawił się wcześniej, bo sprawdzał jej wiarę. Szczękoczułek nie tylko podjął temat, ale też zawarł z nią pakt, żeby nikomu nie mówiła kim jest naprawdę, dzięki czemu nikt nie mógł jej udowodnić, że był on zwykłym człowiekiem. Nawet po jego śmierci częściej przedstawiała go jako przyjaciela (choć często z wahaniem). Bała się, że jeśli powie wprost, że czeka na reinkarnację Boga w nowym, lepszym ciele, ludzie wezmą ją za wariatkę.
No ale w sumie tak to wyglądało.
Szczękoczułek zmarł, zostawił jej statek, a ona nie umiała pływać. Uroiła sobie, że skoro ma statek, to znaczy, że kolejne wcielenie Boga będzie gdzieś za morzem. W ten sposób skrzyżowała drogi z Gonem. Nauka pływania przerodziła się we wspólną podróż, a podróż przerodziła się w przyjaźń. Niby podążali za znakami, ale w sumie była to niekończąca się droga. Na przestrzeni czasu Inoko rozwijała się. Po długich rozmowach z Gonem stopniowo zmieniła swoją wizję świata, ale też i podejście do życia. Zaczęła widzieć siebie już nie tylko jako narzędzie w rękach Boga, ale też jako kogoś, kto ma prawo żyć i też tym życiem się cieszyć. Rodziło to jednak wewnętrzny konflikt - z jednej strony sielankowe życie tu i teraz, z drugiej potrzeba wypełnienia misji, która wydawała się być niemożliwa. Cel ten był dla niej tak ważny, że sięgnęła po poradę do wiedźmy Sidhe, a za jej przepowiednią i wbrew obietnicy złożonej Gonowi, ruszyła sama na Fu.
Kusiło mnie, żeby pozbyć się jej po drodze, bo wydawała mi się wypalona. Śmierć pasowałaby do całego tego jej szaleństwa. Inoko chciała sobie kiedyś wydłubać oko, bo uznała, że wtedy wyłupionym okiem widziałaby świat duchów Podobnym debilnych pomysłów było więcej, ale zazwyczaj ktoś wybijał jej je z głowy. W sumie trzymałam ją wtedy, bo nadal ciekawie mi się nią grało, no i lubiłam grać z Gonem. Kto nie lubił
Na Fu Inoko wpadła na Rahmat. Postać ta poświęciła się całkowicie towarzyszeniu mojej i dbała o nią do końca dni. Podobało mi się, że gracz nie negował założeń Inoko i pozwalał jej żyć we własnym świecie, lekko na niego wpływając. Między innymi dzięki Rahmat, moja postać uznała, że pojemniki na duszę mogą ją uwięzić, a co za tym idzie, że trzeba zakopać ciało Szczękoczułka, żeby się wszystko ładnie rozłożyło w glebie. Niestety ten zabieg nie sprowadził na świat kolejnego ucieleśnienia Natury. Kolejne poszukiwania były tak samo bezowocne jak poprzednie. Zaczęło się coraz więcej spania. Ciągle mówiłam sobie, że to przejściowe i jeszcze nią pogram, ale tak jak pisałam na początku, zaczęło być to coraz trudniejsze. Im dłuższa przerwa, tym ciężej było się wkręcić. Potem po długim czasie zmarł Gon i już tym bardziej odechciało mi się cokolwiek próbować.
Dzięki wszystkim za wspólną grę, a w szczególności wymienionej w tekście trójce ^^