Z innej beczki, to co mnie dobija w Cantr to wszechobecna niechęć. Przychodzi taka postać i narzeka, jak to nudno i jak to nie ma nic do roboty, no to zarzucasz ją pomysłami 'możesz tu otworzyć bibliotekę, zakład krawiecki z oryginalną odzieżą, teatr, zespół muzyczny...' 'no nie wiem, pomyślę'.
Za jakiś czas postać postanawia odejść, bo może gdzieś indziej znajdzie coś do roboty.
Albo próbujesz rozkręcić coś, cokolwiek, posłuchać ciekawych opowieści, nagle okazuje się, że nikt nie potrafi opowiadać. Nikt nie chce. Albo chcesz urządzić centrum sportów ziomwych, nagle okazuje się, że nikt nie jest w stanie wymyślić żadnego sportu. Żadnego. Nic.
A jak dołożymy do tego jeszcze starych zarządców trzymających klucze i nie pozwalających nic zrobić, to nic dziwnego, że gra staje się nudna. A taki zarządca ma swoje racje 'Dobrze, że nie pozwoliłem mu to otworzyć tego zakładu pogrzebowego, parę lat minęło i odszedł. A takto zostalibyśmy z tym zakładem'. No odszedł, odszedł, bo nie mógł nic zrobić! I czy to naprawdę taka wielka tragedia zostać w mieście z jednym budynkiem więcej? Przyjdzie ktoś nowy,to przerobi nazwę i wnętrze i może zbuduje tam... nie wiem, szpital, kwiaciarnię, cokolwiek. Czy naprawdę w dobie magazynów pękających w szwach musimy tak na wszystkim oszczędzać?
A potem wieczne narzekanie jak to nudno i jak to się nic nie dzieje.
“Man sacrifices his health in order to make money.
Then he sacrifices money to recuperate his health. He is so anxious about the future that he does not enjoy the present; he lives as if he is never going to die, and then dies having never really lived.”